sobota, 28 września 2013

Część 10

… Wylądowałam w obskurnym barze niedaleko mojego domu. Nie wiedziałam co robić. Siadłam przy jednym z wielu stolików i zaczęłam gorączkowo myśleć. Ciężko było mi myśleć w takim otoczeniu. Brązowa farba odchodziła od ścian. Całe pomieszczenie pachniało alkocholem. Gdzie pójdę? Nie mogę wrócić do domu. Iść do Jamie’go bo Steven zapewne nie chce mnie widzieć, przynajmniej przez jakiś czas. Zostaje jeszcze Vic, ale ona jeszcze nic nie wie i na razie nie chcę jej wtajemniczać. Trenta nie było dzisiaj w szkole i nie chcę narzucać na niego jeszcze moich problemów. Zostaje zostać tu aż do zamknięcia a potem włóczyć się całą noc. Do stolika niedaleko dosiadło się dwóch facetów. Jeden był wyższy i miał ciemniejsze włosy od drugiego. Wyczułam w nich coś niepokojącego. Nie byli zwykłymi ludźmi tylko wilkołakami. Jamie miał rację mówiąc że można ich spotkać wszędzie. Przysłuchałam się ich rozmowie.
- Wczoraj była pełnia i ja… – Powiedział niższy z nich.
- Wiem, już mówiłeś. Ale ty też niedawno się tym stałeś. Każdy tak ma, ja też tak miałem. Musisz zacząć nad tym panować. – Brunet poklepał go po ramieniu i zawołał kelnerkę ubraną w krótką czerwoną spódniczkę i bluzkę odsłaniającą pępek. Po zebraniu zamówienia podeszła do mnie.
- Co podać? – Zapytała niezwykle słodziutkim głosem, który zawsze mnie irytował.
- Kawę. – Rzuciłam a kelnerka odeszła. Po chwili wróciła niosąc na tacy dwa kufle piwa i kawę w małej pożółkłej filiżance. Postawiła ją przede mną. Zaczęłam sączyć ją małymi łyczkami. Postanowiłam od bandażować rękę, która została zraniona poprzedniego wieczoru. Pod bandażem nie było już żadnej rany, nawet blizny. Wstałam od stoliku i wyrzuciłam opatrunki do koszu stojącego przy drzwiach. Gdy wróciłam do stoliku nagle wszystkie emocje we mnie się skumulowały i poczułam napływające do oczu łzy. Opadłam na krzesło i wybuchłam płaczem. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu dwójka wilkołaków wyszła i zostałam sama. Siedziałam w barze aż zrobiło się ciemno. Bar był otwarty do północy, która była dopiero za 3 godziny. Położyłam ręce na stole i użyłam ich jako prowizorycznej poduszki. Opróżniłam dawno całą filiżankę kawy. Teraz byłam wyczerpana i po chwili zmorzył mnie sen.
Trent obudził się w jaskini. Na ziemi było mnóstwo zwierzęcych odcisków łap i krwi. Wokół leżały zwierzęce szczątki. Trent patrzył się ze zdziwieniem dookoła. Koszulę miał rozdartą na piersi. Pod rozdarciami widniały długie rany. Wybiegł z jaskini prosto do lasu. Zaczął biec z niezwykłą szybkością. Na dworze dopiero świtało. Wbiegł na uliczkę. Drogowskaz wskazywał kierunek na Nowy Jork, do którego było 58 km. Trent rozejrzał się dookoła i zaczął biec w kierunku domu.
Poczułam dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Pomyślałam ze to kelnerka, która ma zamykać bar. Popatrzyłam na osobę, która nade mną stała. To nie była kelnerka. To był Jamie. Na blond włosy miał zarzucony kaptur skórzanej kurtki.Twarz wskazywała na to że się o mnie martwi.
- Wstawaj. – Powiedział.
- Po co? Gdzie pójdę? – Zapytałam.
- Do mnie.
- Nie, Steven wydawał się nie chcieć mnie widzieć. A do tego co? Tak po prostu sobie do was pójdę i będę spała na korytarzu?
- Nie, nie na korytarzu tylko w pokoju gościnnym. A co, może chcesz tu zostać? – Wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany a jednocześnie zatroskany. Ale miał rację, tu nie mogłabym zostać bo niedługo zamykali. Na dworze zapewne jest zimno a ja miałam na sobie tylko koszulkę i bluzę więc to też odpadało. Do domu pod żadnym pozorem nie wrócę. Muszę iść z Jamie’m. Powoli podniosłam się z krzesła. Po kilku godzinach siedzenia na nim nogi mi zdrętwiały. Zachwiałam się ale Jamie złapał mnie za ramiona. Podniosłam z ziemi torbę z książkami i oboje ruszyliśmy do wyjścia. Miałam rację, na dworze było bardzo zimno. Objęłam się rękami i ruszyłam za Jamie’m. Po oddaleniu się od baru rozłożyliśmy skrzydła i polecieliśmy w kierunku domu Jamie’go. Wylądowaliśmy na podwórku i weszliśmy do domu. Z pokoju obok drzwi wyszła Lacuna, była ubrana w delikatnie zielonkawą koszulę nocną i szary szlafrok, którego paski, które powinny być zawiązane w pasie ciągnęły się po ziemi. Rzeczywiście musiało być bardzo późno, bo nawet Megan i Stevena nie było słychać. Teraz uświadomiłam sobie że nie odezwałam się do Jamie’go przez całą drogę.
- Udało ci się. – Powiedziała Lacuna z nutą zdziwienia w głosie.
- Tak. Przygotowałaś pokój? – Zapytał Jamie. Wyglądało na to że Jamie miał mnie sprowadzić do domu. Lacuna zapewne się spodziewała ze nie będę chciała zostać w domu. Ale nie myślałam ze tak chętnie przyzwoli żebym spała tu.
- Tak. – Odpowiedziała do syna po czym zwróciła się do mnie. – Megan naszykowała ci coś do spania, a rano da ci jakieś ubrania do szkoły. – Pokiwałam głową i poszłam za Jamie’m na górę. Weszliśmy do pokoju, znajdującego się koło jego. Duże łóżko znajdujące się pod ścianą było pościelone w czerwoną pościel. Ściany były jasno żółte a meble czerwone. Na jednym z krzeseł stojących koło stołu była położona fioletowa koszula nocna i Czarny aksamitny szlafrok. Koło krzesła stały dopasowane fioletowe kapcie. Rzuciłam torbę koło łóżka a sama siadłam na nie. Jamie, który stał w progu miał już iść gdy w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Pierwsze na co zwróciłam uwagę wyciągając go to godzina. Było grubo po północy. Potem zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Vic. Po co dzwoniła o takiej godzinie. Jamie zainteresowany, posunął się o krok do środka i przymknął drzwi.
- Halo? – Powiedziałam zaniepokojonym głosem.
- Gdzie ty byłaś? Czemu nie dawałaś znaku życia przez cały dzień? – Zaczęła wypytywać zdenerwowanym głosem Vic. – Co właściwie się dowiedziałaś?
- To długa historia. Nie mogłaś zadzwonić wcześniej? – Starałam się mówić cicho żeby nie obudzić reszty.
- Dzwoniłam, ale nie odbierałaś. Zaczęłam się martwić!
- Spokojnie. U mnie wszystko dobrze, jeśli to tyle to…
- Nie, właściwie to nie wszystko. – Odezwała się słabszym głosem Vic. – Dzisiaj chciałam iść do Trenta, żeby zapytać się jak sie czuje, ale go nie było.
- Co? Mów jaśniej Vici.
- Nie było go. W pokoju siedziała jego matka i płakała. Mówiła że Trent nie wrócił na noc i dzisiaj też się nie pojawił. Policja odmówiła udzielenia pomocy bo nie minęło jeszcze 48 godzin od zaginięcia ale.. co jeśli mu się coś stało?- Przez moment myślałam o słowach wypowiedzianych przez Vic a potem sobie przypomniałam sen w barze. Trent był w jakiejś jaskini i.. wyglądał na rannego. Ale nie zranionego przez człowieka. Przypomniałam sobie zapach tych dwóch wilkołaków z baru. Widocznie węchem Anioły Ciemności  rozróżniają różne razy. Trent ostatnio tak pachniał. I do tego stał się bardo porywczy. A te wilkołaki gadały o tym ze jeden z nich zaatakował ostatnio jakiegoś chłopaka. Chodziło o Trenta. To Trenta zaatakował.
- Vic… nie chcę cie martwić ale… ja już wiem co stało sie z Trentem i gdzie on jest. Miałam sen. Ale on chyba jest… Trent jest wilkołakiem….
***

… Po słowach, które wypowiedziałam do komórki Vic się rozłączyła, albo połączenie z jakiegoś powodu zostało urwane. Jamie już nie stał przy drzwiach tylko koło łóżka. Patrzył na mnie zszokowanym wzrokiem. Dla mnie tego było już za dużo. Najpierw te wszystkie morderstwa i demon chcący mnie zabić we własnym domu. Potem wiadomość o moim adoptowaniu i o pokrewieństwie ze Stevenem. Ucieczka z domu. A teraz uświadomienie sobie ze mój najlepszy przyjaciel stał się wilkołakiem. Byłam wyczerpana i sfrustrowana. Znów uczucie napływających łez do oczu. Nie rozpłaczę sie, nie rozpłaczę się, powtarzałam sobie w myślach, ale to nic nie dało. Łzy eksplodowały z moich oczu już drugi raz dzisiaj. Padłam na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Jamie usiadł na skraju łóżka. W pewnym sensie cieszyłam się że on przy mnie jest. Czułam jego obecność. Chciałam iść po chusteczki do torby. Wstałam a on zrobił to samo. Potknęłam się o pasek torby i dosłownie wpadłam w jego ramiona. Patrzyliśmy przez moment sobie w oczy i znów się całowaliśmy. Jego usta smakowały kawą, tak jak moje. Widocznie pił ją niedawno. Położył swoją rękę na moich plecach i przysunął mnie bliżej. Złożyłam ręce na jego karku. Łzy przestały płynąć i znowu zaczął liczyć się tylko on. Ten pocałunek był inny niż ten ze wczorajszej nocy. Teraz czułam płynącą od niego pewność. A ja nie byłam zdziwiona. Chciałam tego pocałunku. Łaknęłam tej namiętności płynącej od niego. Zaczął zataczać kręgi na moich plecach. Ruszyliśmy w stronę łóżka cały czas nie przestając się całować.
- Idę się przebrać – Powiedziałam, zmuszając się aby od niego odejść. Pokiwał głową a ja szubko złapałam koszulę, szlafrok i kapie i pobiegłam do małej łazienki naprzeciwko „mojego” pokoju. Szybko zdjęłam  to co miałam dotychczas na sobie i zarzuciłam koszulę. Była krótsza niż się spodziewałam, ledwo zasłaniała górną cześć ud. Na szczęście aksamitny czarny szlafrok był do kolan. Wychodząc wsunęłam stopy w miękkie kapcie i wróciłam do pokoju. Jamie siedział na łóżku. Gdy tylko weszłam odwrócił głowę w stronę drzwi. Podeszłam bliżej i siadłam koło niego. Teraz to ja go pocałowałam. Znów znaleźliśmy się blisko siebie.
- Zostaniesz ze mną na noc? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. – Odpowiedział. Zdjęłam szlafrok i rzuciłam go na ziemię. Kapcie zostawiłam przed łóżkiem, a sama weszłam pod kołdrę. Położyłam głowę na miękkiej poduszce a Jamie zrobił to samo. Przysunęłam się bliżej niego a on mnie przytulił.Sięgnął ręką do lampki nocnej zapalonej po jego stronie i w pokoju zapanowała całkowita ciemność.
- Tylko już nie płacz. – Wyszeptał mi do ucha. Leżałam w jego objęciach aż zasnęłam.
Trent wszedł po cichu do domu. Od razu skierował się do swojego pokoju. Zabrał z szafy świeże ubrania i poszedł cicho do łazienki. Na dworze zaczynało świtać. Zdjął obszarpaną i zakrwawioną koszulkę i obmył rany na piersi. Potem ubrał czystą i przebrał spodnie. Wrócił do pokoju ale na łóżku ktoś siedział. Jego młodsza 14 letnia siostra. Popatrzyła na brata wielkimi oczami i podbiegła do niego. Wpadła w jego ramiona a on ją podniósł z ziemi i obrócił się z nią. Luce była od niego niższa i drobniejsza. Miała dużo jaśniejsze włosy od brata.
- Gdzie ty byłeś? – Zapytała gdy już ją postawił.
- Ja… byłem u Miley. – Skłamał Trent.
- Nie mogłeś zadzwonić? Z mamą strasznie się martwiłyśmy. I Vic tu była. Miałam nadzieję że jak wrócę ze szkoły to już będziesz ale cię nie było.
- Już jest dobrze, idź jeszcze do siebie, niedługo trzeba iść do szkoły. – Powiedział Trent. Gdy siostra wyszła z jego pokoju odetchnął głęboko i usiadł na łóżku. Popatrzył na swoją rękę. Nie wyglądała normalnie. Miała wielkie pazury i była zdeformowana, ale już wracała do normalnego wyglądu. Trent oparł głowę na rękach.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Popatrzyłam zdziwiona na Jamie’go. On też się obudził. Wyszłam z łóżka i poszłam otworzyć. Po drugiej stronie stał Steven. Patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu. O co mu chodziło i czego tu szukał rano?
- Hej. – Wydukał.
- Hej, co jest? – Zapytałam.
- Już trzeba wstawać. Do szkoły co nie? I nie wiem gdzie jest Jamie. Widziałaś go może?
- Nie. – Powiedziałam szybko.
- Aha, ok. A tak właściwie to przepraszam, wiesz za wczoraj. – Mówiąc to popatrzył na moje nogi. Zapomniałam że mam krótką koszulę Megan.
- Jasne, spoko. To… yyy ja się przebiorę. – Powiedziałam i już zamykałam drzwi gdy Steven przyblokował je nogą.
- A masz ubrania? No wiesz, to chyba jest Megi.
- No właśnie nie, czekam aż mi coś przyniesie.
- Aha, ok. To pójdę do niej i ją pośpieszę. – Odsunął się od drzwi a ja je zamknęłam. Jamie już się podnosił.
- Co jest? – Zapytał.
- Steven, mówi że już trzeba sie zbierać. Zaraz ma mi przynieść jakieś ciuchy Megan i pytał czy cię nie widziałam… – Jakby automatycznie oboje popatrzyliśmy na siebie a ja przestałam mówić. O nie! Steven nie może się dowiedzieć że Jamie u mnie spał! Że Jamie ze mną spał.On szybko zerwał sie z łóżka. Dalej był w jeansach i koszulce, która miał wczoraj w szkole. Wyjrzałam przez drzwi Steven właśnie wszedł do Megan. Dałam znak ręką Jamie’mu że może iść a on pocichu wyszedł z pokoju i poszedł do siebie. Chwilę później do pokoju wrócił Steven.
- Trzymaj. – Powiedział i wręczył mi kupkę ubrać po czym wyszedł z pokoju a ja zobaczyłam jak za Jamie’m zamykają się drzwi łazienki. Podeszłam do łóżka i obejrzałam ubrania. Koszulka była biała z nadrukiem emo dziewczyny. Nie dostałam spodni tylko czarną miniówę. Do tego nie tenisówki tylko białe koturny z czarnymi paseczkami. Jakby jeszcze było mało zamiast bluzy miałam założyć czerwony płaszczyk do kolan. Założyłabym stare ciuchy ale przez to że tyle czasu spędziłam w barze to przesiąkły zapachem alkoholu i papierosów, a spodnie poplamiłam kawą. Ok, wszystko przeżyję tylko nie te buty. Te koturny były ogromne. Trudno, ubiorę zielone tenisówki. Przebrałam się i zeszłam na dół do salonu. Przy stole siedział już Jamie i Megan. Jamie miał na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem i jeansy a Megan niezwykle krótką amarantową sukienkę i pasujące koturny. Jak ta dziewczyna w tym wytrzymywała nie miałam pojęcia. Spódniczka, którą miałam na sobie przyprawiała mnie o nerwicę. Miała do tego włosy spięte w kok, tak idealny że nie możliwe było żeby zrobiła go sama. Popatrzyła na mnie a potem zmierzyła wzrokiem moje nogi. Jej wzrok zatrzymał się na stopach. No tak, zaraz się zacznie.
- Nie możesz iść w tych butach! Czemu nie włożyłaś tych, które ci dałam? – Zapytała z oburzeniem Megan. Zauważyłam ze Jamie uśmiecha sie pod nosem.
- Megan, zabiłabym się w nich! Te koturny maja chyba z 15 centymetrów!
- Nie 15, tylko 12! Już na górę przebrać buty. – Popatrzyłam na Jamie’go a on tylko wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć że nie ma co kłócić sie z Megan w sprawie mody. Poszłam więc na gór i przebrałam buty. Nie mogłam w nich ustać, co dopiero mówić o chodzeniu. Gdy starałam sie zejść na dół, usłyszałam dźwięk dobijania się do drzwi i poczułam coś dziwnego. Potem tylko krzyk Lacuny o demonie i dźwięk odsuwanych krzeseł. Zeszłam jak najszybciej potrafiłam na dół i zobaczyłam że Jamie walczy z dwoma demonami. A Megan wybiega na dwór, zaraz po niej wybiegł Steven. Nigdzie nie widziałam Lacuny. Całe szczęście juz znosiłam płaszcz na dół, w którego kieszeni znajdował sie sztylet. Wyjęłam go i ruszyłam na pomoc Jamie’mu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz