... Gdzieś w oddali słyszałam głos Jamie'go i Andy'ego. Ale byli daleko. Przynajmniej tak mi się wydawało. Byłam na schodach prowadzących do salonu i przyglądałam się Alexowi rozmawiającym z kobietą podszywającą się pod moją matkę.
- Jak mogłaś dopuścić do ich ucieczki?! - Wrzeszczał na kobietę Alex.
- Ja? Chyba ty i twoja straż!
- Juliett, to ty nie przekonałaś jej do końca! - To była wizja przyszłości, uświadomiłam sobie.
- Nie, jakbyś zapomniał to ona jest śniącą, mogła mieć wizję! - Śniącą? Oni mówili o mnie? Jeśli tak to mieli rację.
- Jednej nocy straciliśmy praktycznie wszystkich sprzymierzeńców i dwie śniące! - W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do pokoju weszła kobieta w szarym płaszczu, na głowę miała zarzucony kaptur, który zasłaniał jej twarz.
- No w końcu. - Powiedział Alex z wyraźnym westchnieniem ulgi. Kobieta zrzuciła kaptur. Zaparło mi dech w piersiach, miałam wrażenie że zaraz zemdleję, chociaż teoretycznie byłam już nieprzytomna. To była moja adopcyjna matka. Ta, która mnie wychowała. Ta, u której mieszkałam. Ta, którą do niedawna uważałam za moją biologiczną matkę i ta, której bezgranicznie ufałam. Co ona tu robiła?
- Obiecałam że przyjdę, wiec jestem. - Powiedziała z uśmiechem i przytuliła Alexa jak starego przyjaciela. Wsunęła rękę w jego czarne, farbowane, włosy. Potem oboje usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać, kompletnie ignorując Juliett.
- Clov uciekła, razem ze swoją matką. - Powiedział z poważną miną. Przyjrzałam mu sie. Po przefarbowaniu włosów bardzo przypominał Andy'ego, jednak Andy był bardziej wyluzowany. No i młodszy. Potrafił rozluźnić każdą sytuacje, a Alex wydawał sie być cały czas spięty. No i Alex nie miał jego tatuaży.
- O cholera! No i co teraz? - Zapytała.
- Może wróci do ciebie.
- Skoro uwolniła Sophię to na pewno nie wróci!
- To ... - głosy Jamie'go i Andy'ego stały sie głośniejsze, za to Alexa przycichł. Obraz stał sie rozmazany, nagle całkiem zniknął. Poczułam że spadam i otworzyłam oczy. Półleżałam na podłodze w lochu. Nade mną pochylali się Jamie i Andy. Na ich twarzach rysował się wyraz zaniepokojenia. Andy miał na policzku rozcięcie, z którego sączyła się krew. Jamie miał zranioną rękę. Miałam ochotę rzucić się na szyję ... no właśnie, komu? Jamie'mu czy Andy'emu? Uświadomiłam sobie że kocham ich obydwu. Akurat w takim momencie? Postanowiłam ze zostawię obu w niepewności, ale Jamie w tej samej chwili przytulił mnie i podniósł do pozycji siedzącej. Cały czas mnie przytulał i zaczął mówić.
- Przepraszam, Clov przepraszam cie! Kocham cię! Nie chciałem tak na ciebie nawrzeszczeć. Wybacz. - Przytuliłam go mocniej i spojrzałam na Andy'ego. Odwrócił wzrok, ale jego twarz nie zdradzała co czuje. Tak jak zazwyczaj, robił dobrą minę do złej gry.
- Spokojnie. Gdzie Megan i Steven? - Zapytałam i odsunęłam się od Jamie'go. Złapał mnie za rękę i zobaczyłam że w cale nie jest ranny. To czyja była krew na jego rękawie? Zaczęłam się niepokoić. Andy otarł krew z policzka, ale i tak zaraz z rany popłynęły nowe strużki.
- Walczą na zewnątrz. - Powiedział Jamie i popatrzył mi prosto w oczy. - Nie martw się, nie są sami. Nowa ... tożsamość Trenta przynosi skutki. Sprowadził kilka wilkołaków do walki. Jest z nimi też Vic. - Wyjaśnił, jakby wyczytał mój niepokój z oczu. - Znalazłaś matkę?
- Tak, jest dalej w lochu, ale wszystko nam wyjdzie, mam plan.
- Ni ci nie jest? - Zapytał Andy. Odezwał sie pierwszy raz.
- Nie, czemu?
- Wiesz, znaleźliśmy cię leżącą na ziemi i sztywną. Byłaś zimna jak lód. - Wyjaśnił Jamie uprzedzając Andy'ego.
- Wszystko dobrze, miałam wizję, uda nam się! Ja teraz szukałam zbrojowni bo nie mam broni a was zobaczyłam. - Andy wyjął spod kurtki sztylet myśliwski i mi go podał. Wzięłam go i wstała. Wszyscy ruszyliśmy biegiem do wyjścia. Na zewnątrz widok był przerażający. Demony różnej razy walczyły z wilkołakami w ludzkiej postaci. W mroku mignęły mi gdzieś rude włosy Vic i blond włosy Megan. Stevena nie rozpoznawałam. Szybko wkroczyłam w wir walki. Chociaż nie było już tylu przeciwników i tak było ciężko. Jeden ze szponów demona rozorał mi skroń. Zabiłam go jednym płynnym ruchem, sztyletu. Po dłuższym czasie wygraliśmy walkę. Wilkołaki się wycofały a ja przytuliłam Trenta, Vic i Megan. Mama wyszła z lochów i stała z nami na polu bitwy. Razem odlecieliśmy. Andy pożyczył auto od Stevena i odwiózł Vic i Trenta a potem przyjechał do domu Jamie'go. Wszystko byłoby już wspaniale, gdyby nie moja wizja...
czwartek, 5 grudnia 2013
piątek, 29 listopada 2013
Bilet
PILNE!!!
Wpis nie dotyczy opowiadania, ale mam do was sprawę. Jest może ktoś kto miałby do sprzedania bilet na koncert zespołu Black Veil Brides do Poznania na 2 grudnia? Wiem że zostało strasznie mało czasu ale znajoma szuka biletu. Jeśli jest ktoś taki niech napisze do mnie na e-mail Shadowhunter2000@interia.pl a ja podam kontakt do znajomej. To bardzo dla niej ważne.
Wpis nie dotyczy opowiadania, ale mam do was sprawę. Jest może ktoś kto miałby do sprzedania bilet na koncert zespołu Black Veil Brides do Poznania na 2 grudnia? Wiem że zostało strasznie mało czasu ale znajoma szuka biletu. Jeśli jest ktoś taki niech napisze do mnie na e-mail Shadowhunter2000@interia.pl a ja podam kontakt do znajomej. To bardzo dla niej ważne.
środa, 27 listopada 2013
2 część 6
... - Tęskniłam za tobą - Powiedziała po raz dziesiąty kobieta, która podawała się za moją mamę. Starałam się nie zdradzać z tym że znam prawdę. Widziałam że to nie mama. Alex mnie oszukał. Sprowadził podobną kobietę, a mama dalej była wieziona w lochach. Ale dalej nie wiedziałam dlaczego ja jestem w rezydencji a nie w jej celach. Siedziałam teraz przy stole i swobodnie rozmawiałam z Alexem. Jednak moja swoboda była tylko powierzchowna. W środku walczyłam z chęcią chwycenia noża do krojenia pieczywa i wbicia go Alexowi w serce. Jednak musiałam się powstrzymywać, żeby chronić prawdziwą mamę. Po kolejnych dwóch godzinach i zjedzeniu kolacji, powiedziałam że jestem zmęczona i wróciłam do mojej sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i szybko pobiegłam do moich ubrań leżących na łóżku. Złapałam spodnie i pomacałam kieszeń z szybko bijącym sercem. Gdy wyczułam telefon odetchnęłam głęboko. Na całe szczęście nie wyjęłam go. W drugiej kieszeni znalazłam sztylet, który dał mi Jamie. Usiadłam na łóżku i odblokowałam telefon. Sprawdziłam czy nikt nie stoi na drzwiami i wybrałam numer Jamie'go. Odebrał dopiero gdy drugi raz spróbowałam się połączyć. Ale nie, nie on. Głos po drugiej stronie należał do Andy'ego.
- Clov? Co z tobą? Gdzie jesteś? - Zapytał zdenerwowanym głosem.
- Wszystko w porządku. Tak jakby. Jestem w rezydencji Alexa. Gdzie Jamie?
- Skontaktował się z Lacuną. Strasznie się o ciebie boimy. Nie dawałaś znaku życia przez całą noc. Dopiero teraz się odezwałaś! Jamie zadzwonił do mamy i o wszystkim jej powiedział. Teraz właśnie na nią czeka. Wspólnie zadecydujemy co dalej.
- Odezwałam się dopiero teraz bo niedawno się obudziłam. Ale nie jestem więziona. Przed chwilą jadłam kolację z Alexem i mamą.
- Znalazłaś ją?
- No tak jakby ... to chyba nie jest moja prawdziwa mama. W moim śnie była więziona, wychudzona i w jej oczach było widać smutek a kobieta, z którą przed chwilą jadłam była zdrowa, wyglądała świetnie i śmiało rozmawiała z Alexem, nawet żartowała. To nie może być ona. Mama dalej jest gdzieś w lochach. Ale jestem jej blisko. Mi jak na razie nic nie grozi.
- Odbijemy was obie. Zadzwonię jeszcze później a jak na razie to nie rozmawiaj za dużo z Alexem o nas, ale nie okazuj też niechęci do niego, niech zobaczy że mu ufasz. I traktuj tę kobietę jak swoją matkę. Jak już coś zadecydujemy z Lacuną to ktoś sie odezwie, a ja zadzwonię rano. Trzymaj się. - Powiedział i się rozłączył. Będzie dobrze, będzie dobrze, powtarzałam sobie w myślach. Dopiero teraz zauważyłam że w pokoju nie ma żadnych okien. Chyba jednak Alex nie jest aż taki głupi. Bał sie ze spróbuję uciec. Położyłam się na łóżku. Ostatnie słowa jakie wypowiedziałam do Jamie'go to to żeby dał mi spokój. Teraz być może już się nie spotkamy. Żeby mnie odbić, będą musieli stoczyć walkę z hordą demonów Alexa. I z innymi Aniołami, których przeciągnął na swoją. I z nim samym. Być może ktoś zginie. I to z mojej winy. Nie, nie mogłam tak myśleć. Teraz musiałam sie skupić na tym żeby Alex mi zaufał. I na tym żeby znaleźć mamę. Dzisiaj w nocy pójdę jej szukać.
***
Po 1 w nocy zeszłam na parter. Starałam się przypomnieć drogę, którą Andy mnie stąd wyprowadził. Poszłam na koniec korytarza. Tak jak pamiętałam, tamte drzwi prowadziły do lochów. Otworzyłam je powoli i stanęłam na pierwszy schodek. Dziwne było to że drzwi były otwarte. Ale teraz sie tym nie przejmowałam. Zbiegłam na dół i ruszyłam na poszukiwanie celi, w której była uwięziona mama. Po długiej chwili znalazłam ją. W celi w kącie siedziała ze spuszczoną głową kobieta. Podeszłam do krat celi.
- Mama? - Zapytałam cichym głosem. Gdy kobieta uniosła głowę miałam wrażenie że zaraz się rozpłaczę. To była moja mama! Wyglądała jak w wizji. Poczułam że łza spływa po moim policzku. Otarłam ją skrawkiem rękawa. Mama poderwała się i podbiegła do drzwi celi. Była trochę wyższa ode mnie.
- Clover? To ty? - Zapytała a po jej policzkach również spłynęły łzy.
- Tak. Mamo, ja ... -Powiedziałam ale przerwał mi huk na zewnątrz. Potem usłyszałam krzyk Megan i szybko podbiegłam do ściany dzielącej korytarze. Na haku wisiały klucze z podpisami cel. Nie wiedziałam czy Alex jest głupi czy po prostu takiego zgrywa. Złąpałam klucz od celi mamy i szybko przekręciłam go w zamku. Podbiegłam do małego zakratowanego okienka i wyjrzałam przez nie. Zobaczyłam Magan walczącą z dwójką demonów. Za nią widziałam nogi Andy'ego. Skoro byli oni to musiała być i reszta. Przyszli po mnie szybciej niż się tego spodziewałam. Jednego dnia tu nie spędziłam.
- Mam plan. Masz lucz i zamknij się w celi. Udawaj że mnie tu nie było. Ja muszę im pomóc! - Powiedziałam wciskajac de ręki mamy klucz. Ona na mnie popatrzyła i mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk, ale chwilę potem już wychodziam z celi.
- Mamo, wiesz gdzie tu mają zbrojownię? - Zapytałam z nadzieją.
- W drugim korytarzu. Kiedy sie dowiedziałaś kim jesteś? - Zapytała.
- Dwa dni po moich 16 urodzinach. Muszę iść, ale wrócę. Schowaj klucz. Steven też tu jest. - Powiedziałam i odbiegłam. Gdzie tu się wchodziło na drugi korytarz. Nie miałam pojęcia wiec działałam spontanicznie. Stanęłam przed ścianą dzielącą korytarze, rozwinęłam skrzydła i zamachałam nimi. Uderzyły w ścianę. Ta zachwiała się i rozpadła. Klucze posypały sie na podłogę, a ściana upadała w kawałkach z głuchym hukiem na podłogę. Jej, skrzydła rzeczywiscie sa silne. Wbiegłam w drugi korytarz i zaczęłam szukać zbrojowni. Wzięłam głęboki wdech i wszystko sobie podsumowałam, ale na dwa warianty. Pierwszy był taki, że jeśli uda nam się zwyciężyć armię Alexa, wydostaniemy stąd mamę i wrócimy do domu. Na tym mi zależało, ale jeśli coś pójdzie nie tak to wszyscy mogą ginąć lub zostać uwięzieni. Musiałam im pomóc, lecz nagle zrobiło mi się słabo. Zachwiałam sie. Oparłam się o ścianę i powoli po niej zsunęłam się na podłogę. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Ostatnie co usłyszałam to głos Jamie'go wołający moje imię. Potem była już tylko nicość...
- Clov? Co z tobą? Gdzie jesteś? - Zapytał zdenerwowanym głosem.
- Wszystko w porządku. Tak jakby. Jestem w rezydencji Alexa. Gdzie Jamie?
- Skontaktował się z Lacuną. Strasznie się o ciebie boimy. Nie dawałaś znaku życia przez całą noc. Dopiero teraz się odezwałaś! Jamie zadzwonił do mamy i o wszystkim jej powiedział. Teraz właśnie na nią czeka. Wspólnie zadecydujemy co dalej.
- Odezwałam się dopiero teraz bo niedawno się obudziłam. Ale nie jestem więziona. Przed chwilą jadłam kolację z Alexem i mamą.
- Znalazłaś ją?
- No tak jakby ... to chyba nie jest moja prawdziwa mama. W moim śnie była więziona, wychudzona i w jej oczach było widać smutek a kobieta, z którą przed chwilą jadłam była zdrowa, wyglądała świetnie i śmiało rozmawiała z Alexem, nawet żartowała. To nie może być ona. Mama dalej jest gdzieś w lochach. Ale jestem jej blisko. Mi jak na razie nic nie grozi.
- Odbijemy was obie. Zadzwonię jeszcze później a jak na razie to nie rozmawiaj za dużo z Alexem o nas, ale nie okazuj też niechęci do niego, niech zobaczy że mu ufasz. I traktuj tę kobietę jak swoją matkę. Jak już coś zadecydujemy z Lacuną to ktoś sie odezwie, a ja zadzwonię rano. Trzymaj się. - Powiedział i się rozłączył. Będzie dobrze, będzie dobrze, powtarzałam sobie w myślach. Dopiero teraz zauważyłam że w pokoju nie ma żadnych okien. Chyba jednak Alex nie jest aż taki głupi. Bał sie ze spróbuję uciec. Położyłam się na łóżku. Ostatnie słowa jakie wypowiedziałam do Jamie'go to to żeby dał mi spokój. Teraz być może już się nie spotkamy. Żeby mnie odbić, będą musieli stoczyć walkę z hordą demonów Alexa. I z innymi Aniołami, których przeciągnął na swoją. I z nim samym. Być może ktoś zginie. I to z mojej winy. Nie, nie mogłam tak myśleć. Teraz musiałam sie skupić na tym żeby Alex mi zaufał. I na tym żeby znaleźć mamę. Dzisiaj w nocy pójdę jej szukać.
***
Po 1 w nocy zeszłam na parter. Starałam się przypomnieć drogę, którą Andy mnie stąd wyprowadził. Poszłam na koniec korytarza. Tak jak pamiętałam, tamte drzwi prowadziły do lochów. Otworzyłam je powoli i stanęłam na pierwszy schodek. Dziwne było to że drzwi były otwarte. Ale teraz sie tym nie przejmowałam. Zbiegłam na dół i ruszyłam na poszukiwanie celi, w której była uwięziona mama. Po długiej chwili znalazłam ją. W celi w kącie siedziała ze spuszczoną głową kobieta. Podeszłam do krat celi.
- Mama? - Zapytałam cichym głosem. Gdy kobieta uniosła głowę miałam wrażenie że zaraz się rozpłaczę. To była moja mama! Wyglądała jak w wizji. Poczułam że łza spływa po moim policzku. Otarłam ją skrawkiem rękawa. Mama poderwała się i podbiegła do drzwi celi. Była trochę wyższa ode mnie.
- Clover? To ty? - Zapytała a po jej policzkach również spłynęły łzy.
- Tak. Mamo, ja ... -Powiedziałam ale przerwał mi huk na zewnątrz. Potem usłyszałam krzyk Megan i szybko podbiegłam do ściany dzielącej korytarze. Na haku wisiały klucze z podpisami cel. Nie wiedziałam czy Alex jest głupi czy po prostu takiego zgrywa. Złąpałam klucz od celi mamy i szybko przekręciłam go w zamku. Podbiegłam do małego zakratowanego okienka i wyjrzałam przez nie. Zobaczyłam Magan walczącą z dwójką demonów. Za nią widziałam nogi Andy'ego. Skoro byli oni to musiała być i reszta. Przyszli po mnie szybciej niż się tego spodziewałam. Jednego dnia tu nie spędziłam.
- Mam plan. Masz lucz i zamknij się w celi. Udawaj że mnie tu nie było. Ja muszę im pomóc! - Powiedziałam wciskajac de ręki mamy klucz. Ona na mnie popatrzyła i mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk, ale chwilę potem już wychodziam z celi.
- Mamo, wiesz gdzie tu mają zbrojownię? - Zapytałam z nadzieją.
- W drugim korytarzu. Kiedy sie dowiedziałaś kim jesteś? - Zapytała.
- Dwa dni po moich 16 urodzinach. Muszę iść, ale wrócę. Schowaj klucz. Steven też tu jest. - Powiedziałam i odbiegłam. Gdzie tu się wchodziło na drugi korytarz. Nie miałam pojęcia wiec działałam spontanicznie. Stanęłam przed ścianą dzielącą korytarze, rozwinęłam skrzydła i zamachałam nimi. Uderzyły w ścianę. Ta zachwiała się i rozpadła. Klucze posypały sie na podłogę, a ściana upadała w kawałkach z głuchym hukiem na podłogę. Jej, skrzydła rzeczywiscie sa silne. Wbiegłam w drugi korytarz i zaczęłam szukać zbrojowni. Wzięłam głęboki wdech i wszystko sobie podsumowałam, ale na dwa warianty. Pierwszy był taki, że jeśli uda nam się zwyciężyć armię Alexa, wydostaniemy stąd mamę i wrócimy do domu. Na tym mi zależało, ale jeśli coś pójdzie nie tak to wszyscy mogą ginąć lub zostać uwięzieni. Musiałam im pomóc, lecz nagle zrobiło mi się słabo. Zachwiałam sie. Oparłam się o ścianę i powoli po niej zsunęłam się na podłogę. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Ostatnie co usłyszałam to głos Jamie'go wołający moje imię. Potem była już tylko nicość...
Wybaczcie
Przepraszam was bardzo. Strasznie długo nie wchodziłam na bloga, ale miałam kompletną karę. Teraz już się poprawię i postaram się dodawać części mniej więcej 2 razy na tydzień. Mam nadzieję że tą długą nieobecnością nie stracę fanów xd Kto dalej tu jest? Liczę że wspólnie szybko przywrócimy blogu dużą czytalność (jest takie słowo? :D ) Już biorę się za pisanie kolejnego rozdziału!
niedziela, 27 października 2013
Co o tym myślicie?
Mam pomysł na całkowicie nowe opowiadanie i myślę o założeniu bloga, na którym będę je publikowała. Czy bylibyście zainteresowani? Oto krótki opis o czym ewentualnie by było:
Miley i Megan były najlepszymi przyjaciółkami odkąd pamiętały. Od ponad roku planowały wyjazd na całe wakacje do Londynu, z dala od rodziców, znajomych i problemów. Gdy tylko zaczęły sie wakacje obie opuściły rodzinne Los Angeles. Na początku wszystko układało się świetnie. Aż do dnia, w którym wracając z koncertu podsłuchały rozmowę dwóch kobiet. Gdzieś na przedmieściach znajdował się stary szpital. Na kolejny dzień włamały się tam i od tej chwili całe ich życie się zmieniło. Od niewinnego życia w słonecznym Los Angeles, przez włamanie, po policję i poprawczak oraz tajemnicę...
I co sądzicie? Nie zdradzałam zbyt wiele, ale niezbyt dobrze piszę streszczenia gdy mam już w głowie pomysł na coś dłuższego. Gdybym bardziej sie rozpisała to powstałaby tu już cała jedna część :3 No ale jeśli jesteście ciekawi tego opowiadania, to piszcie w komentarzach. Może coś z tego będzie i będę miała już na swoim koncie dwa blogi :D Ale w razie czego nie martwcie się, nie zrezygnuje z tego tu bloga, póki mam wenę będą tu powstawały nowe części ;)
Piszcie też do mnie na e-maila Shaowhunter2000@interia.pl Chętnie odpiszę na każdą wiadomość ;)
Miley i Megan były najlepszymi przyjaciółkami odkąd pamiętały. Od ponad roku planowały wyjazd na całe wakacje do Londynu, z dala od rodziców, znajomych i problemów. Gdy tylko zaczęły sie wakacje obie opuściły rodzinne Los Angeles. Na początku wszystko układało się świetnie. Aż do dnia, w którym wracając z koncertu podsłuchały rozmowę dwóch kobiet. Gdzieś na przedmieściach znajdował się stary szpital. Na kolejny dzień włamały się tam i od tej chwili całe ich życie się zmieniło. Od niewinnego życia w słonecznym Los Angeles, przez włamanie, po policję i poprawczak oraz tajemnicę...
I co sądzicie? Nie zdradzałam zbyt wiele, ale niezbyt dobrze piszę streszczenia gdy mam już w głowie pomysł na coś dłuższego. Gdybym bardziej sie rozpisała to powstałaby tu już cała jedna część :3 No ale jeśli jesteście ciekawi tego opowiadania, to piszcie w komentarzach. Może coś z tego będzie i będę miała już na swoim koncie dwa blogi :D Ale w razie czego nie martwcie się, nie zrezygnuje z tego tu bloga, póki mam wenę będą tu powstawały nowe części ;)
Piszcie też do mnie na e-maila Shaowhunter2000@interia.pl Chętnie odpiszę na każdą wiadomość ;)
sobota, 26 października 2013
2 część 5
... Obudziłam się. Byłam zdyszana i czułam że na moim czole perlił się pot. W pokoju było ciemno. Jedynym źródłem światła była lampka zapalona na szafce nocnej. W jej blasku widziałam Andy'ego siedzącego na brzegu mojego łóżka.
- Co się stało? - Zapytał gdy spostrzegł że się obudziłam.
- Mama żyje. Jest w lochach rezydencji Alexa. Muszę z nim porozmawiać! On musi ją wypuścić! - Ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Andy zobaczył jak bardzo ejstem zdenerwowana. Siadł głębiej i mnie przytulił.
- Clov, spokojnie. Porozmawiamy z nim ale już nie dzisiaj. - Próbował mnie uspokoić. Nie, ja nie mogłam tyle czekać. Wyrwałam się z jego uścisku i wybiegłam z pokoju. Zbiegłam po schodach. Nikogo już nie było, pewnie spali. Dotarłam do drzwi prowadzących do zbrojowni oraz lochu. Weszłam przez nie i w połowie schodów się zatrzymałam. Dotknęłam ściany, ale ona ani drgnęła. Musi być coś, dzięki czemu drzwi się otworzą. A może chodzi o krew? Potarłam dłonią o szorstką ścianę i zobaczyłam kropelki krwi wypływające z ranek. Znowu przyłożyłam rękę do ściany i tym razem zadziałało. Tynk ze ściany jakby się obsypał i ukazały się żelazne drzwi. Otworzyłam je jednym mocnym pchnięciem i weszłam do środka. Alex siedział na podłodze. Stara lampa oliwna oświetlała pomieszczenie. Dopiero teraz zobaczyłam podobieństwo miedzy nim a Andy'm. Taki sam kształt twarzy, takie same usta, po ufarbowaniu włosów przez Alexa można by było ich pomylić. Podeszłam do niego bliżej.
- Wypuść mamę! - Zażądałam bez zbędnych wprowadzeń.
- Ciekawe co skłoniło cię do uwierzenia mi. Czyżbyś miała sen?
- Tak, ale teraz to nieważne...
- Wręcz przeciwnie. Wiesz że ona też miała moc? Taką samą jak ty? Wiesz że to moja matka ją porwała?
- Co? Jak to?
- Czyli nie wiedziałaś? Ona miała tą samą moc co ty. Moja matka dwa lata po moim narodzeniu dowiedziała się o wszystkim. O innym świecie. A to wszystko przez demona z którym zaczęła się spotykać. Ale on chciał ją tylko wykorzystać. Razem zorganizowali atak i porwali Sophię. Chcieli od niej tego samego czego ja teraz chcę od ciebie. Twojej mocy. Lecz ona nie chciała im nic mówić. Miałem trzy lata gdy dowiedziałem się że będę miał brata. W tedy jeszcze nie wiedziałem że "człowiek" który jest z moja matką jest tak naprawdę demonem. A to wszystko dlatego że był to Azazel. On wyglądał jak normalny mężczyzna, ale w końcu zacząłem coś wyczuwać. Po urodzeniu Andy'ego. On nie zachowywał się jak normalne dziecko. Miałem 4 gdy on się urodził...
- Czyli on ma...
- 17 lat. Ja 21, tak. Andy szybko zaczął chodzić i mówić. Za szybko. Jak miałem 6 lat zobaczyłem jak podpalił auto własną rękę. Tylko go dotknął.
- Ale gdzieś czytałam ze twoja matka zginełam jak miałeś 4 lata.
- Zginęła kilka dni po porodzie, w wypadku. Wychowywał nas ojciec, demon. Kilka lat później wyjechał na wojnę, z której nie wrócił, a mnie i Andy'ego wzięli do domu dziecka. Szybko znaleźliśmy rodziny, le je nie chciałem tak żyć. Andy z wiekiem zaczął upodabniać się do ojca. Czarne włosy i niebieskie oczy miał od zawsze i przez to najbardziej go przypominał. Mnie w końcu wzięli do poprawczaka, a w tedy on już wiedział. Wiedział ze jest czarownikiem. Zaczął się tatuować, ubierać bardziej wyzywająco. Uważał że taka osoba jak on musi odstraszać innych żeby nie zrobić im krzywdy. Ale potem ja uciekłem, a on? On mnie znienawidził. Nie widzieliśmy się długi czas, aż do spotkania w szkole.
- Czyli twoja matka zaczęła się spotykać z demonem i oni razem porwali mamę? A co z twoim ojcem?
- Mój ojciec? Zostawił nas gdy się urodziłem.
- Ale po co ci moja matka i ja? No po co?
- Chcę wiedzieć co będzie. Chcę wiedzieć na co mam sie przygotować. Co będzie dalej.
- Wypuść ją! Weź mnie, ale ją wypusc! - To teraz już koniec. Nie bierze mnie, mama już za dużo wycierpiała.
- Jesteś pewna że tego właśnie chcesz? - Zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach.
- Tak.
- Jamie zostawił klucz w salonie na stole. Przyjdź tu z nim i mnie rozkuj. Potem oboje wrócimy do rezydencji a twoja mamusia zostanie wypuszczona. - Wyszłam z celi nie zamykając jej. Działałam po presją. Andy za mną nie poszedł, może to nawet lepiej. Wzięłam duży klucz leżący na stole i wróciłam do celi. Podeszłam do Alexa i przekręciłam klucz w jego kajdanach. One opadły z brzękiem na kamienną podłogę. Alex roztarł nadgarstki i wstał. W tedy usłyszałam kroki na górze. Po chwili w drzwiach celi pojawił się Andy a za nim Jamie, Steven i Megan. Popatrzyli na mnie zaniepokojenia. Andy postawił krok do przodu a w tedy Alex złapał mnie za ramię i nagle wszystko w okół zniknęło. Ostatnie co zobaczyłam to Andy i Jamie biegnący w moją stronę a potem ogarnęła mną ciemność.
***
Otworzyłam oczy. Leżałam na ogromnym łóżku. Byłam przykryta aksamitną czarną kołdrą i miałam na sobie koszulę nocną. Usiadłam i rozejrzałam się w około. Znajdowałam się w ogromnej sypialni. Ściany były białe a meble złote i czarne. Sufit był wysoko i był pomalowany jakby niebo w nocy. Wyszłam z łóżka i przypomniałam sobie co stało się niedawno. A może nie tak nie dawno. Nie wiem ile spałam. Koło łoża stały miękkie kapcie, Wsunęłam w nie stopy i podeszłam do szafy stojącej niedaleko. W środku znajdowały się różne ubrania. Od jeansów po spódnice. Od podkoszulek po suknie. Na dole szafy równo w rządku stały ułożone różne buty. Trampki w rozmaitych kolorach, glany, balerinki, obcasy, koturny i szpilki. Wygrzebałam czerwoną koszulkę i granatowe jeansy i ubrałam je na siebie. Wzięłam pierwsze lepsze trampki, i wsunęłam je na nogi. Przejrzałam także bluzy i kurtki. Wybrałam bluzę z czarnymi ściągaczami u rękawków i białą resztą. Czemu jestem akurat tu a nie w lochach gdzie wcześniej. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Był długi i jasny. Ruszyłam w lewą stronę, ponieważ usłyszałam tam głosy. Doszłam do schodów, a głosy stały się głośniejsze. Spośród nich wyróżniłam głos Alexa i byłą tam jeszcze jakaś kobieta. Zeszłam o dwa stopnie w dół i zobaczyłam ogromny, piękny salon. Na jednym z foteli w rzeczywistości siedział Alex a drugi zajmowała moja mama. Rozmawiali jakby dobrze się znali, jednak byłą miedzy nimi wyczuwalna nuta nienawiści. Zeszłam na sam dół. Oboje odwrócili głowy w moją stronę. Mama poderwała sie z fotela i podbiegła do mnie i przytuliła mocno. Jednam nie podobało mi się to co przed chwilą zobaczyłam. W moim śnie mama była w lochu, wygłodzona i zmarznięta a ta kobieta wyglądała jakby świetnie się czuła. Coś było w tym wszystkim nie tak...
- Co się stało? - Zapytał gdy spostrzegł że się obudziłam.
- Mama żyje. Jest w lochach rezydencji Alexa. Muszę z nim porozmawiać! On musi ją wypuścić! - Ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Andy zobaczył jak bardzo ejstem zdenerwowana. Siadł głębiej i mnie przytulił.
- Clov, spokojnie. Porozmawiamy z nim ale już nie dzisiaj. - Próbował mnie uspokoić. Nie, ja nie mogłam tyle czekać. Wyrwałam się z jego uścisku i wybiegłam z pokoju. Zbiegłam po schodach. Nikogo już nie było, pewnie spali. Dotarłam do drzwi prowadzących do zbrojowni oraz lochu. Weszłam przez nie i w połowie schodów się zatrzymałam. Dotknęłam ściany, ale ona ani drgnęła. Musi być coś, dzięki czemu drzwi się otworzą. A może chodzi o krew? Potarłam dłonią o szorstką ścianę i zobaczyłam kropelki krwi wypływające z ranek. Znowu przyłożyłam rękę do ściany i tym razem zadziałało. Tynk ze ściany jakby się obsypał i ukazały się żelazne drzwi. Otworzyłam je jednym mocnym pchnięciem i weszłam do środka. Alex siedział na podłodze. Stara lampa oliwna oświetlała pomieszczenie. Dopiero teraz zobaczyłam podobieństwo miedzy nim a Andy'm. Taki sam kształt twarzy, takie same usta, po ufarbowaniu włosów przez Alexa można by było ich pomylić. Podeszłam do niego bliżej.
- Wypuść mamę! - Zażądałam bez zbędnych wprowadzeń.
- Ciekawe co skłoniło cię do uwierzenia mi. Czyżbyś miała sen?
- Tak, ale teraz to nieważne...
- Wręcz przeciwnie. Wiesz że ona też miała moc? Taką samą jak ty? Wiesz że to moja matka ją porwała?
- Co? Jak to?
- Czyli nie wiedziałaś? Ona miała tą samą moc co ty. Moja matka dwa lata po moim narodzeniu dowiedziała się o wszystkim. O innym świecie. A to wszystko przez demona z którym zaczęła się spotykać. Ale on chciał ją tylko wykorzystać. Razem zorganizowali atak i porwali Sophię. Chcieli od niej tego samego czego ja teraz chcę od ciebie. Twojej mocy. Lecz ona nie chciała im nic mówić. Miałem trzy lata gdy dowiedziałem się że będę miał brata. W tedy jeszcze nie wiedziałem że "człowiek" który jest z moja matką jest tak naprawdę demonem. A to wszystko dlatego że był to Azazel. On wyglądał jak normalny mężczyzna, ale w końcu zacząłem coś wyczuwać. Po urodzeniu Andy'ego. On nie zachowywał się jak normalne dziecko. Miałem 4 gdy on się urodził...
- Czyli on ma...
- 17 lat. Ja 21, tak. Andy szybko zaczął chodzić i mówić. Za szybko. Jak miałem 6 lat zobaczyłem jak podpalił auto własną rękę. Tylko go dotknął.
- Ale gdzieś czytałam ze twoja matka zginełam jak miałeś 4 lata.
- Zginęła kilka dni po porodzie, w wypadku. Wychowywał nas ojciec, demon. Kilka lat później wyjechał na wojnę, z której nie wrócił, a mnie i Andy'ego wzięli do domu dziecka. Szybko znaleźliśmy rodziny, le je nie chciałem tak żyć. Andy z wiekiem zaczął upodabniać się do ojca. Czarne włosy i niebieskie oczy miał od zawsze i przez to najbardziej go przypominał. Mnie w końcu wzięli do poprawczaka, a w tedy on już wiedział. Wiedział ze jest czarownikiem. Zaczął się tatuować, ubierać bardziej wyzywająco. Uważał że taka osoba jak on musi odstraszać innych żeby nie zrobić im krzywdy. Ale potem ja uciekłem, a on? On mnie znienawidził. Nie widzieliśmy się długi czas, aż do spotkania w szkole.
- Czyli twoja matka zaczęła się spotykać z demonem i oni razem porwali mamę? A co z twoim ojcem?
- Mój ojciec? Zostawił nas gdy się urodziłem.
- Ale po co ci moja matka i ja? No po co?
- Chcę wiedzieć co będzie. Chcę wiedzieć na co mam sie przygotować. Co będzie dalej.
- Wypuść ją! Weź mnie, ale ją wypusc! - To teraz już koniec. Nie bierze mnie, mama już za dużo wycierpiała.
- Jesteś pewna że tego właśnie chcesz? - Zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach.
- Tak.
- Jamie zostawił klucz w salonie na stole. Przyjdź tu z nim i mnie rozkuj. Potem oboje wrócimy do rezydencji a twoja mamusia zostanie wypuszczona. - Wyszłam z celi nie zamykając jej. Działałam po presją. Andy za mną nie poszedł, może to nawet lepiej. Wzięłam duży klucz leżący na stole i wróciłam do celi. Podeszłam do Alexa i przekręciłam klucz w jego kajdanach. One opadły z brzękiem na kamienną podłogę. Alex roztarł nadgarstki i wstał. W tedy usłyszałam kroki na górze. Po chwili w drzwiach celi pojawił się Andy a za nim Jamie, Steven i Megan. Popatrzyli na mnie zaniepokojenia. Andy postawił krok do przodu a w tedy Alex złapał mnie za ramię i nagle wszystko w okół zniknęło. Ostatnie co zobaczyłam to Andy i Jamie biegnący w moją stronę a potem ogarnęła mną ciemność.
***
Otworzyłam oczy. Leżałam na ogromnym łóżku. Byłam przykryta aksamitną czarną kołdrą i miałam na sobie koszulę nocną. Usiadłam i rozejrzałam się w około. Znajdowałam się w ogromnej sypialni. Ściany były białe a meble złote i czarne. Sufit był wysoko i był pomalowany jakby niebo w nocy. Wyszłam z łóżka i przypomniałam sobie co stało się niedawno. A może nie tak nie dawno. Nie wiem ile spałam. Koło łoża stały miękkie kapcie, Wsunęłam w nie stopy i podeszłam do szafy stojącej niedaleko. W środku znajdowały się różne ubrania. Od jeansów po spódnice. Od podkoszulek po suknie. Na dole szafy równo w rządku stały ułożone różne buty. Trampki w rozmaitych kolorach, glany, balerinki, obcasy, koturny i szpilki. Wygrzebałam czerwoną koszulkę i granatowe jeansy i ubrałam je na siebie. Wzięłam pierwsze lepsze trampki, i wsunęłam je na nogi. Przejrzałam także bluzy i kurtki. Wybrałam bluzę z czarnymi ściągaczami u rękawków i białą resztą. Czemu jestem akurat tu a nie w lochach gdzie wcześniej. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Był długi i jasny. Ruszyłam w lewą stronę, ponieważ usłyszałam tam głosy. Doszłam do schodów, a głosy stały się głośniejsze. Spośród nich wyróżniłam głos Alexa i byłą tam jeszcze jakaś kobieta. Zeszłam o dwa stopnie w dół i zobaczyłam ogromny, piękny salon. Na jednym z foteli w rzeczywistości siedział Alex a drugi zajmowała moja mama. Rozmawiali jakby dobrze się znali, jednak byłą miedzy nimi wyczuwalna nuta nienawiści. Zeszłam na sam dół. Oboje odwrócili głowy w moją stronę. Mama poderwała sie z fotela i podbiegła do mnie i przytuliła mocno. Jednam nie podobało mi się to co przed chwilą zobaczyłam. W moim śnie mama była w lochu, wygłodzona i zmarznięta a ta kobieta wyglądała jakby świetnie się czuła. Coś było w tym wszystkim nie tak...
poniedziałek, 21 października 2013
2 część 4
... - Czemu nie powiedziałaś mi że sie z nim spotkałaś?! - Zapytał mnie Jamie gdy tylko zostaliśmy smai w salonie.
- Sama nie wiem, chyba dlatego że wiedziałam że zaraz zaczął byś go szukać!
- Oczywiście że zacząłbym go szukać! Czemu nie miałbym tego zrobić?
- Bo mówi że mama żyje!
- To nieprawda Clov! Jesteś głupia jeśli uważasz że Alex mówi prawdę. - Głupia? Nazwał mnie głupią? Ze zdenerwowania zacisnęłam ręce w pieści.
- Nie nazywają mnie głupią! - Wykrzyknęłam.
- Jesteś głupia! Kto mądry mu wierzy?!
- Na przykład ty! Uwierzyłeś jak powiedział że spotkaliśmy sie w lesie!
- Ale ty to potwierdziłaś idiotko! - Tego było już za dużo. Odwróciłam się i ruszyłam do schodów.
- Gdzie ty idziesz?
- Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknęłam i pobiegłam na górę. Za wszelka cenę chciałam być teraz jak najdalej od niego. Weszłam do swojego pokoju i z hukiem trzasnęłam drzwiami. Zamknęłam drzwi na klucz i odwróciłam sie. Na skraju mojego łóżka siedział Andy. Maił spuszczoną głowę i jego jeszcze wilgotne włosy opadły mu aż do szyi całkowicie zasłaniając twarz. Siadłam koło niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Odgarnęłam mu włosy z twarzy na bok, tak jak miał w zwyczaju się czesać. Popatrzył na mnie.
- Teraz już wiesz. - Powiedział cichym głosem.
- O czym?
- O tym czym jestem. O tym że jestem demonem.
- To nic wielkiego. A w dodatku tylko w połowie. - Starałam się go pocieszyć.
- Dla ciebie to może rzeczywiście nic wielkiego ale dla mnie to dużo znaczy. Jestem inny.
- No właśnie. Inny. Nie gorszy, lecz inny. Jesteś wyjątkowy. Gdyby nie ty, poleglibyśmy w tedy w szkole.
- I tak was złapali! A do tego sprzeciwiłem się przeciwko własnemu bratu. - Nie dawał za wygraną. W jego oczach widziałam smutek i cierpienie.
- Ale inaczej moglibyśmy nawet zginąć! A twój brat jest przykładem na to że człowiek może być o wiele gorszy niż pół demon. Jesteś świetny! A dzisiaj ocaliłeś mi życie! Gdyby nie ty to albo bym nie żyła albo gniła w celi Alexa.
- Może masz rację. - Andy lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście ze mam!
- A właściwie co się stało że weszłaś do pokoju taka zdenerwowana?
- Pokłóciłam sie z Jamie'm.
- O co poszło?
- Powiedział że jestem głupia i nazwał idiotką.
Przez chwile patrzyliśmy sobie prosto w oczy a potem Andy się do mnie przysunął. Najpierw sprawiał wrażenie jakby wale nie chciał mnie pocałować. Potem objął mnie i przysunął do siebie. Odwzajemniłam uściska. Pocałunek nabrał namiętności. Nie było niczego poza nim. Uświadomiłam sobie nagle że było mi z nim dobrze. Że przyjacielskie relacje przerodziły się w coś głębszego. Nie czułam tego do póki nie pocałowaliśmy sie. Zakochałam się w nim a on we mnie. Zawsze był przy mnie gdy tego potrzebowałam. Ocalił mnie w zaułku. Musiał w tedy za mną iść. Jego usta były miękkie i słodkie. Pachniał męskimi perfumami i odrobiną wanilii. Mogłabym spędzić z nim całą wieczność, lecz nagle przypomniałam sobie o Jamie'm. Byłam z nim od prawie miesiąca. Lecz często sie kłóciliśmy. Może za często? Może ta kłótnia przelała czarę? Może to Andy był tym jedynym? Od Andy'ego oderwał mnie dopiero telefon dzwoniący w mojej kieszeni. Odsunęłam się trochę od niego i odebrałam komórkę, na której wyświetlaczu pojawiła sie uśmiechnięta twarz Trenta.
- Gdzie ty jesteś? Jest już 16:24 a ciebie nie ma! - Rozległ się zdenerwowany głos przyjaciela.
- Wybacz, sprawy troche się skomplikowały. Wszystko wam wyjaśnię ale nie teraz.
- A kiedy? Przyjdziesz?
- Nie, nie przyjdę. To skomplikowane. Przyjdźcie jutro po szkole.
- CLov, jutro jest sobota.
- No tak, to przyjdźcie jak tylko będziecie chcieli. Jestem tu cały czas.
- Ok. Do zobaczenia.
- Pa - Powiedziałam i rozłączyłam się. Andy popatrzył na mnie i znów się uśmiechnął.
- No... ja...
- Cicho. Nic się nie stało.
- Clov, bo... ja wiem że chodzisz z Jamie'm ale ja... zakochałem się w tobie. - Powiedział nagle trzymając moją rękę. Spodziewałam się takiego wyznania. Tyle ze nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Gdybym mu powiedziała że ja go też kocham, zrobiłabym z siebie totalną kretynkę, bo chodzę z Jamie'm. Jeśli powiedziałabym ze ja nic do niego nie czuję to po pierwsze bym skłamałabym a po drugie jeszcze bym go zraniła.
- Wiem - Powiedziałam tylko. Pomyślałam że ta odpowiedź będzie najlepsza ale gdy już wyszła z moich ust to zobaczyłam jak głupio to zabrzmiało. Trochę jakby mnie to nie obchodziło, trochę jakbym się spodziewała że to powie a trochę jakbym mówiła najprostszą rzecz świata. Szybko dodałam. - Też czuję do ciebie coś więcej.
- Co?
- Też cię kocham! - Trudno, niech myśli co chce, nie mogłam tego przed nim ukrywać.
- A Jamie?
- Wiem. Jestem łamiącą serca kretynką ale ja ... kocham was oboje. - Chwilę znów panowała całkowita cisza, a potem Andy wstał z łóżka.
- Gdzie idziesz?
- Tylko p coś do picia. Ale zaraz wrócę. Obiecuję. Też coś chcesz?
- Tak. Wodę.- Andy przekręcił klucz w zamku i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama w pokoju. Na zewnątrz wciąż padał deszcz. Jego krople rozbijały się o okno tworząc zasłonę oddzielającą mnie od świata. Nie, to nie deszcz stworzył zasłoną tylko mój umysł. Nie chciałam wychodzić. Na zewnątrz nie czułam się bezpieczna. Dzisiejszy dzień był na to dowodem. Ale w końcu go złapaliśmy. Położyłam sie do łóżka i zasnęłam.
***
Loch był ciemny i mroczny. Nie było w nim żadnych świateł. W ciasnym korytarzu były drzwi do jeszcze ciaśniejszych cel. W jednej z nich w kącie siedział jakiś cień. A dokładniej kobieta. Była owinięta w cienki, dziurawy kocyk. Uniosła twarz. Miała długie czarne włosy. Śliczne zielone oczy ze złotymi plamkami w tym momencie były pełne przerażenia i smutku. Lecz plamki wskazywały na jej rasę. Twarz kobiety była strasznie wychudzona, lecz piękna. Pełne usta były naturalnie czerwone. Wydawało mi się ze ją znam. Oczywiście że ją znam. To była pierwsza osoba jaką poznałam. To była moja matka....
- Sama nie wiem, chyba dlatego że wiedziałam że zaraz zaczął byś go szukać!
- Oczywiście że zacząłbym go szukać! Czemu nie miałbym tego zrobić?
- Bo mówi że mama żyje!
- To nieprawda Clov! Jesteś głupia jeśli uważasz że Alex mówi prawdę. - Głupia? Nazwał mnie głupią? Ze zdenerwowania zacisnęłam ręce w pieści.
- Nie nazywają mnie głupią! - Wykrzyknęłam.
- Jesteś głupia! Kto mądry mu wierzy?!
- Na przykład ty! Uwierzyłeś jak powiedział że spotkaliśmy sie w lesie!
- Ale ty to potwierdziłaś idiotko! - Tego było już za dużo. Odwróciłam się i ruszyłam do schodów.
- Gdzie ty idziesz?
- Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknęłam i pobiegłam na górę. Za wszelka cenę chciałam być teraz jak najdalej od niego. Weszłam do swojego pokoju i z hukiem trzasnęłam drzwiami. Zamknęłam drzwi na klucz i odwróciłam sie. Na skraju mojego łóżka siedział Andy. Maił spuszczoną głowę i jego jeszcze wilgotne włosy opadły mu aż do szyi całkowicie zasłaniając twarz. Siadłam koło niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Odgarnęłam mu włosy z twarzy na bok, tak jak miał w zwyczaju się czesać. Popatrzył na mnie.
- Teraz już wiesz. - Powiedział cichym głosem.
- O czym?
- O tym czym jestem. O tym że jestem demonem.
- To nic wielkiego. A w dodatku tylko w połowie. - Starałam się go pocieszyć.
- Dla ciebie to może rzeczywiście nic wielkiego ale dla mnie to dużo znaczy. Jestem inny.
- No właśnie. Inny. Nie gorszy, lecz inny. Jesteś wyjątkowy. Gdyby nie ty, poleglibyśmy w tedy w szkole.
- I tak was złapali! A do tego sprzeciwiłem się przeciwko własnemu bratu. - Nie dawał za wygraną. W jego oczach widziałam smutek i cierpienie.
- Ale inaczej moglibyśmy nawet zginąć! A twój brat jest przykładem na to że człowiek może być o wiele gorszy niż pół demon. Jesteś świetny! A dzisiaj ocaliłeś mi życie! Gdyby nie ty to albo bym nie żyła albo gniła w celi Alexa.
- Może masz rację. - Andy lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście ze mam!
- A właściwie co się stało że weszłaś do pokoju taka zdenerwowana?
- Pokłóciłam sie z Jamie'm.
- O co poszło?
- Powiedział że jestem głupia i nazwał idiotką.
Przez chwile patrzyliśmy sobie prosto w oczy a potem Andy się do mnie przysunął. Najpierw sprawiał wrażenie jakby wale nie chciał mnie pocałować. Potem objął mnie i przysunął do siebie. Odwzajemniłam uściska. Pocałunek nabrał namiętności. Nie było niczego poza nim. Uświadomiłam sobie nagle że było mi z nim dobrze. Że przyjacielskie relacje przerodziły się w coś głębszego. Nie czułam tego do póki nie pocałowaliśmy sie. Zakochałam się w nim a on we mnie. Zawsze był przy mnie gdy tego potrzebowałam. Ocalił mnie w zaułku. Musiał w tedy za mną iść. Jego usta były miękkie i słodkie. Pachniał męskimi perfumami i odrobiną wanilii. Mogłabym spędzić z nim całą wieczność, lecz nagle przypomniałam sobie o Jamie'm. Byłam z nim od prawie miesiąca. Lecz często sie kłóciliśmy. Może za często? Może ta kłótnia przelała czarę? Może to Andy był tym jedynym? Od Andy'ego oderwał mnie dopiero telefon dzwoniący w mojej kieszeni. Odsunęłam się trochę od niego i odebrałam komórkę, na której wyświetlaczu pojawiła sie uśmiechnięta twarz Trenta.
- Gdzie ty jesteś? Jest już 16:24 a ciebie nie ma! - Rozległ się zdenerwowany głos przyjaciela.
- Wybacz, sprawy troche się skomplikowały. Wszystko wam wyjaśnię ale nie teraz.
- A kiedy? Przyjdziesz?
- Nie, nie przyjdę. To skomplikowane. Przyjdźcie jutro po szkole.
- CLov, jutro jest sobota.
- No tak, to przyjdźcie jak tylko będziecie chcieli. Jestem tu cały czas.
- Ok. Do zobaczenia.
- Pa - Powiedziałam i rozłączyłam się. Andy popatrzył na mnie i znów się uśmiechnął.
- No... ja...
- Cicho. Nic się nie stało.
- Clov, bo... ja wiem że chodzisz z Jamie'm ale ja... zakochałem się w tobie. - Powiedział nagle trzymając moją rękę. Spodziewałam się takiego wyznania. Tyle ze nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Gdybym mu powiedziała że ja go też kocham, zrobiłabym z siebie totalną kretynkę, bo chodzę z Jamie'm. Jeśli powiedziałabym ze ja nic do niego nie czuję to po pierwsze bym skłamałabym a po drugie jeszcze bym go zraniła.
- Wiem - Powiedziałam tylko. Pomyślałam że ta odpowiedź będzie najlepsza ale gdy już wyszła z moich ust to zobaczyłam jak głupio to zabrzmiało. Trochę jakby mnie to nie obchodziło, trochę jakbym się spodziewała że to powie a trochę jakbym mówiła najprostszą rzecz świata. Szybko dodałam. - Też czuję do ciebie coś więcej.
- Co?
- Też cię kocham! - Trudno, niech myśli co chce, nie mogłam tego przed nim ukrywać.
- A Jamie?
- Wiem. Jestem łamiącą serca kretynką ale ja ... kocham was oboje. - Chwilę znów panowała całkowita cisza, a potem Andy wstał z łóżka.
- Gdzie idziesz?
- Tylko p coś do picia. Ale zaraz wrócę. Obiecuję. Też coś chcesz?
- Tak. Wodę.- Andy przekręcił klucz w zamku i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama w pokoju. Na zewnątrz wciąż padał deszcz. Jego krople rozbijały się o okno tworząc zasłonę oddzielającą mnie od świata. Nie, to nie deszcz stworzył zasłoną tylko mój umysł. Nie chciałam wychodzić. Na zewnątrz nie czułam się bezpieczna. Dzisiejszy dzień był na to dowodem. Ale w końcu go złapaliśmy. Położyłam sie do łóżka i zasnęłam.
***
Loch był ciemny i mroczny. Nie było w nim żadnych świateł. W ciasnym korytarzu były drzwi do jeszcze ciaśniejszych cel. W jednej z nich w kącie siedział jakiś cień. A dokładniej kobieta. Była owinięta w cienki, dziurawy kocyk. Uniosła twarz. Miała długie czarne włosy. Śliczne zielone oczy ze złotymi plamkami w tym momencie były pełne przerażenia i smutku. Lecz plamki wskazywały na jej rasę. Twarz kobiety była strasznie wychudzona, lecz piękna. Pełne usta były naturalnie czerwone. Wydawało mi się ze ją znam. Oczywiście że ją znam. To była pierwsza osoba jaką poznałam. To była moja matka....
sobota, 19 października 2013
2 część 3
... Po kolejnych dwóch dniach prawie zapomniałam o spotkaniu z Alexem w lesie. Prawie. Dalej nie mogłam zapomnieć jego słów dotyczących mojej matki. Nie chciałam o tym nikomu mówić, ale niestety nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do Vic i powiedziałam jej o wszystkim. Oczywiście Andy akurat w tedy przechodził koło mojego pokoju i podsłuchał o czym rozmawiamy. Może naprawdę był to czysty przypadek. Ale ani on ani Vic nie powiedzieli o tym nikomu. Dzisiaj umówiłam się z Trentem i Vic w kawiarni. Wyszłam około 15 i za pół godziny miałam być na miejscu. Przechodziłam akurat skrótem, prowadzącym przez opustoszałą ciasną uliczkę gdy znów ujrzałam cień. Ruszyłam szybciej przed siebie nie oglądając się. Gdy usłyszałam kroki za plecami zaczęłam biec. Jednak na końcu uliczki wpadłam na dwóch typków. Jeden był łysy i ubrany w czarny dres, drugi miał krótkie brązowe włosy i dziurawe jeansy. Byli ode mnie starsi, przynajmniej tak na oko. Odwróciłam się ale za mną stał jeszcze jeden chłopka. Nie był to Alexander, lecz całkowicie nieznany mi chłopak. Blondyn w długich włosach, skórzanej kurtce i dzikim uśmieszkiem na ustach. Przełknęłam ślinę i zaczęłam się zastanawiać co robić. Wyjęcie sztyletu i wyrżnięcie ich nie wchodziło w grę. W końcu byli ludźmi a my właśnie ich mieliśmy chronić. Po obu stronach miałam długie ściany budynków. Nie miałam szansy się na nie wdrapać. Może tylko ich zaatakuję i po prostu ucieknę. Tak to byłby dobry pomysł gdyby łysy chłopak nie złapał mnie za ramiona i odwrócił do siebie. Zaczęło się chmurzyć i zbierało sie na deszcz. Nie było szans żeby w taką pogodę ktoś tędy przechodził. Może Vic i Trent zaczną mnie szukać. Zaczęłam szarpać się, lecz to nie na dużo się zdało bo od tyłu zaszedł mnie blondyn. Wbił paznokcie w moją rękę. Krzyknęłam. Nagle jakby z nieba, ktoś zeskoczył. Na ziemię spadły pierwsze krople deszczu. Tajemnicza postać uderzyła blondyna, tak że ten upadł. Wydawało sie że zemdlał. Chłopak w krótkich włosach rzucił się na niego z okrzykiem, ale zaraz został powalony. Ostatni z napastników popatrzył się wystraszony i uciekł. Rozpadało sie na dobre. Niebo przecięła błyskawica, zaraz po niech rozległ sie głośny huk grzmotu. Podeszłam bliżej chłopaka, który mnie uratował. W chaosie walki nie zdążyłam zobaczyć kim jest. Miał na sobie czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę z głębokim kapturem, nie widziałam spod niego jego twarzy, aż go nie zrzucił. Czarne włosy były zaczesane na jeden bok. Kolczyk w nosie i ustach zalśnił w blasku rzuconym przez piorun. Jego niebieskie oczy piorunowały mnie wzrokiem. Czarna kreska przechodząca przez środek twarzy wyglądała na jeszcze ciemniejszą. Andy wyglądał na zdenerwowanego. Był już cały przemoczony tak jak ja. Uratował mnie. Poczułam ucisk w sercu i łzy napływające do oczu. No nie, pomyślałam, znowu będę płakała? Oni i tak już uważają mnie za przewrażliwioną dziewczynkę. Andy popatrzył prosto w moje oczy i podszedł do mnie. Przytulił mnie. Jedną rękę położył na moim karku A drógą na ramieniu. Wtuliłam twarz w jego ramię i poczułam jak łzy wypływają z moich oczu. Na szczęście nie mógł ich zobaczyć, bo krople deszczu przykryły całą moją twarz.
- Musisz ładować się w kłopoty? - Zapytał, nie puszcając mnie.
- Skąd miałam wiedzieć że ktoś tu będzie?
- Nie ktoś. - Puścił mnie i złapał za ramiona. - To byli ludzie Alexandra. A dokładniej Anioły Ciemności, które przeszły na jego stronę.
- Co? Ma po swojej stronie nawet Anioły Ciemności?
- Tak. To co robi zaimponowało niektórym z nich. To jaką władzę ma nad demonami. To co chce zrobić z tobą, w jaki sposób chce wykorzystać twoją moc.
- Widziałam go tu - Powiedziałam cicho zamykając oczy przed deszczem.
- Co? Kiedy? Czemu nie zadzwoniłaś?
- Jak tylko weszłam w ten zaułek. Zobaczyłam cień, taki sam jak w tedy w lesie. Przyśpieszyłam i natknęłam się na tych dwóch. Potem zobaczyłam ze z tyłu jest jeszcze jeden. No i ...- Zobaczyłam że na dachu coś sie porusza. Coś co wyglądało jak cień. - Tam coś jest. - Powiedziałam do Andy'ego cicho. Popatrzył w górę i źrenice w jego oczach się rozszerzyły. Polecę tam. Muszę go dorwać. Andy jakby pomyślał o tym samym kiwnął do mnie głową. Wyjęłam z kieszeni sztylet i rozłożyłam skrzydła. Złapałam go pod ramiona i poleciałam w górę. Wylądowałam lekko na dach za kominek, z którego lekko unosił się dym. Położyłam skrzydła przy ciele i wyjrzałam zza komina. Na dachu stał cień. Wiedziałam że to Alex. W tedy właśnie zdjął "pelerynę", która rozwiała się powietrzu. Nie mogłam dłużej czekać. Wzniosłam sie w powietrze, zupełnie zapominając o Andy'm. Wylądowałam powalając Alexa na ziemię. Andy od razu do mnie podbiegł i podniósł go z ziemi łapiąc z tyłu za ręce. Wstałam i złożyłam skrzydła.
- Złap mnie za ramię - Nakazał Andy. Tak zrobiłam i nagle jakby przestrzeń w okół nas się załamała. Wszystko stało cię czarne. Po chwili staliśmy w salonie w domu Lacuny. Jamie, Megan i Steven popatrzyli na nas zdziwionym wzrokiem. Od razu do nas podeszli.
- Jak wy to zrobiliście? - Zapytała Megan. Alex zaczął się szarpać w uścisku Andy'ego. Ten popatrzył na ręce Jamie'go w których nagle pojawiły sie kajdany. Andy poprowadził Alexa do drzwi zbrojowni i zszedł z nim niżej. Wszysy ruszyliśmy za nimi. W połowie drogi do zbrojowni Andy kiwnął głową na Jamie'go a potem na ścianę. Jamie przyłożył rękę do ściany i z nikąd pojawiły sie tam drzwi. Weszliśmy do środka. Było to coś na kształt celi. Przez środek celi szła gruba rura. Z boku stało małe łózko. Andy poprowadził do niego Alexa i przykuł go kajdankami, które dał mu Jamie do rury. Jednak uśmieszek nie schodził z ust Alexa.
- Bracie - Odezwał się nagle. To słowo całkowicie mnie rozbroiło. Poczułam się jakbym dostała pięścią w brzuch. Bracie? Czy mówił to do Andy'ego? Byli braćmi?
- Nie jestem twoim bratem. Już dawno się ciebie wyrzekłem - Powiedział wyraźnie zdenerwowany Andy.
- Możesz się mnie wyrzec ale więzy krwi to co innego.
- Tylko od strony matki!
- Tak bo potem zostawiła ojca i głupia zeszła się z demonem! Pochwaliłeś sie już Clov ze czarownicy to dzieci demonów?
- Zamknij sie! - Wykrzyknął Andy i wyszedł z celi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak znika za ścianą. - A i jestem ciekawy czy powiedziałaś Stevenowi że wasza matka żyje. - Steven popatrzył sie na niego z niedowierzeniem a potem na mnie.
- Mama żyje? - Zapytał urywajacym głosem.
- Tak - Powiedział Alex
- To nieprawda Steven, nie słuchaj go - Powiedziałam podchodząc do niego i łapiąc go za ramię.
- Megan, Steven, Clov, idziemy - Odezwał sie nagle Jamie. Wszyscy się odwróciliśmy i zaczęliśmy opuszczać celę.
- A tobie Jamie nie powiedziała o naszym spotkaniu w lesie? - Zapytał Alex gdy Jamie już zamykał drzwi. Moje myśli wirowały. Złapaliśmy Alexa. Andy to pół demon. Alex upiera się przy tym że matka żyje. Jamie już wie ze spotkałam się z nim w lesie. Złapaliśmy go...
- Musisz ładować się w kłopoty? - Zapytał, nie puszcając mnie.
- Skąd miałam wiedzieć że ktoś tu będzie?
- Nie ktoś. - Puścił mnie i złapał za ramiona. - To byli ludzie Alexandra. A dokładniej Anioły Ciemności, które przeszły na jego stronę.
- Co? Ma po swojej stronie nawet Anioły Ciemności?
- Tak. To co robi zaimponowało niektórym z nich. To jaką władzę ma nad demonami. To co chce zrobić z tobą, w jaki sposób chce wykorzystać twoją moc.
- Widziałam go tu - Powiedziałam cicho zamykając oczy przed deszczem.
- Co? Kiedy? Czemu nie zadzwoniłaś?
- Jak tylko weszłam w ten zaułek. Zobaczyłam cień, taki sam jak w tedy w lesie. Przyśpieszyłam i natknęłam się na tych dwóch. Potem zobaczyłam ze z tyłu jest jeszcze jeden. No i ...- Zobaczyłam że na dachu coś sie porusza. Coś co wyglądało jak cień. - Tam coś jest. - Powiedziałam do Andy'ego cicho. Popatrzył w górę i źrenice w jego oczach się rozszerzyły. Polecę tam. Muszę go dorwać. Andy jakby pomyślał o tym samym kiwnął do mnie głową. Wyjęłam z kieszeni sztylet i rozłożyłam skrzydła. Złapałam go pod ramiona i poleciałam w górę. Wylądowałam lekko na dach za kominek, z którego lekko unosił się dym. Położyłam skrzydła przy ciele i wyjrzałam zza komina. Na dachu stał cień. Wiedziałam że to Alex. W tedy właśnie zdjął "pelerynę", która rozwiała się powietrzu. Nie mogłam dłużej czekać. Wzniosłam sie w powietrze, zupełnie zapominając o Andy'm. Wylądowałam powalając Alexa na ziemię. Andy od razu do mnie podbiegł i podniósł go z ziemi łapiąc z tyłu za ręce. Wstałam i złożyłam skrzydła.
- Złap mnie za ramię - Nakazał Andy. Tak zrobiłam i nagle jakby przestrzeń w okół nas się załamała. Wszystko stało cię czarne. Po chwili staliśmy w salonie w domu Lacuny. Jamie, Megan i Steven popatrzyli na nas zdziwionym wzrokiem. Od razu do nas podeszli.
- Jak wy to zrobiliście? - Zapytała Megan. Alex zaczął się szarpać w uścisku Andy'ego. Ten popatrzył na ręce Jamie'go w których nagle pojawiły sie kajdany. Andy poprowadził Alexa do drzwi zbrojowni i zszedł z nim niżej. Wszysy ruszyliśmy za nimi. W połowie drogi do zbrojowni Andy kiwnął głową na Jamie'go a potem na ścianę. Jamie przyłożył rękę do ściany i z nikąd pojawiły sie tam drzwi. Weszliśmy do środka. Było to coś na kształt celi. Przez środek celi szła gruba rura. Z boku stało małe łózko. Andy poprowadził do niego Alexa i przykuł go kajdankami, które dał mu Jamie do rury. Jednak uśmieszek nie schodził z ust Alexa.
- Bracie - Odezwał się nagle. To słowo całkowicie mnie rozbroiło. Poczułam się jakbym dostała pięścią w brzuch. Bracie? Czy mówił to do Andy'ego? Byli braćmi?
- Nie jestem twoim bratem. Już dawno się ciebie wyrzekłem - Powiedział wyraźnie zdenerwowany Andy.
- Możesz się mnie wyrzec ale więzy krwi to co innego.
- Tylko od strony matki!
- Tak bo potem zostawiła ojca i głupia zeszła się z demonem! Pochwaliłeś sie już Clov ze czarownicy to dzieci demonów?
- Zamknij sie! - Wykrzyknął Andy i wyszedł z celi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak znika za ścianą. - A i jestem ciekawy czy powiedziałaś Stevenowi że wasza matka żyje. - Steven popatrzył sie na niego z niedowierzeniem a potem na mnie.
- Mama żyje? - Zapytał urywajacym głosem.
- Tak - Powiedział Alex
- To nieprawda Steven, nie słuchaj go - Powiedziałam podchodząc do niego i łapiąc go za ramię.
- Megan, Steven, Clov, idziemy - Odezwał sie nagle Jamie. Wszyscy się odwróciliśmy i zaczęliśmy opuszczać celę.
- A tobie Jamie nie powiedziała o naszym spotkaniu w lesie? - Zapytał Alex gdy Jamie już zamykał drzwi. Moje myśli wirowały. Złapaliśmy Alexa. Andy to pół demon. Alex upiera się przy tym że matka żyje. Jamie już wie ze spotkałam się z nim w lesie. Złapaliśmy go...
piątek, 18 października 2013
2 część 2
... Minął kolejny tydzień a ja nie pojawiłam się w domu. Co więcej ani nie zadzwoniłam ani nie odbierałam telefonów od rodziców. Nie miałam na to ochoty. Bardzo za nimi tęskniłam, ale zbyt wiele się wydarzyło. Po pierwsze nie chciałam im wyjaśniać mojego zniknięcia a po drugie nie chciałam ich narażać na atak Alexa, który na pewno nadejdzie. Steven i Andy raz tylko weszli do mojego domu pod nieobecność moich rodziców i zabrali moje najpotrzebniejsze rzeczy. Między innymi ubrania, laptopa, ładowarki, książki do szkoły i mój szkicownik. Zaczęłam przelewać moje uczucia na papier. Z Jamie'm układało mi się coraz lepiej. Steven zaakceptował fakt że jest moim bratem. Megan zaprzyjaźniła się ze mną, tak jak Andy. Nawet oni oboje się pogodzili. Trent i Vic odwiedzali mnie codziennie, bo nie chciałam jeszcze wracać do szkoły. Byli razem szczęśliwi. Trent już przyzwyczaił sie do swojego nowego oblicza. Prawie wszystko układało sie dobrze, lecz ja cały czas czułam że niedługo coś się stanie. Bałam się tego co ma nadejść. Bałam sie zemsty Alexa. Dzisiaj postanowiłam wyjść razem z Jamie'm na trening gdzieś poza miasto. Polecieliśmy do lasu, w którym zaatakowano Trenta około 3 tygodni temu. Ćwiczyliśmy strzelanie z łuku, gdy nagle za naszymi plecami mignął jakiś kształt. Stwierdziłam po minie Jamie'go że tego nie zauważył. Był pochłonięty strzelaniem do tarcz zawieszonych na drzewach. Powoli wycofałam sie do tyłu i pobiegłam za cieniem. Poruszał się bardzo szybko. Widać było w nim zarys człowieka. Nie wiedziałam kto to, aż nie odwrócił się do mnie. Już pod mglistoczarną powłoką zobaczyłam twarz Alexa. W tedy można by powiedzieć że zrzucił z siebie pelerynę z cienia, która zatrzepotała na wietrze i opadła na ziemię a potem rozpłynęła się w powietrzu. Mylne wydały mi się jego włosy, które już nie były płomienno rude, tylko czarne niczym smoła, tak jak włosy Andy'ego. Uśmiechnął się z nutą drwiny. Zacisnęłam palce mocniej na łuku. Nie wyjęłam jednak strzały z kołczany, nie chciałam go prowokować.
- Co tu robisz? - Zapytałam lekko urywajacym sie głosem.
- Też miło mi cię widzieć. Kiedy to ostatni raz sie spotkaliśmy? A no tak, tydzień temu, rano. Wieczorem zastałem już puste cele.
- Ja... myślisz że da sie tam tyle wytrzymać? Myślałam że oszaleję i gdyby nie Jamie zapewne tak by się stało. Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Chciałeś za wszelką cenę przepowiedni ode mnie ale ja nie mogę się do tego zmusić, ona musi sama przyjść! Biłeś mnie za każdym razem gdy mówiłam ci że nic nie widzę. A jak Jamie się sprzeciwiał to posyłałeś po demony a one go katowały! Kto normalny wytrzyma coś takiego? A do tego nie uciekliśmy sami tylko z pomocą przyjaciół. - Znów ujrzałam przed oczami ciemną małą celę. Pod ścianę siedział Jamie. Miał rozciętą skroń i wargę. Siniak na jego policzku zdawał sie pulsować. Ja w tedy miałam rozbity nos, po tym jak krzyknęłam na Alexa żeby nas wypuścił i że jest idiotą jeśli uważa że cokolwiek mu powiem. Zdenerwował się. Tak jak Jamie. Pożałowałam po tym że cokolwiek się odezwałam. Teraz Alex stał przede mną i nie wiem czego oczekiwał. Że pójdę za nim? Że wrócę do celi? Że cokolwiek mu powiem? A może myślał ze jakoś się dogadamy. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale bałam się strzelić, bo wiedziałam ze na pewno nie przyszedł tu sam. Miałam tylko nadzieję że Jamie zobaczył że zniknęłam i zacznie mnie szukać. Musiałam kontynuować rozmowę. - Pytam jeszcze raz, co tu robisz?
- Może się dogadamy? Ty dasz mi wróżbę a ja zostawię was w spokoju. Już nigdy mnie nie zobaczysz.
- Nie wierzę ci. Do tego dalej będziesz się mścił, mordował. Co ci ludzie ci zawinili? Kto jest następny na liście? Jesteś nieobliczalny!
- Jesteś ciekawa kto jest następny? Dobrze, powiem ci. - Na chwilę zamknęłam oczy bo bałam sie tego co usłyszę, ale odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła. - Twoja matka. Twoja prawdziwa matka.
- Co? - Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. - Ale ona nie żyje!
- Kto ci to powiedział? Widziałaś jej śmierć?
- Byłam zbyt mała żeby cokolwiek pamiętać.
- Clov! - Usłyszałam Jamie'go, który wołał moje imię. Najwyraźniej mnie szukał.
- Przemyśl to sobie. - Powiedział Alex. Podszedł do najbliższego drzewa i chwycił cień. Na moich oczach oderwał go od ziemi. Owinął się nim i zniknął. Zastanawiałam sie jak to zrobił. Przecie był człowiekiem.
- Clov, no w końcu. Gdzie ty byłaś? - Jamie złapał mnie za ramiona. Nie miał już przy sobie łuku ani strzał. Pewnie zostawił je tam gdzie ćwiczyliśmy.
- Zobaczyłam coś, ale to była tylko sarna. Jestem zmęczona, możemy już wracać do domu? - Zapytałam z nadzieją. Naprawdę chciałam już wracać. I naprawdę byłam zmęczona. W głowie cały czas rozbrzmiewały mi słowa Alexa.
- Okej. - Powiedział Jamie i otoczył mnie ramieniem. Poszliśmy po łuk a potem wróciliśmy do domu. W domu moje myśli nie dawały mi spokoju. Czy mama żyje?...
- Co tu robisz? - Zapytałam lekko urywajacym sie głosem.
- Też miło mi cię widzieć. Kiedy to ostatni raz sie spotkaliśmy? A no tak, tydzień temu, rano. Wieczorem zastałem już puste cele.
- Ja... myślisz że da sie tam tyle wytrzymać? Myślałam że oszaleję i gdyby nie Jamie zapewne tak by się stało. Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Chciałeś za wszelką cenę przepowiedni ode mnie ale ja nie mogę się do tego zmusić, ona musi sama przyjść! Biłeś mnie za każdym razem gdy mówiłam ci że nic nie widzę. A jak Jamie się sprzeciwiał to posyłałeś po demony a one go katowały! Kto normalny wytrzyma coś takiego? A do tego nie uciekliśmy sami tylko z pomocą przyjaciół. - Znów ujrzałam przed oczami ciemną małą celę. Pod ścianę siedział Jamie. Miał rozciętą skroń i wargę. Siniak na jego policzku zdawał sie pulsować. Ja w tedy miałam rozbity nos, po tym jak krzyknęłam na Alexa żeby nas wypuścił i że jest idiotą jeśli uważa że cokolwiek mu powiem. Zdenerwował się. Tak jak Jamie. Pożałowałam po tym że cokolwiek się odezwałam. Teraz Alex stał przede mną i nie wiem czego oczekiwał. Że pójdę za nim? Że wrócę do celi? Że cokolwiek mu powiem? A może myślał ze jakoś się dogadamy. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale bałam się strzelić, bo wiedziałam ze na pewno nie przyszedł tu sam. Miałam tylko nadzieję że Jamie zobaczył że zniknęłam i zacznie mnie szukać. Musiałam kontynuować rozmowę. - Pytam jeszcze raz, co tu robisz?
- Może się dogadamy? Ty dasz mi wróżbę a ja zostawię was w spokoju. Już nigdy mnie nie zobaczysz.
- Nie wierzę ci. Do tego dalej będziesz się mścił, mordował. Co ci ludzie ci zawinili? Kto jest następny na liście? Jesteś nieobliczalny!
- Jesteś ciekawa kto jest następny? Dobrze, powiem ci. - Na chwilę zamknęłam oczy bo bałam sie tego co usłyszę, ale odpowiedź całkowicie mnie zaskoczyła. - Twoja matka. Twoja prawdziwa matka.
- Co? - Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. - Ale ona nie żyje!
- Kto ci to powiedział? Widziałaś jej śmierć?
- Byłam zbyt mała żeby cokolwiek pamiętać.
- Clov! - Usłyszałam Jamie'go, który wołał moje imię. Najwyraźniej mnie szukał.
- Przemyśl to sobie. - Powiedział Alex. Podszedł do najbliższego drzewa i chwycił cień. Na moich oczach oderwał go od ziemi. Owinął się nim i zniknął. Zastanawiałam sie jak to zrobił. Przecie był człowiekiem.
- Clov, no w końcu. Gdzie ty byłaś? - Jamie złapał mnie za ramiona. Nie miał już przy sobie łuku ani strzał. Pewnie zostawił je tam gdzie ćwiczyliśmy.
- Zobaczyłam coś, ale to była tylko sarna. Jestem zmęczona, możemy już wracać do domu? - Zapytałam z nadzieją. Naprawdę chciałam już wracać. I naprawdę byłam zmęczona. W głowie cały czas rozbrzmiewały mi słowa Alexa.
- Okej. - Powiedział Jamie i otoczył mnie ramieniem. Poszliśmy po łuk a potem wróciliśmy do domu. W domu moje myśli nie dawały mi spokoju. Czy mama żyje?...
sobota, 12 października 2013
2 część 1
Dzisiaj mijał dokładnie tydzień naszego pobytu w lochach rezydencji Alexandra. Straciłam już nadzieje że stąd wyjdziemy. Od tygodnia miałam tylko jedną wizję a w niej Megan, Stevena i Andy'ego siedzących w salonie i nerwowo rozmawiający o tym jak nas odbić. Alex czasami przychodził do nas ale najczęściej przychodziły demony. Jedyne co ratowało mnie przed oszaleniem to Jamie, który był w lochu za ścianą. Kraty znajdujące sie na dole ściany oddzielającej nas od siebie były na tyle daleko od siebie że mogliśmy swobodnie przecisnąć ręce i trzymać sie za nie. Dzisiaj noc nadeszła dość szybko. A może po prostu zbierało się na deszcz i robiło się ciemniej. Nie wiedziałam. Siadłam po ścianą tak jak Jamie i złapaliśmy sie za ręce. Musiało nam to wystarczyć. Nagle na korytarzu rozległo się ciche skrzypienie drzwi. Po chwili przed drzwiami mojej celi stanął Andy. Jamie gwałtownie uniósł głowę i patrzył na swoje drzwi. Usłyszałam szczęk zamka u Jamie'go. Do jego celi weszła Megan.
- Wychodź! - Powiedziała do Jamie'go. W tedy Andy wyciągnął przed siebie rękę, na której pojawiła się niebieskawa kula ognia. Wycelował nią w zamek i drzwi się otworzyły. Uśmiechnął się lekko i podał mi rękę.
- Pewnie już myśleliście że was tu zostawimy, co? - Zapytał. Wstałam i zobaczyłam że korytarz kończy sie równo z końcem drzwi mojej celi. Skoro tak to gdzie wejście do celi Jamie'go? Andy chyba zobaczył że się nad tym zastanawiam i powiedział.
- Spokojnie. Wasze "pokoje" były na dwóch różnych korytarzach. Megi poszła z Jamie'm a ja idę z tobą. Wyjdziemy dwoma innymi wyjściami i spotkamy się w połowie drogi do samochodu, w którym czeka Steven. A teraz gazu, zanim nas złapią. - Ruszyliśmy ciemnym korytarzem. Wyszliśmy na wyższe pietro a dokładniej parter. Słyszałam uderzanie deszczu o ściany. Andy jakby sie tym nie przejmował wyszedł na zewnątrz. Lało. Deszcz był tak gęsty że nie widziałam nic od 5 metrów. Andy popatrzył na mnie a potem rozpiął swoją skórzaną kurtkę i wręczył ją mnie. Pod spodem nie miał nic.Znowu ujrzałam liczne tatuaże na jego nagiej piersi.
- A tobie nie będzie zimno? - Zapytałam.
- O mnie się nie martw. Idziemy. - Ruszyliśmy truchtem po śliskiej i mokrej trawie. Zapadałam sie w błocie. Zarzuciłam na głowę kurtkę Andy'ego i starałam na długo nie stawać w jednym miejscu. Po dłuższym czasie dobiegliśmy do asfaltowej ulicy. Zatrzymaliśmy się i czekaliśmy. Zobaczyłam w oddali 2 osoby. Gdy znaleźli sie już bliżej ujrzałam że to Jamie i Megan. Stanęli koło nas. Nie mogłam się powstrzymać i padłam w ramiona Jamie'go. Odwzajemnił mój uścisk i pocałował mnie. Jego usta były miękkie. Objęłam go jeszcze mocniej. Mogłabym tu spędzić całe godziny lecz przypomniałam sobie o Alexandrze. Odsunęłam się od Jamie'go. Zobaczyłam że Megan i Andy patrzą na nas. Nagle koło nas zajechało czarne terenowe Suzuki i otworzyły sie drzwi po stronie pasażera. Szybko wsiadłam do tyłu i przesunęłam się pod okno. Na środek siadł Jamie a na koniec Andy zamykając drzwi. Na przód siadła Megan i szybko ruszyliśmy ulicą. Potem wjechaliśmy na drogę prowadzącą na Manhattan. Oddałam kurtkę Andy'emu i przytuliłam się do Jamie'go. Byłam głodna, przemoczona i przemarznięta ale wolna. Steven nie odezwał sie przez całą drogę do ich domu.Właściwie to nikt się nie odzywał. Teraz sobie przypomniałam o rodzicach, Trencie i Vic. No Vic wiedziała co się stało ale reszta nie. Gdy wysiadaliśmy z auta przerwałam ciszę.
- Co moi rodzice myślą ze związkiem z moją nieobecnością? - Zapytałam.
- Myślą że uciekłaś z Jamie'm. Nie mieliśmy co im powiedzieć. Wymyśliliśmy to na szybko. - Odpowiedziała cichym głosem Megan.
- A mama? Co jej powiedzieliście? - Zapytał Jamie. Trzymałam go za rękę gdy weszliśmy do domu. Zdjęliśmy buty i poszliśmy do jego pokoju. Steven wstawiał auto do garażu. W pokoju było ciepło i przypomniałam sobie jak byłam tu po raz pierwszy. Wtedy też pierwszy raz przeszłam świadomą transformację. Moje ubranie było ciężkie i mokre ale byłam bezpieczna i to teraz najbardziej się dla mnie liczyło.
- Mama o niczym nie wie. Dalej jest na radzie. podobno ustalają coś bardzo ważnego. - Powiedziała znów Megan i wyszła z pokoju. Wróciła z ubraniami przewieszonymi przez ramie i butami w dłoni. Podała mi je i poprawiła luźny kucyk. Jamie pokazał mi wejście do łazienki i gdy już byłam w środku zaczęłam zdejmować przyklejone do ciała ubranie. Popatrzyłam w lusterko byłam brudna, z zaschniętej krwi i kurzu. Miałam tłuste posklejane włosy. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Weszłam do kabiny i puściłam ciepłą wodę. Tak jak myślałam, szampon i płyn do kąpieli były męskie. To oczywiste. Umyłam ciało i włosy najzwyklejszym mydłem, ale i tak czułam się po tym dużo lepiej. Wzięłam jakiś ręcznik i wytarłam mokre ciało. Wsunęłam przez mokrą głowę, zieloną koszulkę Megan i szare dresowe spodnie. Dziękowałam jej że to nie spódniczka i obcisły top, tylko luźne sportowe ubranie. Wytarłam z grubsza włosy i wzięłam szczotkę leżącą na parapecie. Rozczesałam je i wyszłam z łazienki. W pokoju był tylko Andy. Siedział na łóżku Jamie'go już w suchych ubraniach. Mokra skórzana kurtka wisiała na wieszaku przy drzwiach. Teraz miał na sobie luźny czarny podkoszulek i czarne jeansy. Miałam już pewność co do kreski biegnącej przez jego twarz. To nie był makijaż, tylko prawdopodobnie tatuaż, bo inaczej rozmył by sie na deszczu. Popatrzył na mnie ciemno niebieskimi oczami.
- Musi ci być ciężko. - Powiedział z nutą współczucia w głosie.
- Gdzie Jamie? - Zapytałam, nie odpowiadając na zadane pytanie. Przyłapałam sie na suchości w moim głosie. Sama nie wiedziałam czemu tak sie zachowałam. Może dlatego że prawie nie znałam tego chłopaka, albo po prostu byłam zbyt wyczerpana, żeby myśleć o tym co robię.
- Jest w łazience u Megan. Siadaj. - Powiedział miłym głosem, lekko się uśmiechając. Jak na kogoś o tak mrocznym wyglądzie był bardzo miły. Potrząsnęłam lekko głową i siadłam koło niego.
- Tak, jest mi ciężko. Ale i tak najgorzej było tam. Ja... nie wiem jak sobie teraz poradzę. Wszystko mi się zawaliło. Rodzice myślą że ich nie nawidzę i że uciekłam z chłopakiem. W szkole pewnie też tak myślą. Vic... na pewno jeszcze nie doszła do siebie po tych wszystkich przeżyciach. A Trent... Właściwie nie wiem co z nim.
- Trent wie o wszystkim. Dzień po... po tym jak was porwali rozmawialiśmy z nim. I miałaś rację, jest wilkołakiem. Chciał pomóc w poszukiwaniach i akcji ratunkowej, ale uznaliśmy że lepiej będzie jak zostanie. Vic u niego jest. Oni... no wiesz... są parą. - Powiedział i jego uśmiech się powiększył.
- Serio? A Miley? Nie mów że coś sie jej stało.
- Nic jej nie jest. Po prostu Vic i Trent, okazało się że już od dawna się w sobie podkochiwali. A w takiej sytuacji postanowili sobie o tym w pewien sposób powiedzieć. - W tej chwili do pokoju weszli Steven, Jamie i Megan. Jamie siadł koło mnie i mocno mnie przytulił. Miał jeszcze wilgotne włosy, tak jak ja. Zanurzyłam w nich rękę i pocałowałam go. Potem położyłam głowę na jego ramieniu i marzyłam aby tak już było. Bezpiecznie, ciepło, żeby Jamie był koło mnie, żeby Vic i Trent byli szczęśliwi, a całą reszta bezpieczna. Ale wiedziałam ze to nie może trwać wiecznie. Trzeba zabić Alexandra. Dobrze wiedziałam że bez tego się nie obejdzie. On musiał zginąć, bo mnóstwo osób przelewało za niego krew. Musiał zginąć...
Bardzo przepraszam że tak długo nie dodawałam żadnego wpisu. Niestety mam karę o czym pisałam we wcześniejszym poście, ale każdego dnia dopisywałam coś do tej części i w końcu ją skończyłam. Mam nadzieję ze się wam spodoba. Już za kilka dni postaram sie dodać kolejną część. Proszę też żebyście dzielili się ze mną swoimi opiniami na temat mojego bloga. Może macie pomysł na stworzenie jakiegoś nowego bohatera, lub coś sie wam nie podoba. Albo chcecie po prostu coś mi napisać. Piszcie na e-mail Shadowhunter2000@interia.pl chętnie odpiszę na każdą wiadomość.
- Wychodź! - Powiedziała do Jamie'go. W tedy Andy wyciągnął przed siebie rękę, na której pojawiła się niebieskawa kula ognia. Wycelował nią w zamek i drzwi się otworzyły. Uśmiechnął się lekko i podał mi rękę.
- Pewnie już myśleliście że was tu zostawimy, co? - Zapytał. Wstałam i zobaczyłam że korytarz kończy sie równo z końcem drzwi mojej celi. Skoro tak to gdzie wejście do celi Jamie'go? Andy chyba zobaczył że się nad tym zastanawiam i powiedział.
- Spokojnie. Wasze "pokoje" były na dwóch różnych korytarzach. Megi poszła z Jamie'm a ja idę z tobą. Wyjdziemy dwoma innymi wyjściami i spotkamy się w połowie drogi do samochodu, w którym czeka Steven. A teraz gazu, zanim nas złapią. - Ruszyliśmy ciemnym korytarzem. Wyszliśmy na wyższe pietro a dokładniej parter. Słyszałam uderzanie deszczu o ściany. Andy jakby sie tym nie przejmował wyszedł na zewnątrz. Lało. Deszcz był tak gęsty że nie widziałam nic od 5 metrów. Andy popatrzył na mnie a potem rozpiął swoją skórzaną kurtkę i wręczył ją mnie. Pod spodem nie miał nic.Znowu ujrzałam liczne tatuaże na jego nagiej piersi.
- A tobie nie będzie zimno? - Zapytałam.
- O mnie się nie martw. Idziemy. - Ruszyliśmy truchtem po śliskiej i mokrej trawie. Zapadałam sie w błocie. Zarzuciłam na głowę kurtkę Andy'ego i starałam na długo nie stawać w jednym miejscu. Po dłuższym czasie dobiegliśmy do asfaltowej ulicy. Zatrzymaliśmy się i czekaliśmy. Zobaczyłam w oddali 2 osoby. Gdy znaleźli sie już bliżej ujrzałam że to Jamie i Megan. Stanęli koło nas. Nie mogłam się powstrzymać i padłam w ramiona Jamie'go. Odwzajemnił mój uścisk i pocałował mnie. Jego usta były miękkie. Objęłam go jeszcze mocniej. Mogłabym tu spędzić całe godziny lecz przypomniałam sobie o Alexandrze. Odsunęłam się od Jamie'go. Zobaczyłam że Megan i Andy patrzą na nas. Nagle koło nas zajechało czarne terenowe Suzuki i otworzyły sie drzwi po stronie pasażera. Szybko wsiadłam do tyłu i przesunęłam się pod okno. Na środek siadł Jamie a na koniec Andy zamykając drzwi. Na przód siadła Megan i szybko ruszyliśmy ulicą. Potem wjechaliśmy na drogę prowadzącą na Manhattan. Oddałam kurtkę Andy'emu i przytuliłam się do Jamie'go. Byłam głodna, przemoczona i przemarznięta ale wolna. Steven nie odezwał sie przez całą drogę do ich domu.Właściwie to nikt się nie odzywał. Teraz sobie przypomniałam o rodzicach, Trencie i Vic. No Vic wiedziała co się stało ale reszta nie. Gdy wysiadaliśmy z auta przerwałam ciszę.
- Co moi rodzice myślą ze związkiem z moją nieobecnością? - Zapytałam.
- Myślą że uciekłaś z Jamie'm. Nie mieliśmy co im powiedzieć. Wymyśliliśmy to na szybko. - Odpowiedziała cichym głosem Megan.
- A mama? Co jej powiedzieliście? - Zapytał Jamie. Trzymałam go za rękę gdy weszliśmy do domu. Zdjęliśmy buty i poszliśmy do jego pokoju. Steven wstawiał auto do garażu. W pokoju było ciepło i przypomniałam sobie jak byłam tu po raz pierwszy. Wtedy też pierwszy raz przeszłam świadomą transformację. Moje ubranie było ciężkie i mokre ale byłam bezpieczna i to teraz najbardziej się dla mnie liczyło.
- Mama o niczym nie wie. Dalej jest na radzie. podobno ustalają coś bardzo ważnego. - Powiedziała znów Megan i wyszła z pokoju. Wróciła z ubraniami przewieszonymi przez ramie i butami w dłoni. Podała mi je i poprawiła luźny kucyk. Jamie pokazał mi wejście do łazienki i gdy już byłam w środku zaczęłam zdejmować przyklejone do ciała ubranie. Popatrzyłam w lusterko byłam brudna, z zaschniętej krwi i kurzu. Miałam tłuste posklejane włosy. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Weszłam do kabiny i puściłam ciepłą wodę. Tak jak myślałam, szampon i płyn do kąpieli były męskie. To oczywiste. Umyłam ciało i włosy najzwyklejszym mydłem, ale i tak czułam się po tym dużo lepiej. Wzięłam jakiś ręcznik i wytarłam mokre ciało. Wsunęłam przez mokrą głowę, zieloną koszulkę Megan i szare dresowe spodnie. Dziękowałam jej że to nie spódniczka i obcisły top, tylko luźne sportowe ubranie. Wytarłam z grubsza włosy i wzięłam szczotkę leżącą na parapecie. Rozczesałam je i wyszłam z łazienki. W pokoju był tylko Andy. Siedział na łóżku Jamie'go już w suchych ubraniach. Mokra skórzana kurtka wisiała na wieszaku przy drzwiach. Teraz miał na sobie luźny czarny podkoszulek i czarne jeansy. Miałam już pewność co do kreski biegnącej przez jego twarz. To nie był makijaż, tylko prawdopodobnie tatuaż, bo inaczej rozmył by sie na deszczu. Popatrzył na mnie ciemno niebieskimi oczami.
- Musi ci być ciężko. - Powiedział z nutą współczucia w głosie.
- Gdzie Jamie? - Zapytałam, nie odpowiadając na zadane pytanie. Przyłapałam sie na suchości w moim głosie. Sama nie wiedziałam czemu tak sie zachowałam. Może dlatego że prawie nie znałam tego chłopaka, albo po prostu byłam zbyt wyczerpana, żeby myśleć o tym co robię.
- Jest w łazience u Megan. Siadaj. - Powiedział miłym głosem, lekko się uśmiechając. Jak na kogoś o tak mrocznym wyglądzie był bardzo miły. Potrząsnęłam lekko głową i siadłam koło niego.
- Tak, jest mi ciężko. Ale i tak najgorzej było tam. Ja... nie wiem jak sobie teraz poradzę. Wszystko mi się zawaliło. Rodzice myślą że ich nie nawidzę i że uciekłam z chłopakiem. W szkole pewnie też tak myślą. Vic... na pewno jeszcze nie doszła do siebie po tych wszystkich przeżyciach. A Trent... Właściwie nie wiem co z nim.
- Trent wie o wszystkim. Dzień po... po tym jak was porwali rozmawialiśmy z nim. I miałaś rację, jest wilkołakiem. Chciał pomóc w poszukiwaniach i akcji ratunkowej, ale uznaliśmy że lepiej będzie jak zostanie. Vic u niego jest. Oni... no wiesz... są parą. - Powiedział i jego uśmiech się powiększył.
- Serio? A Miley? Nie mów że coś sie jej stało.
- Nic jej nie jest. Po prostu Vic i Trent, okazało się że już od dawna się w sobie podkochiwali. A w takiej sytuacji postanowili sobie o tym w pewien sposób powiedzieć. - W tej chwili do pokoju weszli Steven, Jamie i Megan. Jamie siadł koło mnie i mocno mnie przytulił. Miał jeszcze wilgotne włosy, tak jak ja. Zanurzyłam w nich rękę i pocałowałam go. Potem położyłam głowę na jego ramieniu i marzyłam aby tak już było. Bezpiecznie, ciepło, żeby Jamie był koło mnie, żeby Vic i Trent byli szczęśliwi, a całą reszta bezpieczna. Ale wiedziałam ze to nie może trwać wiecznie. Trzeba zabić Alexandra. Dobrze wiedziałam że bez tego się nie obejdzie. On musiał zginąć, bo mnóstwo osób przelewało za niego krew. Musiał zginąć...
Bardzo przepraszam że tak długo nie dodawałam żadnego wpisu. Niestety mam karę o czym pisałam we wcześniejszym poście, ale każdego dnia dopisywałam coś do tej części i w końcu ją skończyłam. Mam nadzieję ze się wam spodoba. Już za kilka dni postaram sie dodać kolejną część. Proszę też żebyście dzielili się ze mną swoimi opiniami na temat mojego bloga. Może macie pomysł na stworzenie jakiegoś nowego bohatera, lub coś sie wam nie podoba. Albo chcecie po prostu coś mi napisać. Piszcie na e-mail Shadowhunter2000@interia.pl chętnie odpiszę na każdą wiadomość.
poniedziałek, 7 października 2013
UWAGA
Niestety dostałam karę, mam tylko 30 minut dziennie na komputerze i nie będę miała możliwości dodawać nowych części aż do odwołania karty. Bardzo mi przykro. Jak tylko skończy mi sie kara to zasypię was nowymi częściami. Życzcie mi powodzenia w poprawianiu ocen ;)
środa, 2 października 2013
Część 13
... Cóż, musiałam działać. Postanowiłam obejść wszystkie pomieszczenia. Pierwsza była klasa od geografii, która znajdowała sie zaraz obok wejścia do piwnicy. Oczywiście drzwi były zamknięte. Kopnęłam w drzwi dwa razy i otworzyły sie z hukiem... na moje nieszczęście. Przy biurku nauczycielki stały dwa demony. Rozpoznałam je. Były to te same demony, które zaatakowały w parku. Raczej nie te same tylko tej samej rasy. Czarna nicość ziała z ich "ust". Odwróciły sie w moją stronę. Teraz dopiero zobaczyłam że nie mają oczu. No tak, pomyślałam, one nie widzą, poruszają sie za pomocą słuchy. W tej samej chwili demony ruszyły ku mnie. Po cichu odsunęłam sie w prawo, podniosłam krzesło i rzuciłam nim przez salę. Potwory zdezorientowane odwróciły sie a ja jednemu z nich wbiłam sztylet w plecy. Momentalnie zmienił się w parę. Drugi zaś już nie dał się tak łatwo zwieść. Ruszył wprost na mnie. Skoczyłam na ławkę stojącą pod oknem a z niej na parapet. Demon już podszedł i stał naprzeciw mnie. Byłam trochę wyżej i przypomniałam sobie manewr, który pokazał mi Jamie. Skoczyłam wprost na potwora. Odbiłam się od niego i zatoczyłam fikołka w powietrzu. Wylądowałam gładko, przy pomocy skrzydeł, które się wysunęły. Odwróciłam sie i zamachnęłam się nożem. Demon upadł i zmienił się w parę. Obejrzałam się po klasie. Jedna z ławek była złamana a jedno z krzeseł, którym rzuciłam w tablicę leżało pogruchotane na podłodze. Tablica była wgnieciona w jednym miejscu i chyba przez nieuwagę zbiłam doniczkę i kwiatkiem. Na ziemni było też trochę demonicznej krwi, którą wolałam omijać. Zwinęłam skrzydła i wyszłam z sali. Kolejny był kantorek woźnego, którego drzwi wyważyłam kopniakiem. Całe szczęście że założyłam glany. Usłyszałam rumor dobiegający z góry. Pewnie tam też były demony. Zignorowałam to i weszłam do małego pomieszczenia. W środku był tylko stary telewizor i fotel. W kącie stało wiadro i mop. Pod ścianą stała półka ze środkami i sprzętami czyszczącymi. Ale za to na przeciwległej ścinie wisiała gablotka z kluczami do wszystkich klas i pomieszczeń w szkole. Otworzyłam ją i zgarnęłam klucze do torebki. Wróciłam na korytarz. Nie wiadomo skąd zapaliły się światła. Pomyślałam że przynajmniej tyle dobrego. Może Andy znalazł jakiś przełącznik w piwnicy. Nagle usłyszałam krzyk dobiegający gdzieś z końca korytarza. Potem jeszcze jeden, głośniejszy. I już wiedziałam że krzyk należy do Vic. Ruszyłam biegiem. Biegłam jak najszybciej mogłam. Nagle w całym korytarzu zgasły światła. Znów zrobiło się ciemno i mrocznie. Potrząsnęłam głową i wpadłam do hali sportowej. Na jej środku stały dwie osoby. Wysoki rudowłosy chłopak, o imieniu Alexander, o którym czytałam razem z Magan w internecie. Chłopak trzymał nóż przy szyi jakiejś niższej również rudowłosej dziewczynie. Przy szyi Vic. Krzyknęłam.
- Nie drzyj sie, po porzegnasz koleżaneczkę. - Powiedział chrapliwym głosem Alex.
- Czego od niej chcesz? I gdzie Steven? Wiem że tu jest! - Krzyknęłam do niego. W duchu modliłam się żeby mój wrzask usłyszał, ktoś z pozostałych, jednak za bardzo bałam się o Vic żeby krzynkąć jeszcze raz.
- Spokojnie. Steven jest gdzieś tu. Jest bezpieczny, jeszcze. A ona, wcale jej nie potrzebowałem. Tylko ciebie. - Powiedział i dostrzegłam w półmroku lekki uśmiech szaleńca na jego twarzy.- Tyle że demony nie są jednak inteligentne. Miały porwać oba dzieci Collinsów, ale porwały tylko Stevena i ją. Pomyliły was.
- Po co jesteśmy ci potrzebni?
- Bo macie dar. A dokładniej ty go masz, jak twoja matka.
- Dar proroczego snu?
- Tak.
- Ale ta moc nie zdarzała się u nikogo przez przeszło 100 lat!
- Nie prawda. Twoja matka ja miała, tyle że nikt o tym nie wiedział. Własnie dlatego demony po nią przyszły w dniu twoich narodzin. Dlatego ty i Steven zostaliście osieroceni. Ona wiedziała że Steven nie odziedziczył tej mocy i miała nadzieję że ty też nie, ale się myliła. - W mroku panującym na hali zobaczyłam majaczący zarys konturów kogoś przemykającego sie po trybunach. Nagle tajemnicza osoba zeskoczyła z barierki wprost na Alexa i Vic. Ten ją puścił a sam został powalony na ziemię. W pierwszej chwili nie mogłam rozpoznać kim był napastnik. Potem ujrzałam twarz Stevena. Był cały poobijany a z jego łuku brwiowego leciała krew. Patrzyliśmy chwilę na siebie. Vic podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Wiejcie! - Krzyknął nagle Steven a do hali zaczęły wpadać tłumy demonów. Wyjście było zablokowane. Przebiegłam przez halę i stanęłam koło Stevena, razem z wystraszoną Vic. Uniosłam mój sztylet a Steven i Vic byli bez broni.
- Nie damy rady. Za dużo ich - Wyszeptałam do brata. On tylko wpatrywał się w demony i co moment zerkał też na nieprzytomnego rudowłosego. Nagle drzwi do hali zostały wyważone, powalając kilka demonów stojących przy drzwiach. Do pomieszczenia wszedł Andy a za nim weszli Jamie i Megan. Demony zwróciły na nich całą uwagę i nikt nie zauważył jak Alex wstaje i przykłada mi nóż do szyi.
- Podzielisz losy matki. - Wyszeptał mi do ucha. Wszyscy stanęli jak wryci i patrzyli na nas. Widziałam frustrację w oczach Jamie'go. Andy nerwowo ruszał palcami dłoni. Megan wskazała Vic żeby do niej podeszła i ona tak zrobiła. Nie widziałam twarzy Stevena, ale wyczuwałam jego obecność. Szykowałam się na ból i po niej ostatnie tchnienie. Szykowałam się na krzyk Vic i Megan. Na smutek i łzy Jamie'go. Na bezradność Andy'ego i żal Stevena. Szykowałam sie na to że to już koniec. Nóż przeciął skórę na mojej szyi i poczułam jak po szyi spływa cieniutka stróżka krwi. Ból promieniował w mojej głowie. Wstrzymałam oddech. Ale stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Wszystkie demony zaczęły wychodzić. Na hali zostaliśmy tylko my.
- Wyjdźcie - Powiedział Alex. - Jesteście wolni, na co czekacie. - I po tych słowach Jamie nie wytrzymał i podbiegł do mnie. A Alex, Alex popchnął mnie na bok. Upadłam na łokcie i poczułam w nich ostry ból. Coś zaszło mnie od tyłu i podniosło. A nagle ogarnęła mnie całkowita ciemność...
***
- Pierwsze co poczułam po przebudzeniu to niezwykły chłód. Potem otworzyłam oczy. Wokół panowała ciemność. Księżyc oświetlał małe pomieszczenie przez malutkie zakratowane okienko. Zamiast drzwi były kraty. Leżałam na twardym łóżku z kawałka deski. Na przeciw była ciemna ściana, na jej dole było około 40 centymetrów krat. Pierwsza moja myśl była taka że jestem w wyjątkowo okrutnym więzieniu. Potem postanowiłam podejść do przeciwległej ściany i przez kraty zobaczyć co lub kto jest w drugim pomieszczeniu. Schyliłam sie. To co tak zobaczyłam całkowicie przeczyło mojej wyobraźni. Po drugiej stronie w kącie siedział Jamie. Miał rozciętą wargę i policzek. Jego koszula była zakrwawiona. Pochylał głowę i jego złociste włosy opadły na twarz.
- Jamie. - Wyszeptałam. Podniósł głowę i zobaczyłam w jego oczach smutek oraz cierpienie. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę do mojej celi przez kraty. Złapałam ją i nie chciałam puszczać.
- Złapali nas. - Powiedział cichym głosem.
- Gdzie reszta? - Zapytałam, czując że zaraz się rozpłaczę.
- Uciekli. Udało się im. Przepraszam. - Powiedział a ja poczułam że po moich policzkach popłynęły łzy mieszające się z brudem oraz krwią. Jesteśmy w pułapce. Ścisnęłam mocniej rękę Jamie'go i zaczęłam się zastanawiać ile tu spędzimy.
Dziękuję bardzo za czytanie mojego bloga. Tą oto częścią kończę pierwsze moje opowiadanie. Ale nie martwcie się. Kontynuuję je. Od teraz tytuły części będą wyglądały mniej więcej tak "2 część 1" itd. Jeśli macie jakieś pomysły, czegoś wam brakuje lub po prostu chcecie coś mi napisać to piszcie na adres Shadowhunter2000@interia.pl lub milka20001@wp.pl chętnie odpiszę na każdą wiadomość. Jesteście cudowni ;)
- Nie drzyj sie, po porzegnasz koleżaneczkę. - Powiedział chrapliwym głosem Alex.
- Czego od niej chcesz? I gdzie Steven? Wiem że tu jest! - Krzyknęłam do niego. W duchu modliłam się żeby mój wrzask usłyszał, ktoś z pozostałych, jednak za bardzo bałam się o Vic żeby krzynkąć jeszcze raz.
- Spokojnie. Steven jest gdzieś tu. Jest bezpieczny, jeszcze. A ona, wcale jej nie potrzebowałem. Tylko ciebie. - Powiedział i dostrzegłam w półmroku lekki uśmiech szaleńca na jego twarzy.- Tyle że demony nie są jednak inteligentne. Miały porwać oba dzieci Collinsów, ale porwały tylko Stevena i ją. Pomyliły was.
- Po co jesteśmy ci potrzebni?
- Bo macie dar. A dokładniej ty go masz, jak twoja matka.
- Dar proroczego snu?
- Tak.
- Ale ta moc nie zdarzała się u nikogo przez przeszło 100 lat!
- Nie prawda. Twoja matka ja miała, tyle że nikt o tym nie wiedział. Własnie dlatego demony po nią przyszły w dniu twoich narodzin. Dlatego ty i Steven zostaliście osieroceni. Ona wiedziała że Steven nie odziedziczył tej mocy i miała nadzieję że ty też nie, ale się myliła. - W mroku panującym na hali zobaczyłam majaczący zarys konturów kogoś przemykającego sie po trybunach. Nagle tajemnicza osoba zeskoczyła z barierki wprost na Alexa i Vic. Ten ją puścił a sam został powalony na ziemię. W pierwszej chwili nie mogłam rozpoznać kim był napastnik. Potem ujrzałam twarz Stevena. Był cały poobijany a z jego łuku brwiowego leciała krew. Patrzyliśmy chwilę na siebie. Vic podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Wiejcie! - Krzyknął nagle Steven a do hali zaczęły wpadać tłumy demonów. Wyjście było zablokowane. Przebiegłam przez halę i stanęłam koło Stevena, razem z wystraszoną Vic. Uniosłam mój sztylet a Steven i Vic byli bez broni.
- Nie damy rady. Za dużo ich - Wyszeptałam do brata. On tylko wpatrywał się w demony i co moment zerkał też na nieprzytomnego rudowłosego. Nagle drzwi do hali zostały wyważone, powalając kilka demonów stojących przy drzwiach. Do pomieszczenia wszedł Andy a za nim weszli Jamie i Megan. Demony zwróciły na nich całą uwagę i nikt nie zauważył jak Alex wstaje i przykłada mi nóż do szyi.
- Podzielisz losy matki. - Wyszeptał mi do ucha. Wszyscy stanęli jak wryci i patrzyli na nas. Widziałam frustrację w oczach Jamie'go. Andy nerwowo ruszał palcami dłoni. Megan wskazała Vic żeby do niej podeszła i ona tak zrobiła. Nie widziałam twarzy Stevena, ale wyczuwałam jego obecność. Szykowałam się na ból i po niej ostatnie tchnienie. Szykowałam się na krzyk Vic i Megan. Na smutek i łzy Jamie'go. Na bezradność Andy'ego i żal Stevena. Szykowałam sie na to że to już koniec. Nóż przeciął skórę na mojej szyi i poczułam jak po szyi spływa cieniutka stróżka krwi. Ból promieniował w mojej głowie. Wstrzymałam oddech. Ale stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Wszystkie demony zaczęły wychodzić. Na hali zostaliśmy tylko my.
- Wyjdźcie - Powiedział Alex. - Jesteście wolni, na co czekacie. - I po tych słowach Jamie nie wytrzymał i podbiegł do mnie. A Alex, Alex popchnął mnie na bok. Upadłam na łokcie i poczułam w nich ostry ból. Coś zaszło mnie od tyłu i podniosło. A nagle ogarnęła mnie całkowita ciemność...
***
- Pierwsze co poczułam po przebudzeniu to niezwykły chłód. Potem otworzyłam oczy. Wokół panowała ciemność. Księżyc oświetlał małe pomieszczenie przez malutkie zakratowane okienko. Zamiast drzwi były kraty. Leżałam na twardym łóżku z kawałka deski. Na przeciw była ciemna ściana, na jej dole było około 40 centymetrów krat. Pierwsza moja myśl była taka że jestem w wyjątkowo okrutnym więzieniu. Potem postanowiłam podejść do przeciwległej ściany i przez kraty zobaczyć co lub kto jest w drugim pomieszczeniu. Schyliłam sie. To co tak zobaczyłam całkowicie przeczyło mojej wyobraźni. Po drugiej stronie w kącie siedział Jamie. Miał rozciętą wargę i policzek. Jego koszula była zakrwawiona. Pochylał głowę i jego złociste włosy opadły na twarz.
- Jamie. - Wyszeptałam. Podniósł głowę i zobaczyłam w jego oczach smutek oraz cierpienie. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę do mojej celi przez kraty. Złapałam ją i nie chciałam puszczać.
- Złapali nas. - Powiedział cichym głosem.
- Gdzie reszta? - Zapytałam, czując że zaraz się rozpłaczę.
- Uciekli. Udało się im. Przepraszam. - Powiedział a ja poczułam że po moich policzkach popłynęły łzy mieszające się z brudem oraz krwią. Jesteśmy w pułapce. Ścisnęłam mocniej rękę Jamie'go i zaczęłam się zastanawiać ile tu spędzimy.
Dziękuję bardzo za czytanie mojego bloga. Tą oto częścią kończę pierwsze moje opowiadanie. Ale nie martwcie się. Kontynuuję je. Od teraz tytuły części będą wyglądały mniej więcej tak "2 część 1" itd. Jeśli macie jakieś pomysły, czegoś wam brakuje lub po prostu chcecie coś mi napisać to piszcie na adres Shadowhunter2000@interia.pl lub milka20001@wp.pl chętnie odpiszę na każdą wiadomość. Jesteście cudowni ;)
poniedziałek, 30 września 2013
Część 12
...Po słowach wypowiedzianych przez Megan, powiedziałam że zaraz będę i się rozłączyłam. Myśli wirowały w mojej głowie jeszcze szybciej niż wczorajszego wieczoru. Gdzie go zabrali? Kto go porwał? Szybko wyjaśniłam Vic całą sprawę i obie ruszyłyśmy do drzwi. Dalej miałam na sobie ciuch Megan. Zrzuciłam koturny i założyłam moje ulubione czarne glany. Założyłam czarne jansy i wciągnęłam koszulkę, którą Megan już przezrobiła. Też była czarna. Ubrałam skórzaną kurtkę i razem z Vic wyszłyśmy. Na zewnątrz było ciemno. Wiało przenikliwie chłodnym wiatrem. Z ust leciała para. Jak na październik było bardzo zimno. Ruszyłam biegiem i słyszałam za sobą kroki Vic. Po pewnym czasie doszłyśmy na miejsce. W domu paliło się słabe światło w pokoju Jamie'go. Przed schodami popatrzyłam na Vic i uśmiechem starałam sie dodać jej otuchy. Weszłam po schodach i zapukałam w drzwi. Po chwili drzwi otworzyła mi Megan. Nigdy nie widziałam żeby ta dziewczyna wyglądała tak jak teraz. Miała nisko opuszczone dresowe spodnie i trochę przymałą bluzkę, na którą zarzuciła podarta bluzę. Była boso i miała lekko rozczochrane włosy. Na jej policzkach w słabym świetle latarni skrzyły łzy.
- Wejdź. Dziękuję że tak szybko przyszłaś. - Powiedział i rąbkiem bluzy otarła łzę spływającą po jej policzku. Odsunęła się na bok i mnie wpuściła zamknęła drzwi. Na schodach zobaczyłam schodzącą na dół postać. Gdy podszedł bliżej ujrzałam jasne włosy Jamie'go. W srebrnym świetle księżyca w pełni jego włosy były srebrzyste. Podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. Przytulił mnie a ja wtuliłam twarz w jego ramię.
- Przepraszam. - Wyszeptał mi do ucha, a jego oddech łaskotał mnie w kark.
- To nie twoja wina. - Powiedziałam i wsunęłam rękę w jego włosy.
- Moja, nie zareagowałem zbyt szybko. - Zadręczał sie Jamie.
- Wcale nie. i Teraz trzeba pomyśleć jak go odbić. - Starałam sie go pocieszyć, chociaż sama byłam w rozsypce.
- Jest dla mnie jak brat.
- Jest moim bratem. - Powiedziałam i poczułam spływającą po policzku łzę. Jamie mnie od siebie odsunął i wytarł ją swoją dłonią. Odwróciłam się szukając wzrokiem Vic. Nie zobaczyłam jej. Odsunęłam się od Jamie'go i podeszłam do Megan.
- Gdzie Vic? - Zapytałam.
- Była z tobą Vic? - Zdziwiła sie Megi.
- Tak! - Popatrzyłam wzrokiem pełnym przerażenia po innych i nagle zrobiło mi się słabo. Poczułam że nogi się pode mną uginają a ziemia sie osuwa. Poleciałam do tyłu. Poczułam że Jamie mnie łapie. Potem przez moment widziałam tylko ciemność a nagle przed oczami stanął mi rozmazany obraz. Po chwili sie wyostrzył. Widok na halę w szkole. Po jej środku stały dwie osoby. Tajemniczy rudowłosy chłopak o imieniu Alexander. Trzyma Vic a przy jej szyi znajduje się nóż. Słyszę jej krzyk i nagle widzę Stevena biegnącego z mieczem lecz demony go łapią i obezwładniają.
Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze w korytarzu. Nade mną stali Jamie i Megan. Szybko sie podniosłam.
- Oni są w szkole! Tam też jest ten chłopak. I mnóstwo demonów! - Wykrzyknęłam.Megan i Jamie przez moment na mnie patrzyli po czym Jamie wyjął telefon z kieszeni spodni.
- Co ty robisz? - Zapytała Megan, patrząc na wyświetlacz komórki.
- Dzwonię po Andy'ego. - Odpowiedział, nie patrząc na nią.
- Po co? - Oburzyła sie Megan wyszarpując Jamie'mu telefon z ręki.
- A jak myślisz? Uważasz że dwoje Aniołów Ciemności i jeden, który nie przeszedł szkoelnia poradzą sobie z armią demonów i nienormalnym chłopakiem chcącym zabić Vic i Stevena? - Powiedział i wyczekująco wystawił rękę w stronę Megan. Ona popatrzyła na niego ze złością i oddała mu telefon. Zaczęłam się zastanawiać kim jest tajemniczy Andy i co zaszło między nim a Megan.
- Dzwoń, ale daj na głośnik. Chcę wiedzieć czy znpwu będzie mnie obsmarowywał. - Popatrzyła na Jamie'go spod byka a on wybrał numer. Tajemniczy Andy odebrał po trzecim sygnale.
- Halo? - Powiedział wyjątkowo czarującym głosem z lekką chrypką jaką często mają wokaliści lub osoby, które dużo mówią w swojej pracy. Lecz po głosie słyszałam że on jeszcze raczej nie pracował. Był mniej więcej w moim wieku, może trochę starszy.
- Andy? Potrzebuję twojej pomocy. - Powiedział Jamie i przygryzł wargę.
- Znowu? Ile to już razy? Nie mam teraz czasu.
- Andy to sprawa życia i śmierci.
- Zawsze tak mówisz.
- Ale teraz nie żartuję! Demony porwały Stevena i Vic! - Wykrzykną widocznie zdenerwowany Jamie do słuchawki. Ciekawiło mnie czy denerwuje sie całą sytuacją czy tylko postawą Andy'ego.
- Jak to Stevena? I kim jest Vic? - Zapytał lekko poruszony chłopak a Jamie wyjaśnił mu pokrótce całą sytuację ze mną. Po tym dodał jeszcze że już nie mieszka w LA tylko na Manhattanie, podał mu adres a Andy powiedział ze za chwilę będzie. Z tych słów wynikało również że chłopak też mieszka w pobliżu. Cała nasza trójka siedziała w dużym pokoju w całkowitej ciszy. Zaczęłam sobie wyobrażać tajemniczego Andy'ego. W mojej głowie pojawił sie obraz cudego 17-latka, śregniego wzrostu. Chłopak w moich wyobrażeniach był szatynem o włosach długości podobnych do Jamie'go. Miał szare oczy i ubrany był w rozciągniętą szarą bluzę i niebieskie Jeansy. Na jego nogach były schodzone adidasy. Nie miałam pojęcia jakiej był rasy. Nagle usłyszałam dźwięk silnika Harleya i po chwili pukanie do drzwi. Jamie dosłownie zerwał sie z krzesła i pobiegł do drzwi. Ciekawość zwyciężyła i poszłam za nim. Megan też poszła za nami ale stanęła dalej w cieniu schodów. Jamie podał rękę chłopakowi, który właśnie wszedł do środka. To zapewne był Andy, ale nie byłam pewna ponieważ wyglądał całkowicie inaczej niż chłopak w moich wyobrażeniach. Po pierwsze nie był szatynem tylko miał kruczo czarne włosy zaczesane na prawy bok przez co fryzura była asymetryczna. Jego oczy były przenikająco niebieskie. Kolejne co rzucało się w oczy to czarna kreska idąca przez środek jego twarzy. Od jednego ucha do drugiego. Miał przekute uszy, z których zwisały dwa duże kolczyki krzyże. Ubranie też w zupełności się nie zgadzało z wyobrażeniem. Nie miał w ogóle koszulki, tylko rozpiętą czarną skórzaną kurtkę. Na gołym ciele na klatce piersiowej widać było liczne tatuaże. Miał też czarne skórzane spodnie i rękawiczki bez palców nabite ćwiekami. Czarne glany wydawały sie najzwyklejszą rzeczą na tym chłopaku. Jedyne co się zgadzało to to że chłopak był bardzo chudy. Poza tym był wysoki, wyższy o kilka centymetrów od Jamie'go. Podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Andy. Ty musisz być Clov? - Uśmiechną sie pokazując nieskazitelnie białe żeby.
- Tak. A ty kim właściwie jesteś? - Zapytałam.
- Jestem czarownikiem...
***
Po dokładniejszym omówieniu mojej wizji, ruszyliśmy do szkoły. Gdy weszliśmy do środka zatrzymaliśmy się na moment na dużym korytarzu, od którego odchodziły schody na górę. Próbowałam zapalić światło, ale nie udało sie. Zapewne nie było prądu.
- Twoja wizja działa sie na hali sportowej, tak? - Zapytał Andy. Pokiwałam głową a on znów przemówił. - Ale mogą być gdziekolwiek, nie wiemy czy jesteśmy przed tym wydarzeniem, po czy w jego trakcie. Miejmy nadzieję ze przed. Ile ta szkoła ma pieter? - Zapytał.
- 3 piętra, parter i piwnicę. - Odpowiedziałam prawie automatycznie.
- Dobra, Clov ty sprawdzisz parter. Jamie i... Megan pójdźcie na górę. Ja zajmę sie piwnicą. Jakby coś sie działo to krzyczcie. Clov gdzie jest zejście do piwnicy?
- Pokażę ci. - Mówiąc to patrzyłam nie na Andy'ego tylko na Jamie'go. Podeszliśmy do siebie i przytuliliśmy sie. Wiedziałam że widać że czujemy coś do siebie, ale teraz mnie to nie obchodziło. Za chwilę mogliśmy zginąć. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Jamie wyjął miecz z pochwy na plecach a Megan dwa czakramy. Oboje ruszyli schodami na górę i gdy zniknęli za linią schodów poszłam razem z Andy'm do drzwi piwnicy. Gdy zniknął w ciemności zostałam sama w mrocznym korytarzu, przeszyta strachem, nie tyle o siebie ale o każdego tu obecnego...
- Wejdź. Dziękuję że tak szybko przyszłaś. - Powiedział i rąbkiem bluzy otarła łzę spływającą po jej policzku. Odsunęła się na bok i mnie wpuściła zamknęła drzwi. Na schodach zobaczyłam schodzącą na dół postać. Gdy podszedł bliżej ujrzałam jasne włosy Jamie'go. W srebrnym świetle księżyca w pełni jego włosy były srebrzyste. Podbiegłam do niego i wpadłam mu w ramiona. Przytulił mnie a ja wtuliłam twarz w jego ramię.
- Przepraszam. - Wyszeptał mi do ucha, a jego oddech łaskotał mnie w kark.
- To nie twoja wina. - Powiedziałam i wsunęłam rękę w jego włosy.
- Moja, nie zareagowałem zbyt szybko. - Zadręczał sie Jamie.
- Wcale nie. i Teraz trzeba pomyśleć jak go odbić. - Starałam sie go pocieszyć, chociaż sama byłam w rozsypce.
- Jest dla mnie jak brat.
- Jest moim bratem. - Powiedziałam i poczułam spływającą po policzku łzę. Jamie mnie od siebie odsunął i wytarł ją swoją dłonią. Odwróciłam się szukając wzrokiem Vic. Nie zobaczyłam jej. Odsunęłam się od Jamie'go i podeszłam do Megan.
- Gdzie Vic? - Zapytałam.
- Była z tobą Vic? - Zdziwiła sie Megi.
- Tak! - Popatrzyłam wzrokiem pełnym przerażenia po innych i nagle zrobiło mi się słabo. Poczułam że nogi się pode mną uginają a ziemia sie osuwa. Poleciałam do tyłu. Poczułam że Jamie mnie łapie. Potem przez moment widziałam tylko ciemność a nagle przed oczami stanął mi rozmazany obraz. Po chwili sie wyostrzył. Widok na halę w szkole. Po jej środku stały dwie osoby. Tajemniczy rudowłosy chłopak o imieniu Alexander. Trzyma Vic a przy jej szyi znajduje się nóż. Słyszę jej krzyk i nagle widzę Stevena biegnącego z mieczem lecz demony go łapią i obezwładniają.
Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze w korytarzu. Nade mną stali Jamie i Megan. Szybko sie podniosłam.
- Oni są w szkole! Tam też jest ten chłopak. I mnóstwo demonów! - Wykrzyknęłam.Megan i Jamie przez moment na mnie patrzyli po czym Jamie wyjął telefon z kieszeni spodni.
- Co ty robisz? - Zapytała Megan, patrząc na wyświetlacz komórki.
- Dzwonię po Andy'ego. - Odpowiedział, nie patrząc na nią.
- Po co? - Oburzyła sie Megan wyszarpując Jamie'mu telefon z ręki.
- A jak myślisz? Uważasz że dwoje Aniołów Ciemności i jeden, który nie przeszedł szkoelnia poradzą sobie z armią demonów i nienormalnym chłopakiem chcącym zabić Vic i Stevena? - Powiedział i wyczekująco wystawił rękę w stronę Megan. Ona popatrzyła na niego ze złością i oddała mu telefon. Zaczęłam się zastanawiać kim jest tajemniczy Andy i co zaszło między nim a Megan.
- Dzwoń, ale daj na głośnik. Chcę wiedzieć czy znpwu będzie mnie obsmarowywał. - Popatrzyła na Jamie'go spod byka a on wybrał numer. Tajemniczy Andy odebrał po trzecim sygnale.
- Halo? - Powiedział wyjątkowo czarującym głosem z lekką chrypką jaką często mają wokaliści lub osoby, które dużo mówią w swojej pracy. Lecz po głosie słyszałam że on jeszcze raczej nie pracował. Był mniej więcej w moim wieku, może trochę starszy.
- Andy? Potrzebuję twojej pomocy. - Powiedział Jamie i przygryzł wargę.
- Znowu? Ile to już razy? Nie mam teraz czasu.
- Andy to sprawa życia i śmierci.
- Zawsze tak mówisz.
- Ale teraz nie żartuję! Demony porwały Stevena i Vic! - Wykrzykną widocznie zdenerwowany Jamie do słuchawki. Ciekawiło mnie czy denerwuje sie całą sytuacją czy tylko postawą Andy'ego.
- Jak to Stevena? I kim jest Vic? - Zapytał lekko poruszony chłopak a Jamie wyjaśnił mu pokrótce całą sytuację ze mną. Po tym dodał jeszcze że już nie mieszka w LA tylko na Manhattanie, podał mu adres a Andy powiedział ze za chwilę będzie. Z tych słów wynikało również że chłopak też mieszka w pobliżu. Cała nasza trójka siedziała w dużym pokoju w całkowitej ciszy. Zaczęłam sobie wyobrażać tajemniczego Andy'ego. W mojej głowie pojawił sie obraz cudego 17-latka, śregniego wzrostu. Chłopak w moich wyobrażeniach był szatynem o włosach długości podobnych do Jamie'go. Miał szare oczy i ubrany był w rozciągniętą szarą bluzę i niebieskie Jeansy. Na jego nogach były schodzone adidasy. Nie miałam pojęcia jakiej był rasy. Nagle usłyszałam dźwięk silnika Harleya i po chwili pukanie do drzwi. Jamie dosłownie zerwał sie z krzesła i pobiegł do drzwi. Ciekawość zwyciężyła i poszłam za nim. Megan też poszła za nami ale stanęła dalej w cieniu schodów. Jamie podał rękę chłopakowi, który właśnie wszedł do środka. To zapewne był Andy, ale nie byłam pewna ponieważ wyglądał całkowicie inaczej niż chłopak w moich wyobrażeniach. Po pierwsze nie był szatynem tylko miał kruczo czarne włosy zaczesane na prawy bok przez co fryzura była asymetryczna. Jego oczy były przenikająco niebieskie. Kolejne co rzucało się w oczy to czarna kreska idąca przez środek jego twarzy. Od jednego ucha do drugiego. Miał przekute uszy, z których zwisały dwa duże kolczyki krzyże. Ubranie też w zupełności się nie zgadzało z wyobrażeniem. Nie miał w ogóle koszulki, tylko rozpiętą czarną skórzaną kurtkę. Na gołym ciele na klatce piersiowej widać było liczne tatuaże. Miał też czarne skórzane spodnie i rękawiczki bez palców nabite ćwiekami. Czarne glany wydawały sie najzwyklejszą rzeczą na tym chłopaku. Jedyne co się zgadzało to to że chłopak był bardzo chudy. Poza tym był wysoki, wyższy o kilka centymetrów od Jamie'go. Podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Andy. Ty musisz być Clov? - Uśmiechną sie pokazując nieskazitelnie białe żeby.
- Tak. A ty kim właściwie jesteś? - Zapytałam.
- Jestem czarownikiem...
***
Po dokładniejszym omówieniu mojej wizji, ruszyliśmy do szkoły. Gdy weszliśmy do środka zatrzymaliśmy się na moment na dużym korytarzu, od którego odchodziły schody na górę. Próbowałam zapalić światło, ale nie udało sie. Zapewne nie było prądu.
- Twoja wizja działa sie na hali sportowej, tak? - Zapytał Andy. Pokiwałam głową a on znów przemówił. - Ale mogą być gdziekolwiek, nie wiemy czy jesteśmy przed tym wydarzeniem, po czy w jego trakcie. Miejmy nadzieję ze przed. Ile ta szkoła ma pieter? - Zapytał.
- 3 piętra, parter i piwnicę. - Odpowiedziałam prawie automatycznie.
- Dobra, Clov ty sprawdzisz parter. Jamie i... Megan pójdźcie na górę. Ja zajmę sie piwnicą. Jakby coś sie działo to krzyczcie. Clov gdzie jest zejście do piwnicy?
- Pokażę ci. - Mówiąc to patrzyłam nie na Andy'ego tylko na Jamie'go. Podeszliśmy do siebie i przytuliliśmy sie. Wiedziałam że widać że czujemy coś do siebie, ale teraz mnie to nie obchodziło. Za chwilę mogliśmy zginąć. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Jamie wyjął miecz z pochwy na plecach a Megan dwa czakramy. Oboje ruszyli schodami na górę i gdy zniknęli za linią schodów poszłam razem z Andy'm do drzwi piwnicy. Gdy zniknął w ciemności zostałam sama w mrocznym korytarzu, przeszyta strachem, nie tyle o siebie ale o każdego tu obecnego...
niedziela, 29 września 2013
Część 11
… Wbiłam nóż w plecy demona, który zachodził
Jamie’go od tyłu. Demon zmienił się w parę a Jamie odwrócił się
zdziwiony. Zachwiałam się na wysokich butach a on złapał mnie jedną
ręką. W drugiej miał miecz. Demon, z którym przed chwilą walczył,
podszedł do niego i juz miał atakować gdy wbiłam w niego sztylet. Jamie
mnie upuścił i poleciałam na ziemię. Uderzyłam plecami w podłogę i
wyszarpnęłam ostrze z rany demona. Polała się czarna krew. Osłoniłam
rękami twarz. Potwór rozpłynął sie jak we mgle. Powoli podniosłam sie z
ziemi. Jamie złapał mnie za ramiona i przytulił. Po chwili odsunął się.
- Na zewnątrz jest ich więcej. Zostań tu! – Nakazał ostrym głosem, który wskazywał że nie mogę się sprzeciwić a sam wybiegł na zewnątrz. Czemu nie mogę walczyć razem z nimi. Gdybym była w pobliżu i ja i on czulibyśmy się lepiej, bo mielibyśmy pewność ze żadnemu nic się nie stanie. Nie mogłam stać bezczynnie otoczona czterema ścianami, gdy oni ryzykowali życie. Ruszyłam w stronę zbrojowni. Wzięłam klucze leżące na stoliku i otworzyłam drzwi. Ruszyłam po schodach, w dół. Dzięki adrenalinie krążącej w moich żyłach, całkiem sprawnie mi to poszło zważając na wysokość obcasów w moich butach. Otworzyłam kolejne drzwi i weszłam do dużego pomieszczenia. Wzięłam jeden z pasów, do których można przymocowywać pochwy na broń i założyłam go na pas. Zdjełam ze ściany długi miecz w pokrowcu i przyczepiłam go do pasa. Potem zrobiłam to samo z dwoma sztyletami. Z kufra wyjęłam czakram i wsunęłam go do pokrowca na udzie. Na koniec wzięłam miecz, który był zakrzywiony na końcu i ruszyłam do wyjścia. Cała broń była bardzo ciężka, ale postanowiłam że ją doniosę. Dokładnie pozamykałam drzwi. Chciałam jeszcze iść przebrać buty, ale odgłosy walki nie dawały mi spokoju. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na zewnątrz. Mgła była gesta jak mleko. Co moment migały mi kolory walczących, ale nie mogłam nawet odróżnić czy to demony czy anioły. Ruszyłam przed siebie. Jeden z demonów od razu znalazł sie przy mnie. Zamachnęłam sie mieczem i odcięłam mu głowę, która spadając zniknęła. Uginałam się pod ciężarem broni, ale się nie poddałam. Napotkałam na drodze Stevena, który wymachiwał swoim sztyletem do dwóch demonów. Zabiłam jednego i podałam mu szybko jeden z mieczy, które wzięłam. Zabił drugiego demona i zaraz zaczął walczyć z kolejnym. Szukałam naszych. Wypatrzyłam długie blond włosy.
- Megan! – Krzyknęłam, gdy się odwróciła rzuciłam jej czakram, przy okazji trafiając w ramie jednego z demonów. Rozwścieczony, ruszył na mnie. Cofnęłam się o krok i poczułam za plecami coś zimnego i lepkiego. Odwróciłam sie. Za mną stał jeszcze jeden potwór. Zaczęłam z nimi walczyć. Z jednym byłoby prościej, ale dwójka to dla mnie za dużo. Dalej miałam dużo broni. Koturny, także mi ciążyły. Przewróciłam się a jeden z demonów wyszarpnął mój miecz. Krzyknęłam i nagły srebrny błysk pozbawił jednego z nich połowy tłowia, a drugiego przekłuł. Złote włosy, które początkowo wzięłam za Jamie’go wcale do niego nie należały. Były krótsze. To była Lacuna. Miała długie cięcie na lewym policzku i była pochlapana krwią demonów. Podała mi rękę i pomogła wstać. Podałam jej jeden ze sztyletów, ona kiwnęła głową i pobiegła we mgłę. Uratowała mi życie, uświadomiłam sobie. Nagle koło mnie pojawił się Jamie.
- Co się stało? – Zapytał zdenerwowany i zasapany. Widocznie biegł, gdy usłyszał mój krzyk.
- Już nic. Atakowali mnie ale Lacuna mi pomogła.
- Kazałem ci zostać w środku tak? Jest ich za dużo! Za dużo niebezpieczeństwa! – Po chwili wpatrywania sie w siebie koło nas pojawiła się cała reszta. Lacuna i Megan były ranne, lecz rany już zaczynały się goić. Steven miał rozczochrane włosy, poplamione krwią.
- Udało się – Powiedział i ruszył w stronę domu. Mgła już zaczęła opadać. Lacuna i Megan podążyły za bratem. Mnie coś zatrzymywało na zewnątrz.
- To po mnie przyszli prawda? – Zapytałam Jamie’go. Pokiwał głową. Ściągam niebezpieczeństwo na wszystkich. Oni chcą mnie, a inni mogą zginąć. Potrzebują mnie. Muszę spotkać się z Vic, i wziąć kilka normalnych rzeczy z domu.
- Chcę iść do domu. – Zwróciłam sie do Jamie’go, który znalazł się tuż obok mnie.
- Dobrze, idę z tobą. – Ruszyliśmy chodnikiem biegnącym wzdłuż ulicy. Co kilka chwil patrzyłam na Jamie’go. Byłam strasznie zdenerwowana i przemarznięta. Było około 5 stopni a ja miałam na sobie króciutką spódniczkę i koszulkę. Jamie jakby widząc mój stres złapał mnie za rękę. Gdy znaleźliśmy się koło mojego domu przypomniałam sobie ze rodzice są w prascy. Trochę się rozluźniłam. Podchodząc do drzwi usłyszałam wołanie mojego imienia. I ja i Jamie sie odwróciliśmy. Przez ulicę przebiegała Vic. W schodzącej mgle jej włosy wydawały sie ciemniejsze i bardziej matowe niż były w rzeczywistości. Podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją.
- Gdzie ty byłaś? Twoi rodzice mi powiedzieli ze uciekłaś!
- Tak, ale to dłuższa historia. Chodź, opowiem ci wszystko. – Po tych słowach zwróciłam sie do Jamie’go. – Nie idę dzisiaj do szkoły. Nie dam rady.
- Ok. Potem przyjdziesz, czy już zostaniesz w domu? – Zapytał. Z jego głosu nie mogłam odczytać czy miał nadzieję na to pierwsze czy drugie. Odwrócił sie i odszedł. Razem z Vic weszłyśmy do środka. Nie było mnie tu tylko jeden dzień a czułam sie jakby minęły wieki. Szafka dalej była przestawiona i zakrywała dziurę w ścianie zrobioną czakramem Megan. Obie poszłyśmy do mojego pokoju. Było tak jak go zostawiłam, książki na półce leżały równo ułożone. Jedna z nich znajdowała się na łóżku. Laptop spoczywał na szafce nocnej. Siadłam na łóżko i to samo zrobiła Vic. Zaczęłam opowiadać o wszystkim, zaczynając od tego co wydarzyło się po wyjściu ze szkoły. W miedzy czasie zjadłam śniadanie i przyniosłam cole. W opowiadaniu ominęłam tylko moment pocałunku miedzy mną a Jamie’m. Siedziałyśmy długo aż niebo na zewnątrz spowił mrok. Vic dowiedziała się wszystkiego, gdy miałą wychodzić zadzwonił mój telefon. Odebrałam i usłyszałam zrozpaczony głos Megan.
- Clov? Gdzie jesteś? – Zapytała.
- W domu. A co? – Odpowiedziałam niepewnie.
- Porwali Stevena! Porwali go! – Wykrzyknęła do słuchawki. Jak to porwali Stevena? Kto go porwał?
- Megan, nie do końca rozumiem. Kto go porwał?
- Demony. Wpadły przez okno. Jamie i Steven byli razem w swoim pokoju. Usłyszałam jak Jamie mnie woła. Przybiegłam w momencie jak Demon uciekał ze Stevenem przez okno! Jamie próbował jakoś walczyc ale nie miał broni. Steven został porwany…
- Na zewnątrz jest ich więcej. Zostań tu! – Nakazał ostrym głosem, który wskazywał że nie mogę się sprzeciwić a sam wybiegł na zewnątrz. Czemu nie mogę walczyć razem z nimi. Gdybym była w pobliżu i ja i on czulibyśmy się lepiej, bo mielibyśmy pewność ze żadnemu nic się nie stanie. Nie mogłam stać bezczynnie otoczona czterema ścianami, gdy oni ryzykowali życie. Ruszyłam w stronę zbrojowni. Wzięłam klucze leżące na stoliku i otworzyłam drzwi. Ruszyłam po schodach, w dół. Dzięki adrenalinie krążącej w moich żyłach, całkiem sprawnie mi to poszło zważając na wysokość obcasów w moich butach. Otworzyłam kolejne drzwi i weszłam do dużego pomieszczenia. Wzięłam jeden z pasów, do których można przymocowywać pochwy na broń i założyłam go na pas. Zdjełam ze ściany długi miecz w pokrowcu i przyczepiłam go do pasa. Potem zrobiłam to samo z dwoma sztyletami. Z kufra wyjęłam czakram i wsunęłam go do pokrowca na udzie. Na koniec wzięłam miecz, który był zakrzywiony na końcu i ruszyłam do wyjścia. Cała broń była bardzo ciężka, ale postanowiłam że ją doniosę. Dokładnie pozamykałam drzwi. Chciałam jeszcze iść przebrać buty, ale odgłosy walki nie dawały mi spokoju. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam na zewnątrz. Mgła była gesta jak mleko. Co moment migały mi kolory walczących, ale nie mogłam nawet odróżnić czy to demony czy anioły. Ruszyłam przed siebie. Jeden z demonów od razu znalazł sie przy mnie. Zamachnęłam sie mieczem i odcięłam mu głowę, która spadając zniknęła. Uginałam się pod ciężarem broni, ale się nie poddałam. Napotkałam na drodze Stevena, który wymachiwał swoim sztyletem do dwóch demonów. Zabiłam jednego i podałam mu szybko jeden z mieczy, które wzięłam. Zabił drugiego demona i zaraz zaczął walczyć z kolejnym. Szukałam naszych. Wypatrzyłam długie blond włosy.
- Megan! – Krzyknęłam, gdy się odwróciła rzuciłam jej czakram, przy okazji trafiając w ramie jednego z demonów. Rozwścieczony, ruszył na mnie. Cofnęłam się o krok i poczułam za plecami coś zimnego i lepkiego. Odwróciłam sie. Za mną stał jeszcze jeden potwór. Zaczęłam z nimi walczyć. Z jednym byłoby prościej, ale dwójka to dla mnie za dużo. Dalej miałam dużo broni. Koturny, także mi ciążyły. Przewróciłam się a jeden z demonów wyszarpnął mój miecz. Krzyknęłam i nagły srebrny błysk pozbawił jednego z nich połowy tłowia, a drugiego przekłuł. Złote włosy, które początkowo wzięłam za Jamie’go wcale do niego nie należały. Były krótsze. To była Lacuna. Miała długie cięcie na lewym policzku i była pochlapana krwią demonów. Podała mi rękę i pomogła wstać. Podałam jej jeden ze sztyletów, ona kiwnęła głową i pobiegła we mgłę. Uratowała mi życie, uświadomiłam sobie. Nagle koło mnie pojawił się Jamie.
- Co się stało? – Zapytał zdenerwowany i zasapany. Widocznie biegł, gdy usłyszał mój krzyk.
- Już nic. Atakowali mnie ale Lacuna mi pomogła.
- Kazałem ci zostać w środku tak? Jest ich za dużo! Za dużo niebezpieczeństwa! – Po chwili wpatrywania sie w siebie koło nas pojawiła się cała reszta. Lacuna i Megan były ranne, lecz rany już zaczynały się goić. Steven miał rozczochrane włosy, poplamione krwią.
- Udało się – Powiedział i ruszył w stronę domu. Mgła już zaczęła opadać. Lacuna i Megan podążyły za bratem. Mnie coś zatrzymywało na zewnątrz.
- To po mnie przyszli prawda? – Zapytałam Jamie’go. Pokiwał głową. Ściągam niebezpieczeństwo na wszystkich. Oni chcą mnie, a inni mogą zginąć. Potrzebują mnie. Muszę spotkać się z Vic, i wziąć kilka normalnych rzeczy z domu.
- Chcę iść do domu. – Zwróciłam sie do Jamie’go, który znalazł się tuż obok mnie.
- Dobrze, idę z tobą. – Ruszyliśmy chodnikiem biegnącym wzdłuż ulicy. Co kilka chwil patrzyłam na Jamie’go. Byłam strasznie zdenerwowana i przemarznięta. Było około 5 stopni a ja miałam na sobie króciutką spódniczkę i koszulkę. Jamie jakby widząc mój stres złapał mnie za rękę. Gdy znaleźliśmy się koło mojego domu przypomniałam sobie ze rodzice są w prascy. Trochę się rozluźniłam. Podchodząc do drzwi usłyszałam wołanie mojego imienia. I ja i Jamie sie odwróciliśmy. Przez ulicę przebiegała Vic. W schodzącej mgle jej włosy wydawały sie ciemniejsze i bardziej matowe niż były w rzeczywistości. Podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją.
- Gdzie ty byłaś? Twoi rodzice mi powiedzieli ze uciekłaś!
- Tak, ale to dłuższa historia. Chodź, opowiem ci wszystko. – Po tych słowach zwróciłam sie do Jamie’go. – Nie idę dzisiaj do szkoły. Nie dam rady.
- Ok. Potem przyjdziesz, czy już zostaniesz w domu? – Zapytał. Z jego głosu nie mogłam odczytać czy miał nadzieję na to pierwsze czy drugie. Odwrócił sie i odszedł. Razem z Vic weszłyśmy do środka. Nie było mnie tu tylko jeden dzień a czułam sie jakby minęły wieki. Szafka dalej była przestawiona i zakrywała dziurę w ścianie zrobioną czakramem Megan. Obie poszłyśmy do mojego pokoju. Było tak jak go zostawiłam, książki na półce leżały równo ułożone. Jedna z nich znajdowała się na łóżku. Laptop spoczywał na szafce nocnej. Siadłam na łóżko i to samo zrobiła Vic. Zaczęłam opowiadać o wszystkim, zaczynając od tego co wydarzyło się po wyjściu ze szkoły. W miedzy czasie zjadłam śniadanie i przyniosłam cole. W opowiadaniu ominęłam tylko moment pocałunku miedzy mną a Jamie’m. Siedziałyśmy długo aż niebo na zewnątrz spowił mrok. Vic dowiedziała się wszystkiego, gdy miałą wychodzić zadzwonił mój telefon. Odebrałam i usłyszałam zrozpaczony głos Megan.
- Clov? Gdzie jesteś? – Zapytała.
- W domu. A co? – Odpowiedziałam niepewnie.
- Porwali Stevena! Porwali go! – Wykrzyknęła do słuchawki. Jak to porwali Stevena? Kto go porwał?
- Megan, nie do końca rozumiem. Kto go porwał?
- Demony. Wpadły przez okno. Jamie i Steven byli razem w swoim pokoju. Usłyszałam jak Jamie mnie woła. Przybiegłam w momencie jak Demon uciekał ze Stevenem przez okno! Jamie próbował jakoś walczyc ale nie miał broni. Steven został porwany…
sobota, 28 września 2013
Część 10
… Wylądowałam w obskurnym barze niedaleko
mojego domu. Nie wiedziałam co robić. Siadłam przy jednym z wielu
stolików i zaczęłam gorączkowo myśleć. Ciężko było mi myśleć w takim
otoczeniu. Brązowa farba odchodziła od ścian. Całe pomieszczenie
pachniało alkocholem. Gdzie pójdę? Nie mogę wrócić do domu. Iść do
Jamie’go bo Steven zapewne nie chce mnie widzieć, przynajmniej przez
jakiś czas. Zostaje jeszcze Vic, ale ona jeszcze nic nie wie i na razie
nie chcę jej wtajemniczać. Trenta nie było dzisiaj w szkole i nie chcę
narzucać na niego jeszcze moich problemów. Zostaje zostać tu aż do
zamknięcia a potem włóczyć się całą noc. Do stolika niedaleko dosiadło
się dwóch facetów. Jeden był wyższy i miał ciemniejsze włosy od
drugiego. Wyczułam w nich coś niepokojącego. Nie byli zwykłymi ludźmi
tylko wilkołakami. Jamie miał rację mówiąc że można ich spotkać
wszędzie. Przysłuchałam się ich rozmowie.
- Wczoraj była pełnia i ja… – Powiedział niższy z nich.
- Wiem, już mówiłeś. Ale ty też niedawno się tym stałeś. Każdy tak ma, ja też tak miałem. Musisz zacząć nad tym panować. – Brunet poklepał go po ramieniu i zawołał kelnerkę ubraną w krótką czerwoną spódniczkę i bluzkę odsłaniającą pępek. Po zebraniu zamówienia podeszła do mnie.
- Co podać? – Zapytała niezwykle słodziutkim głosem, który zawsze mnie irytował.
- Kawę. – Rzuciłam a kelnerka odeszła. Po chwili wróciła niosąc na tacy dwa kufle piwa i kawę w małej pożółkłej filiżance. Postawiła ją przede mną. Zaczęłam sączyć ją małymi łyczkami. Postanowiłam od bandażować rękę, która została zraniona poprzedniego wieczoru. Pod bandażem nie było już żadnej rany, nawet blizny. Wstałam od stoliku i wyrzuciłam opatrunki do koszu stojącego przy drzwiach. Gdy wróciłam do stoliku nagle wszystkie emocje we mnie się skumulowały i poczułam napływające do oczu łzy. Opadłam na krzesło i wybuchłam płaczem. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu dwójka wilkołaków wyszła i zostałam sama. Siedziałam w barze aż zrobiło się ciemno. Bar był otwarty do północy, która była dopiero za 3 godziny. Położyłam ręce na stole i użyłam ich jako prowizorycznej poduszki. Opróżniłam dawno całą filiżankę kawy. Teraz byłam wyczerpana i po chwili zmorzył mnie sen.
Trent obudził się w jaskini. Na ziemi było mnóstwo zwierzęcych odcisków łap i krwi. Wokół leżały zwierzęce szczątki. Trent patrzył się ze zdziwieniem dookoła. Koszulę miał rozdartą na piersi. Pod rozdarciami widniały długie rany. Wybiegł z jaskini prosto do lasu. Zaczął biec z niezwykłą szybkością. Na dworze dopiero świtało. Wbiegł na uliczkę. Drogowskaz wskazywał kierunek na Nowy Jork, do którego było 58 km. Trent rozejrzał się dookoła i zaczął biec w kierunku domu.
Poczułam dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Pomyślałam ze to kelnerka, która ma zamykać bar. Popatrzyłam na osobę, która nade mną stała. To nie była kelnerka. To był Jamie. Na blond włosy miał zarzucony kaptur skórzanej kurtki.Twarz wskazywała na to że się o mnie martwi.
- Wstawaj. – Powiedział.
- Po co? Gdzie pójdę? – Zapytałam.
- Do mnie.
- Nie, Steven wydawał się nie chcieć mnie widzieć. A do tego co? Tak po prostu sobie do was pójdę i będę spała na korytarzu?
- Nie, nie na korytarzu tylko w pokoju gościnnym. A co, może chcesz tu zostać? – Wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany a jednocześnie zatroskany. Ale miał rację, tu nie mogłabym zostać bo niedługo zamykali. Na dworze zapewne jest zimno a ja miałam na sobie tylko koszulkę i bluzę więc to też odpadało. Do domu pod żadnym pozorem nie wrócę. Muszę iść z Jamie’m. Powoli podniosłam się z krzesła. Po kilku godzinach siedzenia na nim nogi mi zdrętwiały. Zachwiałam się ale Jamie złapał mnie za ramiona. Podniosłam z ziemi torbę z książkami i oboje ruszyliśmy do wyjścia. Miałam rację, na dworze było bardzo zimno. Objęłam się rękami i ruszyłam za Jamie’m. Po oddaleniu się od baru rozłożyliśmy skrzydła i polecieliśmy w kierunku domu Jamie’go. Wylądowaliśmy na podwórku i weszliśmy do domu. Z pokoju obok drzwi wyszła Lacuna, była ubrana w delikatnie zielonkawą koszulę nocną i szary szlafrok, którego paski, które powinny być zawiązane w pasie ciągnęły się po ziemi. Rzeczywiście musiało być bardzo późno, bo nawet Megan i Stevena nie było słychać. Teraz uświadomiłam sobie że nie odezwałam się do Jamie’go przez całą drogę.
- Udało ci się. – Powiedziała Lacuna z nutą zdziwienia w głosie.
- Tak. Przygotowałaś pokój? – Zapytał Jamie. Wyglądało na to że Jamie miał mnie sprowadzić do domu. Lacuna zapewne się spodziewała ze nie będę chciała zostać w domu. Ale nie myślałam ze tak chętnie przyzwoli żebym spała tu.
- Tak. – Odpowiedziała do syna po czym zwróciła się do mnie. – Megan naszykowała ci coś do spania, a rano da ci jakieś ubrania do szkoły. – Pokiwałam głową i poszłam za Jamie’m na górę. Weszliśmy do pokoju, znajdującego się koło jego. Duże łóżko znajdujące się pod ścianą było pościelone w czerwoną pościel. Ściany były jasno żółte a meble czerwone. Na jednym z krzeseł stojących koło stołu była położona fioletowa koszula nocna i Czarny aksamitny szlafrok. Koło krzesła stały dopasowane fioletowe kapcie. Rzuciłam torbę koło łóżka a sama siadłam na nie. Jamie, który stał w progu miał już iść gdy w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Pierwsze na co zwróciłam uwagę wyciągając go to godzina. Było grubo po północy. Potem zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Vic. Po co dzwoniła o takiej godzinie. Jamie zainteresowany, posunął się o krok do środka i przymknął drzwi.
- Halo? – Powiedziałam zaniepokojonym głosem.
- Gdzie ty byłaś? Czemu nie dawałaś znaku życia przez cały dzień? – Zaczęła wypytywać zdenerwowanym głosem Vic. – Co właściwie się dowiedziałaś?
- To długa historia. Nie mogłaś zadzwonić wcześniej? – Starałam się mówić cicho żeby nie obudzić reszty.
- Dzwoniłam, ale nie odbierałaś. Zaczęłam się martwić!
- Spokojnie. U mnie wszystko dobrze, jeśli to tyle to…
- Nie, właściwie to nie wszystko. – Odezwała się słabszym głosem Vic. – Dzisiaj chciałam iść do Trenta, żeby zapytać się jak sie czuje, ale go nie było.
- Co? Mów jaśniej Vici.
- Nie było go. W pokoju siedziała jego matka i płakała. Mówiła że Trent nie wrócił na noc i dzisiaj też się nie pojawił. Policja odmówiła udzielenia pomocy bo nie minęło jeszcze 48 godzin od zaginięcia ale.. co jeśli mu się coś stało?- Przez moment myślałam o słowach wypowiedzianych przez Vic a potem sobie przypomniałam sen w barze. Trent był w jakiejś jaskini i.. wyglądał na rannego. Ale nie zranionego przez człowieka. Przypomniałam sobie zapach tych dwóch wilkołaków z baru. Widocznie węchem Anioły Ciemności rozróżniają różne razy. Trent ostatnio tak pachniał. I do tego stał się bardo porywczy. A te wilkołaki gadały o tym ze jeden z nich zaatakował ostatnio jakiegoś chłopaka. Chodziło o Trenta. To Trenta zaatakował.
- Vic… nie chcę cie martwić ale… ja już wiem co stało sie z Trentem i gdzie on jest. Miałam sen. Ale on chyba jest… Trent jest wilkołakiem….
***
- Wczoraj była pełnia i ja… – Powiedział niższy z nich.
- Wiem, już mówiłeś. Ale ty też niedawno się tym stałeś. Każdy tak ma, ja też tak miałem. Musisz zacząć nad tym panować. – Brunet poklepał go po ramieniu i zawołał kelnerkę ubraną w krótką czerwoną spódniczkę i bluzkę odsłaniającą pępek. Po zebraniu zamówienia podeszła do mnie.
- Co podać? – Zapytała niezwykle słodziutkim głosem, który zawsze mnie irytował.
- Kawę. – Rzuciłam a kelnerka odeszła. Po chwili wróciła niosąc na tacy dwa kufle piwa i kawę w małej pożółkłej filiżance. Postawiła ją przede mną. Zaczęłam sączyć ją małymi łyczkami. Postanowiłam od bandażować rękę, która została zraniona poprzedniego wieczoru. Pod bandażem nie było już żadnej rany, nawet blizny. Wstałam od stoliku i wyrzuciłam opatrunki do koszu stojącego przy drzwiach. Gdy wróciłam do stoliku nagle wszystkie emocje we mnie się skumulowały i poczułam napływające do oczu łzy. Opadłam na krzesło i wybuchłam płaczem. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. W końcu dwójka wilkołaków wyszła i zostałam sama. Siedziałam w barze aż zrobiło się ciemno. Bar był otwarty do północy, która była dopiero za 3 godziny. Położyłam ręce na stole i użyłam ich jako prowizorycznej poduszki. Opróżniłam dawno całą filiżankę kawy. Teraz byłam wyczerpana i po chwili zmorzył mnie sen.
Trent obudził się w jaskini. Na ziemi było mnóstwo zwierzęcych odcisków łap i krwi. Wokół leżały zwierzęce szczątki. Trent patrzył się ze zdziwieniem dookoła. Koszulę miał rozdartą na piersi. Pod rozdarciami widniały długie rany. Wybiegł z jaskini prosto do lasu. Zaczął biec z niezwykłą szybkością. Na dworze dopiero świtało. Wbiegł na uliczkę. Drogowskaz wskazywał kierunek na Nowy Jork, do którego było 58 km. Trent rozejrzał się dookoła i zaczął biec w kierunku domu.
Poczułam dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Pomyślałam ze to kelnerka, która ma zamykać bar. Popatrzyłam na osobę, która nade mną stała. To nie była kelnerka. To był Jamie. Na blond włosy miał zarzucony kaptur skórzanej kurtki.Twarz wskazywała na to że się o mnie martwi.
- Wstawaj. – Powiedział.
- Po co? Gdzie pójdę? – Zapytałam.
- Do mnie.
- Nie, Steven wydawał się nie chcieć mnie widzieć. A do tego co? Tak po prostu sobie do was pójdę i będę spała na korytarzu?
- Nie, nie na korytarzu tylko w pokoju gościnnym. A co, może chcesz tu zostać? – Wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany a jednocześnie zatroskany. Ale miał rację, tu nie mogłabym zostać bo niedługo zamykali. Na dworze zapewne jest zimno a ja miałam na sobie tylko koszulkę i bluzę więc to też odpadało. Do domu pod żadnym pozorem nie wrócę. Muszę iść z Jamie’m. Powoli podniosłam się z krzesła. Po kilku godzinach siedzenia na nim nogi mi zdrętwiały. Zachwiałam się ale Jamie złapał mnie za ramiona. Podniosłam z ziemi torbę z książkami i oboje ruszyliśmy do wyjścia. Miałam rację, na dworze było bardzo zimno. Objęłam się rękami i ruszyłam za Jamie’m. Po oddaleniu się od baru rozłożyliśmy skrzydła i polecieliśmy w kierunku domu Jamie’go. Wylądowaliśmy na podwórku i weszliśmy do domu. Z pokoju obok drzwi wyszła Lacuna, była ubrana w delikatnie zielonkawą koszulę nocną i szary szlafrok, którego paski, które powinny być zawiązane w pasie ciągnęły się po ziemi. Rzeczywiście musiało być bardzo późno, bo nawet Megan i Stevena nie było słychać. Teraz uświadomiłam sobie że nie odezwałam się do Jamie’go przez całą drogę.
- Udało ci się. – Powiedziała Lacuna z nutą zdziwienia w głosie.
- Tak. Przygotowałaś pokój? – Zapytał Jamie. Wyglądało na to że Jamie miał mnie sprowadzić do domu. Lacuna zapewne się spodziewała ze nie będę chciała zostać w domu. Ale nie myślałam ze tak chętnie przyzwoli żebym spała tu.
- Tak. – Odpowiedziała do syna po czym zwróciła się do mnie. – Megan naszykowała ci coś do spania, a rano da ci jakieś ubrania do szkoły. – Pokiwałam głową i poszłam za Jamie’m na górę. Weszliśmy do pokoju, znajdującego się koło jego. Duże łóżko znajdujące się pod ścianą było pościelone w czerwoną pościel. Ściany były jasno żółte a meble czerwone. Na jednym z krzeseł stojących koło stołu była położona fioletowa koszula nocna i Czarny aksamitny szlafrok. Koło krzesła stały dopasowane fioletowe kapcie. Rzuciłam torbę koło łóżka a sama siadłam na nie. Jamie, który stał w progu miał już iść gdy w mojej torebce rozdzwonił się telefon. Pierwsze na co zwróciłam uwagę wyciągając go to godzina. Było grubo po północy. Potem zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Vic. Po co dzwoniła o takiej godzinie. Jamie zainteresowany, posunął się o krok do środka i przymknął drzwi.
- Halo? – Powiedziałam zaniepokojonym głosem.
- Gdzie ty byłaś? Czemu nie dawałaś znaku życia przez cały dzień? – Zaczęła wypytywać zdenerwowanym głosem Vic. – Co właściwie się dowiedziałaś?
- To długa historia. Nie mogłaś zadzwonić wcześniej? – Starałam się mówić cicho żeby nie obudzić reszty.
- Dzwoniłam, ale nie odbierałaś. Zaczęłam się martwić!
- Spokojnie. U mnie wszystko dobrze, jeśli to tyle to…
- Nie, właściwie to nie wszystko. – Odezwała się słabszym głosem Vic. – Dzisiaj chciałam iść do Trenta, żeby zapytać się jak sie czuje, ale go nie było.
- Co? Mów jaśniej Vici.
- Nie było go. W pokoju siedziała jego matka i płakała. Mówiła że Trent nie wrócił na noc i dzisiaj też się nie pojawił. Policja odmówiła udzielenia pomocy bo nie minęło jeszcze 48 godzin od zaginięcia ale.. co jeśli mu się coś stało?- Przez moment myślałam o słowach wypowiedzianych przez Vic a potem sobie przypomniałam sen w barze. Trent był w jakiejś jaskini i.. wyglądał na rannego. Ale nie zranionego przez człowieka. Przypomniałam sobie zapach tych dwóch wilkołaków z baru. Widocznie węchem Anioły Ciemności rozróżniają różne razy. Trent ostatnio tak pachniał. I do tego stał się bardo porywczy. A te wilkołaki gadały o tym ze jeden z nich zaatakował ostatnio jakiegoś chłopaka. Chodziło o Trenta. To Trenta zaatakował.
- Vic… nie chcę cie martwić ale… ja już wiem co stało sie z Trentem i gdzie on jest. Miałam sen. Ale on chyba jest… Trent jest wilkołakiem….
***
… Po słowach, które wypowiedziałam do komórki
Vic się rozłączyła, albo połączenie z jakiegoś powodu zostało urwane.
Jamie już nie stał przy drzwiach tylko koło łóżka. Patrzył na mnie
zszokowanym wzrokiem. Dla mnie tego było już za dużo. Najpierw te
wszystkie morderstwa i demon chcący mnie zabić we własnym domu. Potem
wiadomość o moim adoptowaniu i o pokrewieństwie ze Stevenem. Ucieczka z
domu. A teraz uświadomienie sobie ze mój najlepszy przyjaciel stał się
wilkołakiem. Byłam wyczerpana i sfrustrowana. Znów uczucie napływających
łez do oczu. Nie rozpłaczę sie, nie rozpłaczę się, powtarzałam sobie w
myślach, ale to nic nie dało. Łzy eksplodowały z moich oczu już drugi
raz dzisiaj. Padłam na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Jamie usiadł na
skraju łóżka. W pewnym sensie cieszyłam się że on przy mnie jest.
Czułam jego obecność. Chciałam iść po chusteczki do torby. Wstałam a on
zrobił to samo. Potknęłam się o pasek torby i dosłownie wpadłam w jego
ramiona. Patrzyliśmy przez moment sobie w oczy i znów się całowaliśmy.
Jego usta smakowały kawą, tak jak moje. Widocznie pił ją niedawno.
Położył swoją rękę na moich plecach i przysunął mnie bliżej. Złożyłam
ręce na jego karku. Łzy przestały płynąć i znowu zaczął liczyć się tylko
on. Ten pocałunek był inny niż ten ze wczorajszej nocy. Teraz czułam
płynącą od niego pewność. A ja nie byłam zdziwiona. Chciałam tego
pocałunku. Łaknęłam tej namiętności płynącej od niego. Zaczął zataczać
kręgi na moich plecach. Ruszyliśmy w stronę łóżka cały czas nie
przestając się całować.
- Idę się przebrać – Powiedziałam, zmuszając się aby od niego odejść. Pokiwał głową a ja szubko złapałam koszulę, szlafrok i kapie i pobiegłam do małej łazienki naprzeciwko „mojego” pokoju. Szybko zdjęłam to co miałam dotychczas na sobie i zarzuciłam koszulę. Była krótsza niż się spodziewałam, ledwo zasłaniała górną cześć ud. Na szczęście aksamitny czarny szlafrok był do kolan. Wychodząc wsunęłam stopy w miękkie kapcie i wróciłam do pokoju. Jamie siedział na łóżku. Gdy tylko weszłam odwrócił głowę w stronę drzwi. Podeszłam bliżej i siadłam koło niego. Teraz to ja go pocałowałam. Znów znaleźliśmy się blisko siebie.
- Zostaniesz ze mną na noc? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. – Odpowiedział. Zdjęłam szlafrok i rzuciłam go na ziemię. Kapcie zostawiłam przed łóżkiem, a sama weszłam pod kołdrę. Położyłam głowę na miękkiej poduszce a Jamie zrobił to samo. Przysunęłam się bliżej niego a on mnie przytulił.Sięgnął ręką do lampki nocnej zapalonej po jego stronie i w pokoju zapanowała całkowita ciemność.
- Tylko już nie płacz. – Wyszeptał mi do ucha. Leżałam w jego objęciach aż zasnęłam.
Trent wszedł po cichu do domu. Od razu skierował się do swojego pokoju. Zabrał z szafy świeże ubrania i poszedł cicho do łazienki. Na dworze zaczynało świtać. Zdjął obszarpaną i zakrwawioną koszulkę i obmył rany na piersi. Potem ubrał czystą i przebrał spodnie. Wrócił do pokoju ale na łóżku ktoś siedział. Jego młodsza 14 letnia siostra. Popatrzyła na brata wielkimi oczami i podbiegła do niego. Wpadła w jego ramiona a on ją podniósł z ziemi i obrócił się z nią. Luce była od niego niższa i drobniejsza. Miała dużo jaśniejsze włosy od brata.
- Gdzie ty byłeś? – Zapytała gdy już ją postawił.
- Ja… byłem u Miley. – Skłamał Trent.
- Nie mogłeś zadzwonić? Z mamą strasznie się martwiłyśmy. I Vic tu była. Miałam nadzieję że jak wrócę ze szkoły to już będziesz ale cię nie było.
- Już jest dobrze, idź jeszcze do siebie, niedługo trzeba iść do szkoły. – Powiedział Trent. Gdy siostra wyszła z jego pokoju odetchnął głęboko i usiadł na łóżku. Popatrzył na swoją rękę. Nie wyglądała normalnie. Miała wielkie pazury i była zdeformowana, ale już wracała do normalnego wyglądu. Trent oparł głowę na rękach.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Popatrzyłam zdziwiona na Jamie’go. On też się obudził. Wyszłam z łóżka i poszłam otworzyć. Po drugiej stronie stał Steven. Patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu. O co mu chodziło i czego tu szukał rano?
- Hej. – Wydukał.
- Hej, co jest? – Zapytałam.
- Już trzeba wstawać. Do szkoły co nie? I nie wiem gdzie jest Jamie. Widziałaś go może?
- Nie. – Powiedziałam szybko.
- Aha, ok. A tak właściwie to przepraszam, wiesz za wczoraj. – Mówiąc to popatrzył na moje nogi. Zapomniałam że mam krótką koszulę Megan.
- Jasne, spoko. To… yyy ja się przebiorę. – Powiedziałam i już zamykałam drzwi gdy Steven przyblokował je nogą.
- A masz ubrania? No wiesz, to chyba jest Megi.
- No właśnie nie, czekam aż mi coś przyniesie.
- Aha, ok. To pójdę do niej i ją pośpieszę. – Odsunął się od drzwi a ja je zamknęłam. Jamie już się podnosił.
- Co jest? – Zapytał.
- Steven, mówi że już trzeba sie zbierać. Zaraz ma mi przynieść jakieś ciuchy Megan i pytał czy cię nie widziałam… – Jakby automatycznie oboje popatrzyliśmy na siebie a ja przestałam mówić. O nie! Steven nie może się dowiedzieć że Jamie u mnie spał! Że Jamie ze mną spał.On szybko zerwał sie z łóżka. Dalej był w jeansach i koszulce, która miał wczoraj w szkole. Wyjrzałam przez drzwi Steven właśnie wszedł do Megan. Dałam znak ręką Jamie’mu że może iść a on pocichu wyszedł z pokoju i poszedł do siebie. Chwilę później do pokoju wrócił Steven.
- Trzymaj. – Powiedział i wręczył mi kupkę ubrać po czym wyszedł z pokoju a ja zobaczyłam jak za Jamie’m zamykają się drzwi łazienki. Podeszłam do łóżka i obejrzałam ubrania. Koszulka była biała z nadrukiem emo dziewczyny. Nie dostałam spodni tylko czarną miniówę. Do tego nie tenisówki tylko białe koturny z czarnymi paseczkami. Jakby jeszcze było mało zamiast bluzy miałam założyć czerwony płaszczyk do kolan. Założyłabym stare ciuchy ale przez to że tyle czasu spędziłam w barze to przesiąkły zapachem alkoholu i papierosów, a spodnie poplamiłam kawą. Ok, wszystko przeżyję tylko nie te buty. Te koturny były ogromne. Trudno, ubiorę zielone tenisówki. Przebrałam się i zeszłam na dół do salonu. Przy stole siedział już Jamie i Megan. Jamie miał na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem i jeansy a Megan niezwykle krótką amarantową sukienkę i pasujące koturny. Jak ta dziewczyna w tym wytrzymywała nie miałam pojęcia. Spódniczka, którą miałam na sobie przyprawiała mnie o nerwicę. Miała do tego włosy spięte w kok, tak idealny że nie możliwe było żeby zrobiła go sama. Popatrzyła na mnie a potem zmierzyła wzrokiem moje nogi. Jej wzrok zatrzymał się na stopach. No tak, zaraz się zacznie.
- Nie możesz iść w tych butach! Czemu nie włożyłaś tych, które ci dałam? – Zapytała z oburzeniem Megan. Zauważyłam ze Jamie uśmiecha sie pod nosem.
- Megan, zabiłabym się w nich! Te koturny maja chyba z 15 centymetrów!
- Nie 15, tylko 12! Już na górę przebrać buty. – Popatrzyłam na Jamie’go a on tylko wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć że nie ma co kłócić sie z Megan w sprawie mody. Poszłam więc na gór i przebrałam buty. Nie mogłam w nich ustać, co dopiero mówić o chodzeniu. Gdy starałam sie zejść na dół, usłyszałam dźwięk dobijania się do drzwi i poczułam coś dziwnego. Potem tylko krzyk Lacuny o demonie i dźwięk odsuwanych krzeseł. Zeszłam jak najszybciej potrafiłam na dół i zobaczyłam że Jamie walczy z dwoma demonami. A Megan wybiega na dwór, zaraz po niej wybiegł Steven. Nigdzie nie widziałam Lacuny. Całe szczęście juz znosiłam płaszcz na dół, w którego kieszeni znajdował sie sztylet. Wyjęłam go i ruszyłam na pomoc Jamie’mu…
- Idę się przebrać – Powiedziałam, zmuszając się aby od niego odejść. Pokiwał głową a ja szubko złapałam koszulę, szlafrok i kapie i pobiegłam do małej łazienki naprzeciwko „mojego” pokoju. Szybko zdjęłam to co miałam dotychczas na sobie i zarzuciłam koszulę. Była krótsza niż się spodziewałam, ledwo zasłaniała górną cześć ud. Na szczęście aksamitny czarny szlafrok był do kolan. Wychodząc wsunęłam stopy w miękkie kapcie i wróciłam do pokoju. Jamie siedział na łóżku. Gdy tylko weszłam odwrócił głowę w stronę drzwi. Podeszłam bliżej i siadłam koło niego. Teraz to ja go pocałowałam. Znów znaleźliśmy się blisko siebie.
- Zostaniesz ze mną na noc? – Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak. – Odpowiedział. Zdjęłam szlafrok i rzuciłam go na ziemię. Kapcie zostawiłam przed łóżkiem, a sama weszłam pod kołdrę. Położyłam głowę na miękkiej poduszce a Jamie zrobił to samo. Przysunęłam się bliżej niego a on mnie przytulił.Sięgnął ręką do lampki nocnej zapalonej po jego stronie i w pokoju zapanowała całkowita ciemność.
- Tylko już nie płacz. – Wyszeptał mi do ucha. Leżałam w jego objęciach aż zasnęłam.
Trent wszedł po cichu do domu. Od razu skierował się do swojego pokoju. Zabrał z szafy świeże ubrania i poszedł cicho do łazienki. Na dworze zaczynało świtać. Zdjął obszarpaną i zakrwawioną koszulkę i obmył rany na piersi. Potem ubrał czystą i przebrał spodnie. Wrócił do pokoju ale na łóżku ktoś siedział. Jego młodsza 14 letnia siostra. Popatrzyła na brata wielkimi oczami i podbiegła do niego. Wpadła w jego ramiona a on ją podniósł z ziemi i obrócił się z nią. Luce była od niego niższa i drobniejsza. Miała dużo jaśniejsze włosy od brata.
- Gdzie ty byłeś? – Zapytała gdy już ją postawił.
- Ja… byłem u Miley. – Skłamał Trent.
- Nie mogłeś zadzwonić? Z mamą strasznie się martwiłyśmy. I Vic tu była. Miałam nadzieję że jak wrócę ze szkoły to już będziesz ale cię nie było.
- Już jest dobrze, idź jeszcze do siebie, niedługo trzeba iść do szkoły. – Powiedział Trent. Gdy siostra wyszła z jego pokoju odetchnął głęboko i usiadł na łóżku. Popatrzył na swoją rękę. Nie wyglądała normalnie. Miała wielkie pazury i była zdeformowana, ale już wracała do normalnego wyglądu. Trent oparł głowę na rękach.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Popatrzyłam zdziwiona na Jamie’go. On też się obudził. Wyszłam z łóżka i poszłam otworzyć. Po drugiej stronie stał Steven. Patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu. O co mu chodziło i czego tu szukał rano?
- Hej. – Wydukał.
- Hej, co jest? – Zapytałam.
- Już trzeba wstawać. Do szkoły co nie? I nie wiem gdzie jest Jamie. Widziałaś go może?
- Nie. – Powiedziałam szybko.
- Aha, ok. A tak właściwie to przepraszam, wiesz za wczoraj. – Mówiąc to popatrzył na moje nogi. Zapomniałam że mam krótką koszulę Megan.
- Jasne, spoko. To… yyy ja się przebiorę. – Powiedziałam i już zamykałam drzwi gdy Steven przyblokował je nogą.
- A masz ubrania? No wiesz, to chyba jest Megi.
- No właśnie nie, czekam aż mi coś przyniesie.
- Aha, ok. To pójdę do niej i ją pośpieszę. – Odsunął się od drzwi a ja je zamknęłam. Jamie już się podnosił.
- Co jest? – Zapytał.
- Steven, mówi że już trzeba sie zbierać. Zaraz ma mi przynieść jakieś ciuchy Megan i pytał czy cię nie widziałam… – Jakby automatycznie oboje popatrzyliśmy na siebie a ja przestałam mówić. O nie! Steven nie może się dowiedzieć że Jamie u mnie spał! Że Jamie ze mną spał.On szybko zerwał sie z łóżka. Dalej był w jeansach i koszulce, która miał wczoraj w szkole. Wyjrzałam przez drzwi Steven właśnie wszedł do Megan. Dałam znak ręką Jamie’mu że może iść a on pocichu wyszedł z pokoju i poszedł do siebie. Chwilę później do pokoju wrócił Steven.
- Trzymaj. – Powiedział i wręczył mi kupkę ubrać po czym wyszedł z pokoju a ja zobaczyłam jak za Jamie’m zamykają się drzwi łazienki. Podeszłam do łóżka i obejrzałam ubrania. Koszulka była biała z nadrukiem emo dziewczyny. Nie dostałam spodni tylko czarną miniówę. Do tego nie tenisówki tylko białe koturny z czarnymi paseczkami. Jakby jeszcze było mało zamiast bluzy miałam założyć czerwony płaszczyk do kolan. Założyłabym stare ciuchy ale przez to że tyle czasu spędziłam w barze to przesiąkły zapachem alkoholu i papierosów, a spodnie poplamiłam kawą. Ok, wszystko przeżyję tylko nie te buty. Te koturny były ogromne. Trudno, ubiorę zielone tenisówki. Przebrałam się i zeszłam na dół do salonu. Przy stole siedział już Jamie i Megan. Jamie miał na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem i jeansy a Megan niezwykle krótką amarantową sukienkę i pasujące koturny. Jak ta dziewczyna w tym wytrzymywała nie miałam pojęcia. Spódniczka, którą miałam na sobie przyprawiała mnie o nerwicę. Miała do tego włosy spięte w kok, tak idealny że nie możliwe było żeby zrobiła go sama. Popatrzyła na mnie a potem zmierzyła wzrokiem moje nogi. Jej wzrok zatrzymał się na stopach. No tak, zaraz się zacznie.
- Nie możesz iść w tych butach! Czemu nie włożyłaś tych, które ci dałam? – Zapytała z oburzeniem Megan. Zauważyłam ze Jamie uśmiecha sie pod nosem.
- Megan, zabiłabym się w nich! Te koturny maja chyba z 15 centymetrów!
- Nie 15, tylko 12! Już na górę przebrać buty. – Popatrzyłam na Jamie’go a on tylko wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć że nie ma co kłócić sie z Megan w sprawie mody. Poszłam więc na gór i przebrałam buty. Nie mogłam w nich ustać, co dopiero mówić o chodzeniu. Gdy starałam sie zejść na dół, usłyszałam dźwięk dobijania się do drzwi i poczułam coś dziwnego. Potem tylko krzyk Lacuny o demonie i dźwięk odsuwanych krzeseł. Zeszłam jak najszybciej potrafiłam na dół i zobaczyłam że Jamie walczy z dwoma demonami. A Megan wybiega na dwór, zaraz po niej wybiegł Steven. Nigdzie nie widziałam Lacuny. Całe szczęście juz znosiłam płaszcz na dół, w którego kieszeni znajdował sie sztylet. Wyjęłam go i ruszyłam na pomoc Jamie’mu…
piątek, 27 września 2013
Część 9
… Czemu odszedł? Najpierw mnie pocałował a
potem zwyczajnie uciekł. Musiałam z nim porozmawiać. Pobiegłam na górę i
wparowałam do pokoju. Dopiero gdy już tam weszłam przypomniałam sobie
że jest środek nocy i inni jeszcze śpią. Jamie półleżał na parapecie.
Lewą nogę spuścił wzdłuż ściany. Podeszłam do niego lawirując miedzy
Megan a Stevenem, który zasnął na krześle a teraz spał na podłodze
rozciągnięty jak kot. Wydawać by się mogło że wygodniej mu na podłodze
niż na krześle. Nie dziwię się, też wybrałabym ziemię. Prawie mimowolnie
złapałam Jamie’go za rękę i pociągnęłam go w stronę drzwi. Nie stawiał
się. Może myślał że jestem zdenerwowana, ale wcale nie byłam. Wyszliśmy
na korytarz a ja cicho zamknęłam drzwi.
- Przepraszam. – Powtórzył się Jamie. Mówił szeptem, zapewne nie chciał zbudzić reszty śpiących, a w zupełności moich rodziców.
- Nie przepraszaj nie masz za co…
- Mam, zachowałem się jak dupek. Pocałowałem cię a potem wróciłem jakby nigdy nic do pokoju. Ja nie chciałem, wiem ze znamy sie dopiero dwa dni a ja… nie wiem jak wyjaśnić co czuję. Po prostu jesteś jakaś inna, ja… – Nie mogłam już dłużej tego słuchać.
- Też cię kocham. – Wybuchłam. Starałam się mówić szeptem. On popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Podeszłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie. Wtuliłam głowę w jego szyję i ramie. Staliśmy tak chwilę aż drzwi od mojego pokoju się otworzyły i wyłoniła się zza nich Megan. Odskoczyliśmy od siebie a ona zmierzyła nas wzrokiem.
- Co tu robisz? – Zapytałam.
- Obudziłam się i zobaczyłam ze was nie ma, ale jak widzę to przeszkodziłam. – Odpowiedziała uśmiechając się i patrząc to na mnie to na brata.
- Nie, ja właśnie zamierzałam wracać do łóżka. – Powiedziałam. Przepchnęłam się koło Megan, która stała w drzwiach i weszłam do łóżka. Nakryłam kołdrą głowę i miałam nadzieję że Jamie wchodząc nie będzie mi się przyglądał. Po dłuższym czasie zmorzył mnie sen.
Obudził mnie natrętny odgłos dzwoniącego telefonu. Nawet tak świetna piosenka Metalliki mnie denerwowała. na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej Vic jeszcze w długich włosach. Trzeba by odświeżyć zdjęcie kontaktu. Odebrałam telefon.
- Halo? – Powiedziałam do słuchawki. Popatrzyłam na mój pokój. Megan przecierała oczy a Steven patrzył się na mnie z otwartymi ustami. Jamie już schodził z parapetu i uśmiechał się pod nosem.Popatrzył na mnie i jego uśmiech stał się szerszy. Odwzajemniłam jego gest i usłyszałam głos Vic dobiegający z telefonu.
- Hej, otwórz mi i idziemy. – Mówiła denerwująco wesołym głosem, jak zawsze wcześnie rano.
- Co? A która jest?
- No za pół godziny zaczynają się lekcje. – Odpowiedziała na pytanie. Jak to? O nie chyba przez wczorajsze ataki zapomniałam nastawić budzik.
- Już ci otwieram! – Powiedziałam i rozłączyłam sie. Zerwałam się z łóżka i narzuciłam na siebie szlafrok. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Po drugiej stronie stała Vic z plecakiem założonym na jedno ramię. Gdy mnie zobaczyła wytrzeszczyła oczy.
- Ty jeszcze w piżamie?! – Zapytała.
- Zapomniałam nastawić budzik. Długa historia, powiem po krótce. Były dwa ataki demonów jeden w moim domu a drugi na Pati. Megan, Jamie i Steven śpią u mnie dla mojej ochrony. I… – Już miałam powiedzieć o pocałunku gdy ugryzłam się w język. Vic to straszna papla, zaraz to rozgada.
- I? I przez to straciłaś głowę i nie nastawiłaś budzika? Dobra, chodź zaraz doprowadzimy cię do ładu. – Zrobiłyśmy jak Vic mówiła. Wszyscy się ubraliśmy i doprowadziliśmy do porządku. Pożyczyłam Megan ubrania a chłopaki włożyli to co mieli na sobie wczoraj. Pobiegliśmy do szkoły. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem. Megan, Jamie, Vic i ja pobiegliśmy do klasy fizycznej a Steven ruszył do sali matematycznej. Weszliśmy do klasy jako ostatni. Vic ruszyła do swojego miejsca. Siedziała w drugim rzędzie bo była niska. Ja siedziałam sama w ławce w ostatnim rzędzie. Siadłam pod ścianą. Megan i Jamie jako nowi w klasie stanęli koło biurka nauczycielki. Pani Drozd weszła do klasy i wszyscy chórem powiedzieliśmy jej „dzień dobry”.
- Od dzisiaj w waszej klasie uczyć się będzie James i Megan Millerowie. Mam nadzieję że ciepło ich przyjmiecie. Hmmm gdzie by was posadzić? – Nauczycielka rozglądała się po klasie a jej wzrok zatrzymał się na mojej ławce. – James usiądź z Clov, ostatnia ławka po…
- My się już znamy – Przerwał jej Jamie. Patrzył na mnie a ja zaczęłam się uśmiechać. – I proszę nie mówić do mnie James tylko Jamie. – Poprawił nauczycielkę. wziął plecak i siadł koło mnie. Jedną rękę trzymałam luźno po boku a on ją złapał i mocno ścisnął.Potem nauczycielka pokierowała Megan. Siadła w ławce Trenta, zaraz koło mnie tyle że dzisiaj go nie było. Tak samo jak Miley i Pati. A co jeśli coś im się stało. Starałam się o tym nie myśleć i skupić sie na lekcji. Co jakis czas patrzyłam na Jamie’go, który starał się nadążyć notować. Mi też to nie wychodziło ponieważ pani Drozd dyktowała bardzo szybko. Rozległ sie dzwonek i wszyscy uczniowie zerwali się z ławek. Spakowałam zeszyty i poczekałam przy wyjściu na Vic, Jamie’go i Megan.Wszyscy wyszliśmy na korytarz.
- Nie ma Trenta. -Zmartwiła się Vic.
- Miley i Pati też. – Dodałam.
- Miley nie czuje się dobrze, tak jak Pati. Dzwoniłam do nich. – Powiedziała Vic. Nagle w kieszeni Jamie’go zadzwonił telefon. On odszedł kawałek i odebrał. Po minucie wrócił i powiedział.
- Mama wróciła, znalazła coś na twój temat. To podobno bardzo ważne i mamy przyjść do domu.
- Czyli jest źle. – Stwierdziłam. Już zdążyłam zapomnieć że ona czegoś szuka.
- To na co czekamy? Idziemy. – Powiedziała Megan i wszyscy ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Ale powiedziała że my mamy przyjść. – Jamie popatrzył na Vic i podkreślił słowo my.
- Ale może ja chcę żeby z nami poszła. – Sprzeciwiłam się.
- Nie, spoko. Ja zostanę. I tak nie chcę się zrywać i potem mieć problemy. – Dzwonek zasygnalizował koniec przerwy i Vic poszła do klasy. Pomachała mi i zniknęła w tłumie.
- Poczekajcie tu, złapię Stevena. Co mają teraz drugie klasy? – Zapytała Megan.
- Chyba chemię. W 4. Drugie piętro. – Powiedziałam, a Megan pobiegła na schody i zaczęła przeciskać się przez tłum. Zadziwiające, jak ta dziewczyna w szpilkach wbiega po schodach zachowując grację. Zawsze chciałam się tak poruszać. Po kilku minutach pojawiła się przed nami ze Stevenem koło siebie. Wyszliśmy na zewnątrz budynku i rozłożyliśmy skrzydła. Wzbiliśmy się w powietrze i polecieliśmy. Jak myślałam zostawałam z tyłu ale przynajmniej miałam pewność że się nie zgubię.
W domu na fotelu siedziała Lacuna. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Muszę porozmawiać z Clov sam na sam. Idźcie na górę, jeśli Clov zdecyduje że chce wam powiedzieć to będziecie mogli przyjść. – Poleciła Lacuna. Odwrócili się i poszli do schodów. Jamie rzucił mi jeszcze jedno wspierające spojrzenie i odszedł.
- Usiądź - Powiedziała wskazując mi fotel. Siadłam i popatrzyłam na nią. Byłam tak zdenerwowana że nawet się nie odzywałam.
- Nie miałaś pewności co do twoich rodziców prawda? – Zapytała a ja pokiwałam głową, nie ufałam własnemu głosu. – Miałaś rację, nie są Aniołami Ciemności tylko zwykłymi ludźmi.
- To jak ja…?
- To nie są… Oni nie są twoimi prawdziwymi rodzicami. – Szok spowodowany tymi słowami był ogromny.
- Co?! To skoro tak kto…?
- Naprawdę nazywasz się Clover Collins.
- Moment, ale czy Steven nie ma na nazwisko Collins? – Zapytałam.
- Tak. Ma. – Patrzyła na mnie z współczuciem i powiedziała. – Steven jest twoim bratem…
***
- Przepraszam. – Powtórzył się Jamie. Mówił szeptem, zapewne nie chciał zbudzić reszty śpiących, a w zupełności moich rodziców.
- Nie przepraszaj nie masz za co…
- Mam, zachowałem się jak dupek. Pocałowałem cię a potem wróciłem jakby nigdy nic do pokoju. Ja nie chciałem, wiem ze znamy sie dopiero dwa dni a ja… nie wiem jak wyjaśnić co czuję. Po prostu jesteś jakaś inna, ja… – Nie mogłam już dłużej tego słuchać.
- Też cię kocham. – Wybuchłam. Starałam się mówić szeptem. On popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Podeszłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie. Wtuliłam głowę w jego szyję i ramie. Staliśmy tak chwilę aż drzwi od mojego pokoju się otworzyły i wyłoniła się zza nich Megan. Odskoczyliśmy od siebie a ona zmierzyła nas wzrokiem.
- Co tu robisz? – Zapytałam.
- Obudziłam się i zobaczyłam ze was nie ma, ale jak widzę to przeszkodziłam. – Odpowiedziała uśmiechając się i patrząc to na mnie to na brata.
- Nie, ja właśnie zamierzałam wracać do łóżka. – Powiedziałam. Przepchnęłam się koło Megan, która stała w drzwiach i weszłam do łóżka. Nakryłam kołdrą głowę i miałam nadzieję że Jamie wchodząc nie będzie mi się przyglądał. Po dłuższym czasie zmorzył mnie sen.
Obudził mnie natrętny odgłos dzwoniącego telefonu. Nawet tak świetna piosenka Metalliki mnie denerwowała. na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej Vic jeszcze w długich włosach. Trzeba by odświeżyć zdjęcie kontaktu. Odebrałam telefon.
- Halo? – Powiedziałam do słuchawki. Popatrzyłam na mój pokój. Megan przecierała oczy a Steven patrzył się na mnie z otwartymi ustami. Jamie już schodził z parapetu i uśmiechał się pod nosem.Popatrzył na mnie i jego uśmiech stał się szerszy. Odwzajemniłam jego gest i usłyszałam głos Vic dobiegający z telefonu.
- Hej, otwórz mi i idziemy. – Mówiła denerwująco wesołym głosem, jak zawsze wcześnie rano.
- Co? A która jest?
- No za pół godziny zaczynają się lekcje. – Odpowiedziała na pytanie. Jak to? O nie chyba przez wczorajsze ataki zapomniałam nastawić budzik.
- Już ci otwieram! – Powiedziałam i rozłączyłam sie. Zerwałam się z łóżka i narzuciłam na siebie szlafrok. Zeszłam na dół i otworzyłam drzwi. Po drugiej stronie stała Vic z plecakiem założonym na jedno ramię. Gdy mnie zobaczyła wytrzeszczyła oczy.
- Ty jeszcze w piżamie?! – Zapytała.
- Zapomniałam nastawić budzik. Długa historia, powiem po krótce. Były dwa ataki demonów jeden w moim domu a drugi na Pati. Megan, Jamie i Steven śpią u mnie dla mojej ochrony. I… – Już miałam powiedzieć o pocałunku gdy ugryzłam się w język. Vic to straszna papla, zaraz to rozgada.
- I? I przez to straciłaś głowę i nie nastawiłaś budzika? Dobra, chodź zaraz doprowadzimy cię do ładu. – Zrobiłyśmy jak Vic mówiła. Wszyscy się ubraliśmy i doprowadziliśmy do porządku. Pożyczyłam Megan ubrania a chłopaki włożyli to co mieli na sobie wczoraj. Pobiegliśmy do szkoły. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem. Megan, Jamie, Vic i ja pobiegliśmy do klasy fizycznej a Steven ruszył do sali matematycznej. Weszliśmy do klasy jako ostatni. Vic ruszyła do swojego miejsca. Siedziała w drugim rzędzie bo była niska. Ja siedziałam sama w ławce w ostatnim rzędzie. Siadłam pod ścianą. Megan i Jamie jako nowi w klasie stanęli koło biurka nauczycielki. Pani Drozd weszła do klasy i wszyscy chórem powiedzieliśmy jej „dzień dobry”.
- Od dzisiaj w waszej klasie uczyć się będzie James i Megan Millerowie. Mam nadzieję że ciepło ich przyjmiecie. Hmmm gdzie by was posadzić? – Nauczycielka rozglądała się po klasie a jej wzrok zatrzymał się na mojej ławce. – James usiądź z Clov, ostatnia ławka po…
- My się już znamy – Przerwał jej Jamie. Patrzył na mnie a ja zaczęłam się uśmiechać. – I proszę nie mówić do mnie James tylko Jamie. – Poprawił nauczycielkę. wziął plecak i siadł koło mnie. Jedną rękę trzymałam luźno po boku a on ją złapał i mocno ścisnął.Potem nauczycielka pokierowała Megan. Siadła w ławce Trenta, zaraz koło mnie tyle że dzisiaj go nie było. Tak samo jak Miley i Pati. A co jeśli coś im się stało. Starałam się o tym nie myśleć i skupić sie na lekcji. Co jakis czas patrzyłam na Jamie’go, który starał się nadążyć notować. Mi też to nie wychodziło ponieważ pani Drozd dyktowała bardzo szybko. Rozległ sie dzwonek i wszyscy uczniowie zerwali się z ławek. Spakowałam zeszyty i poczekałam przy wyjściu na Vic, Jamie’go i Megan.Wszyscy wyszliśmy na korytarz.
