... Gdzieś w oddali słyszałam głos Jamie'go i Andy'ego. Ale byli daleko. Przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam na schodach prowadzących do salonu i przyglądałam się Alexowi rozmawiającym z kobietą podszywającą się pod moją matkę.
- Jak mogłaś dopuścić do ich ucieczki?! - Wrzeszczał na kobietę Alex.
- Ja? Chyba ty i twoja straż!
- Juliett, to ty nie przekonałaś jej do końca! - To była wizja przyszłości, uświadomiłam sobie.
- Nie, jakbyś zapomniał to ona jest śniącą, mogła mieć wizję! - Śniącą? Oni mówili o mnie? Jeśli tak to mieli rację.
- Jednej nocy straciliśmy praktycznie wszystkich sprzymierzeńców i dwie śniące! - W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju weszła kobieta w szarym płaszczu, na głowę miała zarzucony kaptur, który zasłaniał jej twarz.
- No w końcu. - Powiedział Alex z wyraźnym westchnieniem ulgi. Kobieta zrzuciła kaptur. Zaparło mi dech w piersiach, miałam wrażenie że zaraz zemdleję, chociaż teoretycznie byłam już nieprzytomna. To była moja adopcyjna matka. Ta, która mnie wychowała. Ta, u której mieszkałam. Ta, którą do niedawna uważałam za moją biologiczną matkę i ta, której bezgranicznie ufałam. Co ona tu robiła?
- Obiecałam że przyjdę, wiec jestem. - Powiedziała z uśmiechem i przytuliła Alexa jak starego przyjaciela. Wsunęła rękę w jego czarne, farbowane, włosy. Potem oboje usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać, kompletnie ignorując Juliett.
- Clov uciekła, razem ze swoją matką. - Powiedział z poważną miną. Przyjrzałam mu sie. Po przefarbowaniu włosów bardzo przypominał Andy'ego, jednak Andy był bardziej wyluzowany. No i młodszy. Potrafił rozluźnić każdą sytuacje, a Alex wydawał sie być cały czas spięty. No i Alex nie miał jego tatuaży.
- O cholera! No i co teraz? - Zapytała.
- Może wróci do ciebie.
- Skoro uwolniła Sophię to na pewno nie wróci!
- To ... - głosy Jamie'go i Andy'ego stały sie głośniejsze, za to Alexa przycichł. Obraz stał sie rozmazany, nagle całkiem zniknął. Poczułam że spadam i otworzyłam oczy. Półleżałam na podłodze w lochu. Nade mną pochylali się Jamie i Andy. Na ich twarzach rysował się wyraz zaniepokojenia. Andy miał na policzku rozcięcie, z którego sączyła się krew. Jamie miał zranioną rękę. Miałam ochotę rzucić się na szyję ... no właśnie, komu? Jamie'mu czy Andy'emu? Uświadomiłam sobie że kocham ich obydwu. Akurat w takim momencie? Postanowiłam ze zostawię obu w niepewności, ale Jamie w tej samej chwili przytulił mnie i podniósł do pozycji siedzącej. Cały czas mnie przytulał i zaczął mówić.
- Przepraszam, Clov przepraszam cie! Kocham cię! Nie chciałem tak na ciebie nawrzeszczeć. Wybacz. - Przytuliłam go mocniej i spojrzałam na Andy'ego. Odwrócił wzrok, ale jego twarz nie zdradzała co czuje. Tak jak zazwyczaj, robił dobrą minę do złej gry.
- Spokojnie. Gdzie Megan i Steven? - Zapytałam i odsunęłam się od Jamie'go. Złapał mnie za rękę i zobaczyłam że w cale nie jest ranny. To czyja była krew na jego rękawie? Zaczęłam się niepokoić. Andy otarł krew z policzka, ale i tak zaraz z rany popłynęły nowe strużki.
- Walczą na zewnątrz. - Powiedział Jamie i popatrzył mi prosto w oczy. - Nie martw się, nie są sami. Nowa ... tożsamość Trenta przynosi skutki. Sprowadził kilka wilkołaków do walki. Jest z nimi też Vic. - Wyjaśnił, jakby wyczytał mój niepokój z oczu. - Znalazłaś matkę?
- Tak, jest dalej w lochu, ale wszystko nam wyjdzie, mam plan.
- Ni ci nie jest? - Zapytał Andy. Odezwał sie pierwszy raz.
- Nie, czemu?
- Wiesz, znaleźliśmy cię leżącą na ziemi i sztywną. Byłaś zimna jak lód. - Wyjaśnił Jamie uprzedzając Andy'ego.
- Wszystko dobrze, miałam wizję, uda nam się! Ja teraz szukałam zbrojowni bo nie mam broni a was zobaczyłam. - Andy wyjął spod kurtki sztylet myśliwski i mi go podał. Wzięłam go i wstała. Wszyscy ruszyliśmy biegiem do wyjścia. Na zewnątrz widok był przerażający. Demony różnej razy walczyły z wilkołakami w ludzkiej postaci. W mroku mignęły mi gdzieś rude włosy Vic i blond włosy Megan. Stevena nie rozpoznawałam. Szybko wkroczyłam w wir walki. Chociaż nie było już tylu przeciwników i tak było ciężko. Jeden ze szponów demona rozorał mi skroń. Zabiłam go jednym płynnym ruchem, sztyletu. Po dłuższym czasie wygraliśmy walkę. Wilkołaki się wycofały a ja przytuliłam Trenta, Vic i Megan. Mama wyszła z lochów i stała z nami na polu bitwy. Razem odlecieliśmy. Andy pożyczył auto od Stevena i odwiózł Vic i Trenta a potem przyjechał do domu Jamie'go. Wszystko byłoby już wspaniale, gdyby nie moja wizja...
świetny rozdział mam nadzieję że szybko pojawi się następny :D... pozdrawiam i życze weny :D
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuń