…- O jaką niebezpieczna moc mu chodzi? –
Zapytałam Vic gdy przeczytała drugi liścik. Ona tylko pokręciła głową i
rzuciła swoje rzeczy na materac.
- Nie mam pojęcia. – Odezwała się w końcu. – I skąd on miał twój adres?
- Nie wiem. To wszystko jest bardzo dziwne. Idę wziąć zimny prysznic, może rozjaśni mi to w głowie. – Wyjęłam z szafy ręczniki i poszłam do małej łazienki w moim pokoju. Weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę. Szybko się wymyłam i spłukałam. Zawinęłam włosy w ręcznik i zaczęłam się wycierać. Znowu zobaczyłam to znamię na kostce. Było to coś w rodzaju litery L tylko skierowanej w drugą stronę i zawiniętej na końcu. Pytałam mamy skąd je mam, odpowiedziała że już się z takim urodziłam. Nie podobało mi się. Obiecałam sobie że na 18 urodziny zakryję je tatuażem. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Po mnie weszła do niej Vic a ja położyłam się do łóżka. Nie słyszałam jak Vic wychodzi bo już zasnęłam.
Stoję naprzeciwko Jamie’go. W jednej ręce trzymam miecz, w drugiej sztylet. On jest tak samo uzbrojony. Krążymy wokół siebie. Nagle on podbiega w moją stronę i atakuje mieczem. Odpieram atak i tnę go d dłoń. Upuszcza sztylet i przewraca mnie na ziemię. Przykłada mi miecz do gardła.
Budzę się cała zalana potem. Kolejny koszmar. Znowu jest bardzo wcześnie a ja nie jestem zmęczona. Siadam i patrzę na Vic. Jeszcze spała i postanowiłam jej nie budzić. Zapaliłam lampkę nocną, sięgnęłam na półkę po książkę i pogrążyłam się w niej. Odrywa mnie od niej dopiero dźwięk dzwonka do drzwi i głos taty z dołu, który woła że to do mnie. Kto przychodzi tak wcześnie.
- Co jest? – Pyta zaspanym głosem Vic.
- Nie mam pojęcia, chyba ktoś do mnie przyszedł. – Ktoś zapukał w drzwi. Zeszłam z łóżka i boso poszłam wpuścić nieznajomego. Otwieram drzwi i widzę po drugiej stronie Jamie’go ubranego w czarne dżinsy, szarą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę z narzuconym na głowę kapturem. Gdy mnie zobaczył zdjął go i przeczesał niedbale palcami rozczochrane włosy.
- Cześć. – Powiedział. – Mogę wejść? Chyba ze jeszcze śpisz. – Zmierzył wzrokiem moją błękitną, aksamitną koszulę nocną z koronką na dekolcie. Już gorzej chyba ubrać się nie mogłam. Szybko wsunęłam się do pokoju i złapałam czerwony szlafrok. Owinęłam się niem i wróciłam do Jamie’go.
- Nie, obudziłam się już dawno. Wejdź. – Odsunęłam się z drzwi i wpuściłam go. Wchodząc, zamknęłam drzwi. Vic obrzuciła go spojrzeniem.
- Co robisz tu tak wcześnie? I skąd masz jej adres? Co to za niebezpieczna moc, którą posiada? Po co jej ten sztylet? – Zaczęła wypytywać Vic. I właśnie taka jest. Jak już zacznie o coś pytać musi dostać odpowiedź.
- Spokojnie, wszystko po kolei. – Powiedział Jamie siadając na moje nie pościelone łózko. – Wcale nie jest wcześnie. Za chwilę południe Pogrzebałem tu i tam i znalazłem adres. Z mocą to trochę skomplikowane, wyjaśnię to później. A sztylet potrzebuje do obrony przed nagłymi atakami demonów. Zdarzają się rzadko ale jeśli już to lepiej jest mieć czym się bronić, prawda? – Mówiąc to patrzył na mnie, chociaż odpowiadał Vic.
- Dobra, ale po co przyszedłeś? – Zapytałam, nie tylko z ciekawości.
- Lacuna sądzi że powinnaś zacząć trening.
- Ale ona przecież wyjechała.Kto miałby go prowadzić?
- Ja, jestem świetny w walce i unikach.- Mówił aroganckim tonem, jakby uważał się za lepszego od innych. Denerwowało mnie to.
- Nie mama wyboru, prawda?
- Niestety nie. – Położył się na łóżku i przymknął oczy.
- Dobra, widzę że nie dasz mi spokoju. Idę się ubrać. Vic, oczywiście idziesz ze mną. – Mówiąc to popatrzyłam na nią. Spoglądała na mnie z wyrzutem ale pokiwała głową. Ruszyłam do garderoby. Zdjęłam koszulę i ubrałam fioletową koszulę w czarną kratkę. Granatowe dżinsy dopasowałam do czarnej bluzy z granatowym futerkiem przy kapturze. Na nogi wciągnęłam wysokie glany i wróciłam do pokoju. Jamie dalej leżał, ale gdy weszłam spojrzał na mnie.
- Idź Vic. Ubieraj się i wychodzimy. – Nie wiedziałam dlaczego nie chce wyjść spod kołdry dopóki nie przypomniałam sobie jej piżamy. Była jasno zielona w szare kotki bawiące się włóczką. Rzuciłam jej szlafrok. Ona ubrała go w mgnieniu oka i pobiegła się przebrać.
- Wyglądasz prawie jak anioł ciemności. – Powiedział gdy Vic tylko zniknęła za drzwiami.
- Czemu prawie?
- Nie masz wycięć na plecach na skrzydła i zapomniałaś chyba tego. – Podał mi rękojeść sztyletu,, którą wczoraj mi podrzucił. Wzięłam ją i włożyłam do kieszeni. Siadłam obok niego.
- To co to za niebezpieczna moc? – Nie wytrzymałam, musiałam wiedzieć.
- Jak już mówiłem, to skomplikowane. Lacuna powiedziała mi że być może masz prorocze sny.
- I co w tym takiego niebezpiecznego?
- Ta moc nie objawiała się u nikogo od ponad 100 lat a jest mocą bardzo pożądaną. Jeśli to prawda, wszyscy będą chcieli mieć cię po swojej stronie, stałabyś się bronią.
- Ale to nie możliwe. Chyba że… Nie.
- Co?
- W noc po imprezie śniliście mi się. Że wchodzicie do czegoś w rodzaju zbrojowni a potem lecicie.
- Tak było. Coś jeszcze?
- Nie, raczej nie. To znaczy że naprawdę mam tą moc?
- Być może. Nic pewnego. – W tej samej chwili Gdy Jamie skończył mówić, Vic weszła do pokoju. Ubrała się w Szaro fioletowe leginsy i fioletową koszulkę. Jej trampki były trochę ubłocone. Zeszliśmy na dół.
- Tato! Wychodzę! – Krzyknęłam w drzwiach.
- Tak bez śniadania? – Zapytał.
- Zjemy na mieście. – Odpowiedziałam i wyszłam z domu. Wsadziłam rękę do kieszeni i dotknęłam rękojeści magicznego sztyletu…
- Nie mam pojęcia. – Odezwała się w końcu. – I skąd on miał twój adres?
- Nie wiem. To wszystko jest bardzo dziwne. Idę wziąć zimny prysznic, może rozjaśni mi to w głowie. – Wyjęłam z szafy ręczniki i poszłam do małej łazienki w moim pokoju. Weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę. Szybko się wymyłam i spłukałam. Zawinęłam włosy w ręcznik i zaczęłam się wycierać. Znowu zobaczyłam to znamię na kostce. Było to coś w rodzaju litery L tylko skierowanej w drugą stronę i zawiniętej na końcu. Pytałam mamy skąd je mam, odpowiedziała że już się z takim urodziłam. Nie podobało mi się. Obiecałam sobie że na 18 urodziny zakryję je tatuażem. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Po mnie weszła do niej Vic a ja położyłam się do łóżka. Nie słyszałam jak Vic wychodzi bo już zasnęłam.
Stoję naprzeciwko Jamie’go. W jednej ręce trzymam miecz, w drugiej sztylet. On jest tak samo uzbrojony. Krążymy wokół siebie. Nagle on podbiega w moją stronę i atakuje mieczem. Odpieram atak i tnę go d dłoń. Upuszcza sztylet i przewraca mnie na ziemię. Przykłada mi miecz do gardła.
Budzę się cała zalana potem. Kolejny koszmar. Znowu jest bardzo wcześnie a ja nie jestem zmęczona. Siadam i patrzę na Vic. Jeszcze spała i postanowiłam jej nie budzić. Zapaliłam lampkę nocną, sięgnęłam na półkę po książkę i pogrążyłam się w niej. Odrywa mnie od niej dopiero dźwięk dzwonka do drzwi i głos taty z dołu, który woła że to do mnie. Kto przychodzi tak wcześnie.
- Co jest? – Pyta zaspanym głosem Vic.
- Nie mam pojęcia, chyba ktoś do mnie przyszedł. – Ktoś zapukał w drzwi. Zeszłam z łóżka i boso poszłam wpuścić nieznajomego. Otwieram drzwi i widzę po drugiej stronie Jamie’go ubranego w czarne dżinsy, szarą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę z narzuconym na głowę kapturem. Gdy mnie zobaczył zdjął go i przeczesał niedbale palcami rozczochrane włosy.
- Cześć. – Powiedział. – Mogę wejść? Chyba ze jeszcze śpisz. – Zmierzył wzrokiem moją błękitną, aksamitną koszulę nocną z koronką na dekolcie. Już gorzej chyba ubrać się nie mogłam. Szybko wsunęłam się do pokoju i złapałam czerwony szlafrok. Owinęłam się niem i wróciłam do Jamie’go.
- Nie, obudziłam się już dawno. Wejdź. – Odsunęłam się z drzwi i wpuściłam go. Wchodząc, zamknęłam drzwi. Vic obrzuciła go spojrzeniem.
- Co robisz tu tak wcześnie? I skąd masz jej adres? Co to za niebezpieczna moc, którą posiada? Po co jej ten sztylet? – Zaczęła wypytywać Vic. I właśnie taka jest. Jak już zacznie o coś pytać musi dostać odpowiedź.
- Spokojnie, wszystko po kolei. – Powiedział Jamie siadając na moje nie pościelone łózko. – Wcale nie jest wcześnie. Za chwilę południe Pogrzebałem tu i tam i znalazłem adres. Z mocą to trochę skomplikowane, wyjaśnię to później. A sztylet potrzebuje do obrony przed nagłymi atakami demonów. Zdarzają się rzadko ale jeśli już to lepiej jest mieć czym się bronić, prawda? – Mówiąc to patrzył na mnie, chociaż odpowiadał Vic.
- Dobra, ale po co przyszedłeś? – Zapytałam, nie tylko z ciekawości.
- Lacuna sądzi że powinnaś zacząć trening.
- Ale ona przecież wyjechała.Kto miałby go prowadzić?
- Ja, jestem świetny w walce i unikach.- Mówił aroganckim tonem, jakby uważał się za lepszego od innych. Denerwowało mnie to.
- Nie mama wyboru, prawda?
- Niestety nie. – Położył się na łóżku i przymknął oczy.
- Dobra, widzę że nie dasz mi spokoju. Idę się ubrać. Vic, oczywiście idziesz ze mną. – Mówiąc to popatrzyłam na nią. Spoglądała na mnie z wyrzutem ale pokiwała głową. Ruszyłam do garderoby. Zdjęłam koszulę i ubrałam fioletową koszulę w czarną kratkę. Granatowe dżinsy dopasowałam do czarnej bluzy z granatowym futerkiem przy kapturze. Na nogi wciągnęłam wysokie glany i wróciłam do pokoju. Jamie dalej leżał, ale gdy weszłam spojrzał na mnie.
- Idź Vic. Ubieraj się i wychodzimy. – Nie wiedziałam dlaczego nie chce wyjść spod kołdry dopóki nie przypomniałam sobie jej piżamy. Była jasno zielona w szare kotki bawiące się włóczką. Rzuciłam jej szlafrok. Ona ubrała go w mgnieniu oka i pobiegła się przebrać.
- Wyglądasz prawie jak anioł ciemności. – Powiedział gdy Vic tylko zniknęła za drzwiami.
- Czemu prawie?
- Nie masz wycięć na plecach na skrzydła i zapomniałaś chyba tego. – Podał mi rękojeść sztyletu,, którą wczoraj mi podrzucił. Wzięłam ją i włożyłam do kieszeni. Siadłam obok niego.
- To co to za niebezpieczna moc? – Nie wytrzymałam, musiałam wiedzieć.
- Jak już mówiłem, to skomplikowane. Lacuna powiedziała mi że być może masz prorocze sny.
- I co w tym takiego niebezpiecznego?
- Ta moc nie objawiała się u nikogo od ponad 100 lat a jest mocą bardzo pożądaną. Jeśli to prawda, wszyscy będą chcieli mieć cię po swojej stronie, stałabyś się bronią.
- Ale to nie możliwe. Chyba że… Nie.
- Co?
- W noc po imprezie śniliście mi się. Że wchodzicie do czegoś w rodzaju zbrojowni a potem lecicie.
- Tak było. Coś jeszcze?
- Nie, raczej nie. To znaczy że naprawdę mam tą moc?
- Być może. Nic pewnego. – W tej samej chwili Gdy Jamie skończył mówić, Vic weszła do pokoju. Ubrała się w Szaro fioletowe leginsy i fioletową koszulkę. Jej trampki były trochę ubłocone. Zeszliśmy na dół.
- Tato! Wychodzę! – Krzyknęłam w drzwiach.
- Tak bez śniadania? – Zapytał.
- Zjemy na mieście. – Odpowiedziałam i wyszłam z domu. Wsadziłam rękę do kieszeni i dotknęłam rękojeści magicznego sztyletu…
… – Dom dzisiaj jest pusty, przynajmniej na
razie. – Powiedział Jamie gdy weszliśmy do środka. – Mama pojechała na
radę a Megan jakimś cudem wyciągnęła Stevena na zakupy. Dobra, jesteście
może głodne?
Obie zgodnie pokiwałyśmy głowami. Nie zjadłam wczoraj tego jogurtu ani bułki, które wzięłam bo byłam zbyt wyczerpana. Vic też.
- W kuchni na blacie leża jeszcze kanapki z naszego śniadania. Weźcie sobie ile chcecie. – Jamie wskazał nam drogę do kuchni a sam przeszedł przez drzwi w salonie prowadzące do zbrojowni. Kuchnia była przestronna, jasna i nowoczesna. Na półce rzeczywiście stała taca z kilkoma kanapkami. Wzięłam jedną z serem i szynką i zjadłam. Potem wzięłam jeszcze dwie. W momencie gdy kończyłam drugą do kuchni wszedł Jamie obładowany różnego rodzaju bronią. Przy pasie miał 2 miecze. Niósł coś w rodzaju czarnego worka, w którym coś grzechotało. Na plecach miał zawieszony kołczan pełen strzał i 2 łuki.
- No to co? Gotowa? – Zapytał patrząc na mnie.
- Tak. Gdzie będziemy trenowali? – Zaciekawiłam się.
- W ogrodzie. – Zdziwiłam się, od kiedy treningi są w ogrodzie? Słysząc słowo „ogród” wyobrażam sobie trochę kwiatków, może kilka jabłonek i innych drzewek. Ale gdy zobaczyłam to miejsce zmieniłam zdanie. Cały teren był ogrodzony ogromnym murem, wysokim na około 3 metry. Trawa była krótko przycięta i nie było tam ani jednego kwiatka. W ziemię były wbite tarcze. Mur rzucał cień na kawałek z wielkiej powierzchni jaką zajmowało miejsce do treningów widoczne tu zwane ogrodem. Jamie położył pod murem wszystko co miał i zawołał nas do siebie.
- Dobra, Vic możesz gdzieś tutaj sobie usiąść i przypatrywać się treningom. – Po tych słowach zwrócił się do mnie. – Od czego chcesz zacząć?
- Yyyy nie wiem, może łuk? – Powiedziałam po chwili wahania. Jamie wziął z ziemi kołczan i dwa łuki po czym poprowadził mnie do miejsca przed tarczami.
- Do tych tarcz strzelamy. Stań na białej kresce. – Gdy to zrobiłam to pokazał mi jak trzymać łuk. – Dobrze, weź do prawej ręki strzałę i nałóż ją na cięciwę. Jak to zrobisz to napnij ją i wyceluj trochę wyżej niż chcesz trafić i puść. – Zrobiłam wszystko zgodnie z jego zaleceniami, ale strzała wylądowała niedaleko moich stóp. Kolejna też. Popatrzyłam na niego z rezygnacją. Sam wziął łuk i strzelił w sam środek tarczy. Moja strzała znowu ledwo wzniosła się w powietrze.
- Za słabo napinasz cięciwę. Zrób to tak. – Stanął za mną i złapał mnie za ręce. Nie wiem czemu ale po moim ciele przebiegł dreszcz. On na szczęście tego nie wyczuł tylko napiął mocno łuk i wystrzelił. Strzała poleciała dalej i wbiła się w tarczę prawie w środek. Kolejna, tym razem wystrzelona tylko przeze mnie wbiła się w prawie to samo miejsce. Po kolejnych 6 strzałach trafiłam w środek.
- Świetnie. – Powiedział Jamie i zabrał łuki. Przyniósł worek, którego zawartość mnie ciekawiła. Wysypał ją. W środku były noże.
- Rzucanie nożami do celu. Pomocne w walce. Po prostu weź nóż i rzuć jak najmocniej, tyle że wyżej niż chcesz trafić. – On tak zrobił i znowu za pierwszym razem wbił nóż w sam środek tarczy. Ale na szczęście ja nie okazałam się gorsza. Trzy z czterech noży trafiły w sam środek. Jamie sądząc po minie był zaskoczony, ale ja nie. Kiedyś na obozie ćwiczyliśmy rzucanie nożami. W tym jestem wytrenowana.
- Co? – Zapytałam sarkastycznym tonem Jamie’go. – Dobra, kiedyś to ćwiczyłam, na obozie.
- Aha. – Pozbierał noże i zaniósł je i wymienił na miecze, podał mi jeden.
- Weź do tego swój sztylet. Miecz do prawej ręki a sztylet do lewej. Pamiętaj, to tylko trening, nie robimy sobie krzywdy naprawdę. – Polecił. Miecz był ciężki i zimny, całkowicie inaczej niż sztylet, który był lekki i nagrzał się w mojej kieszeni. Ostrze się wysunęło i zastanawiałam się tylko czy dobrze złapałam miecz. Pomyślałam ze tak, bo Jamie na pewno powiedział by gdyby coś było nie tak. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Nagle on zaatakował. Odepchnęłam atak mieczem i cofnęłam się trochę robiąc unik. Zaatakował ponownie a ja cięłam go w rękę, całkiem nieświadomie rozcinając mu dłoń. zdziwiony wypuścił sztylet i powalił mnie na ziemię. Przystawił mi miecz do gardła i widząc moją przerażoną minę zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi? – Zapytałam sapiąc po walce.
- Mówiłem że to tylko trening? – Zapytał z rozbawieniem w głosie. Podniósł lewą rękę, która mocno krwawiła.
- To ty chcesz mnie zabić. – Wysapałam.
- Nie, wcale nie, ja się tylko broniłem. – Mówią to zszedł ze mnie i podał mi rękę pomagając mi wstać. Otrzepałam się z trawy i popatrzyłam ze zmartwieniem na jego rękę.
- Przepraszam. – Powiedziałam.
- Nie szkodzi, to mi zniknie za jakieś 2 dni, szybkie zdrowienie, taki bonus. Ale na razie zakrwawiłem mamie trawnik. Nie będzie zachwycona. – W czasie, w którym to mówił przypomniałam sobie dzisiejszy sen, Sen, który przed chwila stał się rzeczywistością.
- Co jest? – Zapytał mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Ja to już widziałam. – Powiedziałam i poszłam w stronę muru, gdzie siedziała Vic.
- Co? – Zapytał mnie.Vic się popatrzyła i wstała.
- Co jest? – Spytała jakby właśnie się obudziła.
- Ja to już widziałam. – Powtórzyłam. – We śnie, dzisiaj w nocy śnił mi się nasz trening. A dokładnie część treningu. Moment, w którym zaczynamy walczyć.- Oboje patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Pierwszy otrząsnął się Jamie.
- O tym mówiła mama. Czyli to jednak prawda. Nie wierzyłem jej ale skoro na prawdę tak jest to masz niesamowitą moc i teraz wszyscy będą chcieli mieć cię po swojej stronie.
- Jscy wszyscy i po jakich stronach?
- Demony i Anioły. Staniesz się niebezpieczną bronią, bo możesz przewidzieć każdy następny ruch przeciwnika. – Tego było już za wiele, te słowa sprawiły że zrobiło mi się słabo. Siadłam na trawie i oparłam się o mur. Jamie i Vic siedli koło mnie. Ja miałabym być niebezpieczną bronią? Ja stanę się niebezpieczna bronią? A może już nią jestem? …
Obie zgodnie pokiwałyśmy głowami. Nie zjadłam wczoraj tego jogurtu ani bułki, które wzięłam bo byłam zbyt wyczerpana. Vic też.
- W kuchni na blacie leża jeszcze kanapki z naszego śniadania. Weźcie sobie ile chcecie. – Jamie wskazał nam drogę do kuchni a sam przeszedł przez drzwi w salonie prowadzące do zbrojowni. Kuchnia była przestronna, jasna i nowoczesna. Na półce rzeczywiście stała taca z kilkoma kanapkami. Wzięłam jedną z serem i szynką i zjadłam. Potem wzięłam jeszcze dwie. W momencie gdy kończyłam drugą do kuchni wszedł Jamie obładowany różnego rodzaju bronią. Przy pasie miał 2 miecze. Niósł coś w rodzaju czarnego worka, w którym coś grzechotało. Na plecach miał zawieszony kołczan pełen strzał i 2 łuki.
- No to co? Gotowa? – Zapytał patrząc na mnie.
- Tak. Gdzie będziemy trenowali? – Zaciekawiłam się.
- W ogrodzie. – Zdziwiłam się, od kiedy treningi są w ogrodzie? Słysząc słowo „ogród” wyobrażam sobie trochę kwiatków, może kilka jabłonek i innych drzewek. Ale gdy zobaczyłam to miejsce zmieniłam zdanie. Cały teren był ogrodzony ogromnym murem, wysokim na około 3 metry. Trawa była krótko przycięta i nie było tam ani jednego kwiatka. W ziemię były wbite tarcze. Mur rzucał cień na kawałek z wielkiej powierzchni jaką zajmowało miejsce do treningów widoczne tu zwane ogrodem. Jamie położył pod murem wszystko co miał i zawołał nas do siebie.
- Dobra, Vic możesz gdzieś tutaj sobie usiąść i przypatrywać się treningom. – Po tych słowach zwrócił się do mnie. – Od czego chcesz zacząć?
- Yyyy nie wiem, może łuk? – Powiedziałam po chwili wahania. Jamie wziął z ziemi kołczan i dwa łuki po czym poprowadził mnie do miejsca przed tarczami.
- Do tych tarcz strzelamy. Stań na białej kresce. – Gdy to zrobiłam to pokazał mi jak trzymać łuk. – Dobrze, weź do prawej ręki strzałę i nałóż ją na cięciwę. Jak to zrobisz to napnij ją i wyceluj trochę wyżej niż chcesz trafić i puść. – Zrobiłam wszystko zgodnie z jego zaleceniami, ale strzała wylądowała niedaleko moich stóp. Kolejna też. Popatrzyłam na niego z rezygnacją. Sam wziął łuk i strzelił w sam środek tarczy. Moja strzała znowu ledwo wzniosła się w powietrze.
- Za słabo napinasz cięciwę. Zrób to tak. – Stanął za mną i złapał mnie za ręce. Nie wiem czemu ale po moim ciele przebiegł dreszcz. On na szczęście tego nie wyczuł tylko napiął mocno łuk i wystrzelił. Strzała poleciała dalej i wbiła się w tarczę prawie w środek. Kolejna, tym razem wystrzelona tylko przeze mnie wbiła się w prawie to samo miejsce. Po kolejnych 6 strzałach trafiłam w środek.
- Świetnie. – Powiedział Jamie i zabrał łuki. Przyniósł worek, którego zawartość mnie ciekawiła. Wysypał ją. W środku były noże.
- Rzucanie nożami do celu. Pomocne w walce. Po prostu weź nóż i rzuć jak najmocniej, tyle że wyżej niż chcesz trafić. – On tak zrobił i znowu za pierwszym razem wbił nóż w sam środek tarczy. Ale na szczęście ja nie okazałam się gorsza. Trzy z czterech noży trafiły w sam środek. Jamie sądząc po minie był zaskoczony, ale ja nie. Kiedyś na obozie ćwiczyliśmy rzucanie nożami. W tym jestem wytrenowana.
- Co? – Zapytałam sarkastycznym tonem Jamie’go. – Dobra, kiedyś to ćwiczyłam, na obozie.
- Aha. – Pozbierał noże i zaniósł je i wymienił na miecze, podał mi jeden.
- Weź do tego swój sztylet. Miecz do prawej ręki a sztylet do lewej. Pamiętaj, to tylko trening, nie robimy sobie krzywdy naprawdę. – Polecił. Miecz był ciężki i zimny, całkowicie inaczej niż sztylet, który był lekki i nagrzał się w mojej kieszeni. Ostrze się wysunęło i zastanawiałam się tylko czy dobrze złapałam miecz. Pomyślałam ze tak, bo Jamie na pewno powiedział by gdyby coś było nie tak. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Nagle on zaatakował. Odepchnęłam atak mieczem i cofnęłam się trochę robiąc unik. Zaatakował ponownie a ja cięłam go w rękę, całkiem nieświadomie rozcinając mu dłoń. zdziwiony wypuścił sztylet i powalił mnie na ziemię. Przystawił mi miecz do gardła i widząc moją przerażoną minę zaczął się śmiać.
- Co cię tak bawi? – Zapytałam sapiąc po walce.
- Mówiłem że to tylko trening? – Zapytał z rozbawieniem w głosie. Podniósł lewą rękę, która mocno krwawiła.
- To ty chcesz mnie zabić. – Wysapałam.
- Nie, wcale nie, ja się tylko broniłem. – Mówią to zszedł ze mnie i podał mi rękę pomagając mi wstać. Otrzepałam się z trawy i popatrzyłam ze zmartwieniem na jego rękę.
- Przepraszam. – Powiedziałam.
- Nie szkodzi, to mi zniknie za jakieś 2 dni, szybkie zdrowienie, taki bonus. Ale na razie zakrwawiłem mamie trawnik. Nie będzie zachwycona. – W czasie, w którym to mówił przypomniałam sobie dzisiejszy sen, Sen, który przed chwila stał się rzeczywistością.
- Co jest? – Zapytał mnie kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Ja to już widziałam. – Powiedziałam i poszłam w stronę muru, gdzie siedziała Vic.
- Co? – Zapytał mnie.Vic się popatrzyła i wstała.
- Co jest? – Spytała jakby właśnie się obudziła.
- Ja to już widziałam. – Powtórzyłam. – We śnie, dzisiaj w nocy śnił mi się nasz trening. A dokładnie część treningu. Moment, w którym zaczynamy walczyć.- Oboje patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Pierwszy otrząsnął się Jamie.
- O tym mówiła mama. Czyli to jednak prawda. Nie wierzyłem jej ale skoro na prawdę tak jest to masz niesamowitą moc i teraz wszyscy będą chcieli mieć cię po swojej stronie.
- Jscy wszyscy i po jakich stronach?
- Demony i Anioły. Staniesz się niebezpieczną bronią, bo możesz przewidzieć każdy następny ruch przeciwnika. – Tego było już za wiele, te słowa sprawiły że zrobiło mi się słabo. Siadłam na trawie i oparłam się o mur. Jamie i Vic siedli koło mnie. Ja miałabym być niebezpieczną bronią? Ja stanę się niebezpieczna bronią? A może już nią jestem? …
Boskie opowiadanie, boski rozdział i boska pisarka, dziewczyno masz talent pozazdrościć tylko można ci go.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Cieszę się że ci się podoba :3 Już dzisiaj dodaję kolejna część.
Usuń