- Nie ma Trenta. -Zmartwiła się Vic.
- Miley i Pati też. – Dodałam.
- Miley nie czuje się dobrze, tak jak Pati. Dzwoniłam do nich. – Powiedziała Vic. Nagle w kieszeni Jamie’go zadzwonił telefon. On odszedł kawałek i odebrał. Po minucie wrócił i powiedział.
- Mama wróciła, znalazła coś na twój temat. To podobno bardzo ważne i mamy przyjść do domu.
- Czyli jest źle. – Stwierdziłam. Już zdążyłam zapomnieć że ona czegoś szuka.
- To na co czekamy? Idziemy. – Powiedziała Megan i wszyscy ruszyliśmy w stronę drzwi.
- Ale powiedziała że my mamy przyjść. – Jamie popatrzył na Vic i podkreślił słowo my.
- Ale może ja chcę żeby z nami poszła. – Sprzeciwiłam się.
- Nie, spoko. Ja zostanę. I tak nie chcę się zrywać i potem mieć problemy. – Dzwonek zasygnalizował koniec przerwy i Vic poszła do klasy. Pomachała mi i zniknęła w tłumie.
- Poczekajcie tu, złapię Stevena. Co mają teraz drugie klasy? – Zapytała Megan.
- Chyba chemię. W 4. Drugie piętro. – Powiedziałam, a Megan pobiegła na schody i zaczęła przeciskać się przez tłum. Zadziwiające, jak ta dziewczyna w szpilkach wbiega po schodach zachowując grację. Zawsze chciałam się tak poruszać. Po kilku minutach pojawiła się przed nami ze Stevenem koło siebie. Wyszliśmy na zewnątrz budynku i rozłożyliśmy skrzydła. Wzbiliśmy się w powietrze i polecieliśmy. Jak myślałam zostawałam z tyłu ale przynajmniej miałam pewność że się nie zgubię.
W domu na fotelu siedziała Lacuna. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Muszę porozmawiać z Clov sam na sam. Idźcie na górę, jeśli Clov zdecyduje że chce wam powiedzieć to będziecie mogli przyjść. – Poleciła Lacuna. Odwrócili się i poszli do schodów. Jamie rzucił mi jeszcze jedno wspierające spojrzenie i odszedł.
- Usiądź - Powiedziała wskazując mi fotel. Siadłam i popatrzyłam na nią. Byłam tak zdenerwowana że nawet się nie odzywałam.
- Nie miałaś pewności co do twoich rodziców prawda? – Zapytała a ja pokiwałam głową, nie ufałam własnemu głosu. – Miałaś rację, nie są Aniołami Ciemności tylko zwykłymi ludźmi.
- To jak ja…?
- To nie są… Oni nie są twoimi prawdziwymi rodzicami. – Szok spowodowany tymi słowami był ogromny.
- Co?! To skoro tak kto…?
- Naprawdę nazywasz się Clover Collins.
- Moment, ale czy Steven nie ma na nazwisko Collins? – Zapytałam.
- Tak. Ma. – Patrzyła na mnie z współczuciem i powiedziała. – Steven jest twoim bratem…
***
… Nie miałam pojęcia co o tym myśleć. Słowa, które przed chwilą wypowiedziała Lacuna wirowały w mojej głowie.
- Jak oni się nazywali? Moi rodzice? – Zapytałam.
- Sophia i Eric. To wszystko jest trochę skomplikowane. Ja brałam udział w tej historii.
- Nie żyją, prawda? – Zadałam kolejne pytanie.
- Nie żyją. Opowiem ci jak wszystko wyglądało. Około 2 miesięcy po urodzeniu Stevena, Sophia zaszła w kolejną ciąże. Tak jak ja, tyle że ja kilka miesięcy wcześniej. Urodziłam bliźniaki, Megan i Jamie’go. Minęły kolejne miesiące i nasz kraj został zaatakowany przez demony.
- Zaraz, Anioły Ciemności mają swój kraj? – Przerwałam.
- Tak, jest niedostępny dla ludzi bo leży około 30 kilometrów nad ziemią. – Odpowiedziała i wróciła do historii. – Mój mąż i mąż Sophii ruszyli do walki. Ja zostałam z dziećmi, tak jak ona. Następnego ranka dostałam wiadomość o naszej wygranej ale również o śmierci Jamesa.
- Pełne imię Jamie’go to James. Kiedyś wspomniał mi że ma swoje powody żeby go nie używać. To dla tego tak? – Znów przerwałam. Lacuna pokiwała głową i kontynuowała.
- Najpierw sie załamałam ale potem Marcus powiedział mi również o śmierci Erica. Marcus był moim przyjacielem. Postanowiłam pójść do Sophii razem z nim i przekazać jej tą wiadomość osobiście. Byłyśmy nierozłączne w dzieciństwie. Zostawiłam dzieci ze znajomą. Gdy weszliśmy do domu Sophii pierwsze co ujrzeliśmy było ciało pokojówki leżące w przedsionku. W korytarzu stał demon Oni. Zabiliśmy go a ja weszłam do małego pokoiku. W dziecięcym łóżeczku stojącym zaraz koło wejścia siedział zapłakany Steven. Nie mogłam na to patrzeć, wzięłam go na ręce i poszłam do pokoju Sophii. Nie było jej, tylko wielka plama krwi. Razem z Marcusem sądziliśmy że demony zabrały jej ciało do otchłani piekielnej. A że była w ciąży to jej dziecko też przepadło. Marcus był wysoko postawiony w radzie. Normalnie tak małe osierocone dzieci Aniołów Ciemności trafiają do adopcji do normalnych ludzi. On powiedział ze jeśli chcę to mam zabrać Stevena i uciekać z kraju zanim zarządca sie dowie. Tak też zrobiłam. Wyjechałam do Nowego Jorku, znalazłam dom do kupienia tu na Manhattanie. Do teraz tu mieszkamy, wszyscy czworo. Dopiero wczoraj wieczorem Marcus powiedział mi o czymś czego nie wiedziałam. Po dokładnym przeszukaniu domu, znaleziono niemowlę ukryte w szafie. Dziewczynkę. Ciebie. Przy tobie był tylko liścik, naszyjnik obronny – Wyjęła spod kołnierza koszulki piórko, ja zrobiłam to samo. – I magiczny sztylet. Marcus miał ten liścik w twoich aktach. Gdy się dowiedział ze cię znalazłam dał mi go. Przeczytaj. – Lacuna podała mi złożony skrawek pożółkłego papieru. Zaczęłam czytać. ” Czuję że przyszli po mnie. Niedługo mnie zabiorą a ja nie mogę się bronić. Urodziłam ją dzisiaj wieczorem. Ma na imię Clover. Dajcie rodzinie, która ją weźmie mój naszyjnik i sztylet.
~Sophia Collins.” I tyle. Podałam karteczkę Lacunie.
- Zachowaj go. – Powiedziała współczującym głosem.
- A Steven wie? – Zapytałam.
- Nie.
- Chcę żeby wiedział. I reszta też. – Powiedziałam.
- Dobrze już po nich idę. – Lacuna odeszła zostawiając mnie samą. Zaczęłam myśleć o tym czego się dowiedziałam. Naszyjnik dostałam ale sztyletu już nie. Czemu mi go nie dała? Muszę z nimi porozmawiać. Adoptowali mnie! Wszystko jest kłamstwem. Nie są moją rodziną. Nie są moimi rodzicami. Nie mam rodziców. Moją jedyną rodziną jest Steven! Usłyszałam kroki dochodzące ze schodów. Przyszli. Lacuna przysiadła na oparciu fotelu, na którym siedziałam.
- Co się stało Clov? – Zapytał Jamie widząc moją minę.
- Posłuchajcie. – Powiedziała Lacuna. – Zwracam się głównie do ciebie Steven. – Popatrzył na mnie a potem na Lacune. – To jest bardziej skomplikowane niż myślicie. Mówiłam ci Steven jak cie znalazłam. Ale nie powiedziałam ci jednego. Twoja mama była w tedy w ciąży. W ciąży z Clov a Clov jest… jest twoja siostrą. – Lacuna skończyła i oczekiwała reakcji. Steven przez moment patrzył na nią a potem… wybuchł śmiechem. Śmiał się. Śmiał się bo nie uwierzył i uznał to za głupi żart czy śmiał się żeby zatuszować emocje? Jamie i Megan patrzyli na niego jak na chorego umysłowo. Lacuna ze zdziwienia otworzyła usta. Jamie uniósł brwi a ja przygryzłam wargę.
- Steven? – Jamie położył mu dłoń na ramię. – Dobrze się czujesz? – On dalej zanosił się śmiechem aż nagle całkiem ucichł i popatrzył na mnie wielkimi oczami.
- Co? Jak to? Ona jest moją siostrą? – Zapytał. – Ja nie mam siostry, wiedział bym o tym. – Mówił bardzo szybko, jak nie on. Zaczęłam się zastanawiać czy to dla niego większy szok niż dla mnie.
- Steven, wszystko w porządku? – Zapytała Lacuna.
- Nie, nic nie jest w porządku! Jeśli ona jest moją siostrą to znaczy że ty mnie okłamałaś mówiąc że nie mam żadnego krewniaka! – Wykrzyknął Steven.
- Ja też nie wiedziałam, aż do wczorajszego wieczoru.
- Ale wiedziałaś że mama była w ciąży! Czemu mi nie powiedziałaś?
- Sama nie wiem… – Steven odwrócił się i poszedł na górę. Lacuna poszła za nim. Nie wiedziałam czym tak bardzo się zdenerwował. To ja właśnie dowiedziałam się ze jestem adoptowana. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z rodzicami. Dzisiaj mieli wolne po przepracowanej niedzieli. Zerwałam się z fotela i pobiegłam do drzwi. Słyszałam jak Jamie mnie woła ale się nie obejrzałam. Rozwinęłam skrzydła i poleciałam. Nie wznosiłam się na dużą wysokość, żeby widzieć gdzie lecę. Wylądowałam na podwórku, koło mojego domu.Wparowałam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizor. Wbiegłam do pokoju. Nagle cała złość się we mnie skumulowała i wybuchłam.
- Adoptowaliście mnie! – Wykrzyknęłam. Popatrzyli na siebie. Mama podeszła do mnie, chciała mnie dotknąć ale ja się odsunęłam.
- Czemu mi nie powiedzieliście że jestem adoptowana?!
- Kochanie…
- Nie, nie kochanie. I nie mów do mnie takim tonem!
- Tak jesteś adoptowana, ale…
- Czemu mi nie powiedzieliście?!
- Nie wiedzieliśmy jak zareagujesz. – Powiedział tato, który właśnie do nas podszedł. – Uspokój się. To my zawsze będziemy twoimi rodzicami.
- Wcale nie! Nie mam rodziców! Moi rodzice nie żyją! Ten naszyjnik, który mi dałaś jak byłam mała należał do mojej prawdziwej mamy tak?!
- Tak. – Odpowiedziała smutnym głosem mama.
- Dała mi jeszcze coś, prawda?! – Chodziło mi o sztylet.
- Tak. – Mama poszła do szuflady, którą zawsze zamykała na kluczyk. Wyjęła z niej rękojeść sztyletu. Była czarna, jak ta, którą dostałam od Jamie’go tyle że różniły się kamienie. W sztylecie od Jamie’go był rubin a w tym kamień był zielony, prawdopodobnie był to szmaragd. Wyrwałam sztylet mamie.
- Nienawidzę was! – Wykrzyknęłam i wybiegłam z domu. Rękojeść wsadziłam do kieszeni torby, wypełnionej książkami. Teraz rozumiałam Stevena. Nie panował nad sobą jak ja teraz. Nie wiedziałam gdzie pójdę, ale wiedziałam ze do domu nie wrócę…
- Jak oni się nazywali? Moi rodzice? – Zapytałam.
- Sophia i Eric. To wszystko jest trochę skomplikowane. Ja brałam udział w tej historii.
- Nie żyją, prawda? – Zadałam kolejne pytanie.
- Nie żyją. Opowiem ci jak wszystko wyglądało. Około 2 miesięcy po urodzeniu Stevena, Sophia zaszła w kolejną ciąże. Tak jak ja, tyle że ja kilka miesięcy wcześniej. Urodziłam bliźniaki, Megan i Jamie’go. Minęły kolejne miesiące i nasz kraj został zaatakowany przez demony.
- Zaraz, Anioły Ciemności mają swój kraj? – Przerwałam.
- Tak, jest niedostępny dla ludzi bo leży około 30 kilometrów nad ziemią. – Odpowiedziała i wróciła do historii. – Mój mąż i mąż Sophii ruszyli do walki. Ja zostałam z dziećmi, tak jak ona. Następnego ranka dostałam wiadomość o naszej wygranej ale również o śmierci Jamesa.
- Pełne imię Jamie’go to James. Kiedyś wspomniał mi że ma swoje powody żeby go nie używać. To dla tego tak? – Znów przerwałam. Lacuna pokiwała głową i kontynuowała.
- Najpierw sie załamałam ale potem Marcus powiedział mi również o śmierci Erica. Marcus był moim przyjacielem. Postanowiłam pójść do Sophii razem z nim i przekazać jej tą wiadomość osobiście. Byłyśmy nierozłączne w dzieciństwie. Zostawiłam dzieci ze znajomą. Gdy weszliśmy do domu Sophii pierwsze co ujrzeliśmy było ciało pokojówki leżące w przedsionku. W korytarzu stał demon Oni. Zabiliśmy go a ja weszłam do małego pokoiku. W dziecięcym łóżeczku stojącym zaraz koło wejścia siedział zapłakany Steven. Nie mogłam na to patrzeć, wzięłam go na ręce i poszłam do pokoju Sophii. Nie było jej, tylko wielka plama krwi. Razem z Marcusem sądziliśmy że demony zabrały jej ciało do otchłani piekielnej. A że była w ciąży to jej dziecko też przepadło. Marcus był wysoko postawiony w radzie. Normalnie tak małe osierocone dzieci Aniołów Ciemności trafiają do adopcji do normalnych ludzi. On powiedział ze jeśli chcę to mam zabrać Stevena i uciekać z kraju zanim zarządca sie dowie. Tak też zrobiłam. Wyjechałam do Nowego Jorku, znalazłam dom do kupienia tu na Manhattanie. Do teraz tu mieszkamy, wszyscy czworo. Dopiero wczoraj wieczorem Marcus powiedział mi o czymś czego nie wiedziałam. Po dokładnym przeszukaniu domu, znaleziono niemowlę ukryte w szafie. Dziewczynkę. Ciebie. Przy tobie był tylko liścik, naszyjnik obronny – Wyjęła spod kołnierza koszulki piórko, ja zrobiłam to samo. – I magiczny sztylet. Marcus miał ten liścik w twoich aktach. Gdy się dowiedział ze cię znalazłam dał mi go. Przeczytaj. – Lacuna podała mi złożony skrawek pożółkłego papieru. Zaczęłam czytać. ” Czuję że przyszli po mnie. Niedługo mnie zabiorą a ja nie mogę się bronić. Urodziłam ją dzisiaj wieczorem. Ma na imię Clover. Dajcie rodzinie, która ją weźmie mój naszyjnik i sztylet.
~Sophia Collins.” I tyle. Podałam karteczkę Lacunie.
- Zachowaj go. – Powiedziała współczującym głosem.
- A Steven wie? – Zapytałam.
- Nie.
- Chcę żeby wiedział. I reszta też. – Powiedziałam.
- Dobrze już po nich idę. – Lacuna odeszła zostawiając mnie samą. Zaczęłam myśleć o tym czego się dowiedziałam. Naszyjnik dostałam ale sztyletu już nie. Czemu mi go nie dała? Muszę z nimi porozmawiać. Adoptowali mnie! Wszystko jest kłamstwem. Nie są moją rodziną. Nie są moimi rodzicami. Nie mam rodziców. Moją jedyną rodziną jest Steven! Usłyszałam kroki dochodzące ze schodów. Przyszli. Lacuna przysiadła na oparciu fotelu, na którym siedziałam.
- Co się stało Clov? – Zapytał Jamie widząc moją minę.
- Posłuchajcie. – Powiedziała Lacuna. – Zwracam się głównie do ciebie Steven. – Popatrzył na mnie a potem na Lacune. – To jest bardziej skomplikowane niż myślicie. Mówiłam ci Steven jak cie znalazłam. Ale nie powiedziałam ci jednego. Twoja mama była w tedy w ciąży. W ciąży z Clov a Clov jest… jest twoja siostrą. – Lacuna skończyła i oczekiwała reakcji. Steven przez moment patrzył na nią a potem… wybuchł śmiechem. Śmiał się. Śmiał się bo nie uwierzył i uznał to za głupi żart czy śmiał się żeby zatuszować emocje? Jamie i Megan patrzyli na niego jak na chorego umysłowo. Lacuna ze zdziwienia otworzyła usta. Jamie uniósł brwi a ja przygryzłam wargę.
- Steven? – Jamie położył mu dłoń na ramię. – Dobrze się czujesz? – On dalej zanosił się śmiechem aż nagle całkiem ucichł i popatrzył na mnie wielkimi oczami.
- Co? Jak to? Ona jest moją siostrą? – Zapytał. – Ja nie mam siostry, wiedział bym o tym. – Mówił bardzo szybko, jak nie on. Zaczęłam się zastanawiać czy to dla niego większy szok niż dla mnie.
- Steven, wszystko w porządku? – Zapytała Lacuna.
- Nie, nic nie jest w porządku! Jeśli ona jest moją siostrą to znaczy że ty mnie okłamałaś mówiąc że nie mam żadnego krewniaka! – Wykrzyknął Steven.
- Ja też nie wiedziałam, aż do wczorajszego wieczoru.
- Ale wiedziałaś że mama była w ciąży! Czemu mi nie powiedziałaś?
- Sama nie wiem… – Steven odwrócił się i poszedł na górę. Lacuna poszła za nim. Nie wiedziałam czym tak bardzo się zdenerwował. To ja właśnie dowiedziałam się ze jestem adoptowana. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z rodzicami. Dzisiaj mieli wolne po przepracowanej niedzieli. Zerwałam się z fotela i pobiegłam do drzwi. Słyszałam jak Jamie mnie woła ale się nie obejrzałam. Rozwinęłam skrzydła i poleciałam. Nie wznosiłam się na dużą wysokość, żeby widzieć gdzie lecę. Wylądowałam na podwórku, koło mojego domu.Wparowałam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali telewizor. Wbiegłam do pokoju. Nagle cała złość się we mnie skumulowała i wybuchłam.
- Adoptowaliście mnie! – Wykrzyknęłam. Popatrzyli na siebie. Mama podeszła do mnie, chciała mnie dotknąć ale ja się odsunęłam.
- Czemu mi nie powiedzieliście że jestem adoptowana?!
- Kochanie…
- Nie, nie kochanie. I nie mów do mnie takim tonem!
- Tak jesteś adoptowana, ale…
- Czemu mi nie powiedzieliście?!
- Nie wiedzieliśmy jak zareagujesz. – Powiedział tato, który właśnie do nas podszedł. – Uspokój się. To my zawsze będziemy twoimi rodzicami.
- Wcale nie! Nie mam rodziców! Moi rodzice nie żyją! Ten naszyjnik, który mi dałaś jak byłam mała należał do mojej prawdziwej mamy tak?!
- Tak. – Odpowiedziała smutnym głosem mama.
- Dała mi jeszcze coś, prawda?! – Chodziło mi o sztylet.
- Tak. – Mama poszła do szuflady, którą zawsze zamykała na kluczyk. Wyjęła z niej rękojeść sztyletu. Była czarna, jak ta, którą dostałam od Jamie’go tyle że różniły się kamienie. W sztylecie od Jamie’go był rubin a w tym kamień był zielony, prawdopodobnie był to szmaragd. Wyrwałam sztylet mamie.
- Nienawidzę was! – Wykrzyknęłam i wybiegłam z domu. Rękojeść wsadziłam do kieszeni torby, wypełnionej książkami. Teraz rozumiałam Stevena. Nie panował nad sobą jak ja teraz. Nie wiedziałam gdzie pójdę, ale wiedziałam ze do domu nie wrócę…
czwartek, 26 września 2013
Część 8
… Powiedziałam o wszystkich moich domysłach
Megan. Potem tylko siedziałyśmy i patrzyłyśmy jak laptop przy każdej
próbie połączenia się z internetem coraz bardziej wariuje. W końcu
całkiem się wyłączył. Mama z dołu zawołała że zamówiła nam pizze i że
rodzice się już kładą. Zeszły nam 3 godziny na próbach złapania sygnału.
Byłam bardzo śpiąca i ledwo się już trzymałam. Megan poszła do łazienki
a ja zasnęłam.
***
Dziewczyną dowożącą pizzę była Pati, moja koleżanka. Widziałam jej czarne włosy gdy zakładała kask i siadała na motor. Pojechała ciemną uliczką częściowo oświetloną przez blask ulicznych latarni. W większości domów światła były pogaszone. Na końcu uliczki, koło latarni wydawało mi się że stoi jakiś dziwny cień. Gdy Pati podjechała do latarni coś przebiegło koło niej i zwaliło ją z motoru. Potoczyła się po ulicy. To co wydawało mi się cieniem wcale nim nie było. Było to coś na kształt ludzkiego szkieletu, tyle że jego kości były pożółkłe. Stał z mieczem z kości nad Pati, która leżała na asfalcie. Ona krzyknęła a demon opuścił miecz.
***
Obudziłam się, w chwili gdy Megan weszła do pokoju z pizzą. Postawiła pudełko na szafce i podeszła do mnie.
- Co jest? – Zapytała. Nie odpowiedziałam tylko szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do drzwi. Po drodze zapięłam bluzę. Na zewnątrz wiało jesiennym chłodem. Zobaczyłam jak światła motoru Pati znikające za rokiem. Rozwinęłam skrzydła i wzniosłam się w powietrze. Całe szczęście Megan już wzięła się za przerabianie moich ubrań. Leciałam z niesamowitą szybkością. Już prawie doganiałam Pati gdy demon ją zaatakował. Wszystko wyglądało jak w śnie. Przyśpieszyłam. Pati krzyknęła a ja wyjęłam z kieszeni sztylet. Zamachnęłam się nim i rzuciłam w chwili gdy demon miał zadać cios. Pati zasłoniła twarz ramionami i przewróciła się na bok. Sztylet wbił się dokładnie w środek głowy demona. Ten zaryczał przeraźliwym krzykiem i kości się rozsypały a potem wyparowały. Wylądowałam i zwinęłam skrzydła. Obejrzałam się i zobaczyłam że Megan stoi tuż za mną i też jest w postaci człowieka. Obie podbiegłyśmy do Pati nadal leżącej na ulicy.
- Pati! – Krzyknęłam i dziewczyna na mnie popatrzyła. Miała przerażony wzrok. Jej kas leżał kilka metrów dalej i Megan po niego poszła.
- Co… Co to było? – Zapytała roztrzęsionym głosem.
- Co? Nic nie widziałam. – Skłamałam.
- To coś. Wyglądało jak szkielet.
- Spadłaś z motoru i uderzyłaś się w głowę, coś ci się przywidziało. – Powiedziała dziwnie spokojnym głosem Megan niosąc dziewczynie kask. Ona go wzięła i założyła. Podniosłam jej motor z ziemi. Pati do niego podeszła i siadła na siedzenie.
- Chyba wezmę do końca nocy wolne, nie czuję się najlepiej. – Powiedziała słabym głosem. -A wy właściwie skąd tu się wzięłyście?
- My… yyy… Usłyszałyśmy twój krzyk i przybiegłyśmy. – Wymyśliłam na szybko.
- Aha, dobra. Dzięki za pomoc i do zobaczenia jutro w szkole. – Powiedziała i odjechała w noc. Na ulicy zostałam tylko ja i Megan. Stałyśmy w świetle latarni i patrzyłyśmy na odjeżdżający motor Pati.
- Co to miało być? Drugi atak w tym dniu? – Zapytała Megan gdy Pati Była już wystarczająco daleko.
- Chciałaś powiedzieć trzeci. Najpierw na Lucasa potem u mnie a teraz na Pati. – Poprawiłam ją.
- Ale co Pati ma z tym wspólnego?
- Ona… ona była dziewczyną Lucasa! Zerwali jakiś tydzień temu!
- A ty? Chyba z nim nie chodziłaś.
- Nie. – Zaczęłam się zastanawiać. – Ale Jamie wspomniał że ze względu na moją moc demony będą chciały mieć mnie po swojej stronie.
- No nie! I niech zgadnę to też ci się przyśniło? – Megan miała rację. Pokiwałam głową. Zaczęłam iść w stronę domu i wyjęłam telefon. Po drodze zabrałam z ulicy sztylet i ukryłam go w kieszeni. Wybrałam nowo wprowadzony numer do Jamie’go. Odebrał już po drugim sygnale.
- Co jest? – Zapytał.
- Demon zaatakował dziewczynę, która przywiozła pizze. Ledwo ją uratowałam! To była dziewczyna Lucasa. I już wiem o tych śmierciach i one są bardzo powiązane z takim jednym chłopakiem. Ja…
- Już do was jedziemy. Wyjaśnisz mi na miejscu. – Jamie się rozłączył. Poczułam się trochę lepiej. On tu przyjedzie i Steven też.
- Do kogo dzwoniłaś? – Zapytała Megan. Właśnie byłyśmy w połowie drogi do domu.
- Do Jamie’go. Dał mi swój numer i kazał dzwonić jeśli coś się stanie. Powiedział ze on i Steven tu przyjadą.- Ona tylko pokiwała głową. Pewnie też była zdenerwowana. Już nie byłam taka śpiąca. Wręcz przeciwnie, nigdy nie czułam się bardziej wypoczęta. A może gdy mam mieś wizję to chce mi się spać? Weszłyśmy do domu i poszłyśmy do mojego pokoju. Kilka minut później ktoś zapukał w okno. Był to Steven. Miał rozwinięte skrzydła i chciał wejść do pokoju. Otworzyłam okno a on przysiadł na parapet i złożył skrzydła. Następnie wgramolił się do środka. Po nim pojawił się Jamie, który zrobił to samo. Zamknęłam okno a on siadł na parapet i powiedział.
- Teraz mów dokładnie o wszystkim co się stało. - Gdy skończyłam oboje byli bardzo zdziwieni. Po chwili narady zdecydowali że zostają tu na noc. Świetnie, lepiej już być nie mogło! Trzech Aniołów Ciemności pilnujących mnie w trakcie snu bo może jakiś demon zechce mnie porwać lub zabić. Nie miałam już więcej materacy więc kazałam im się położyć gdziekolwiek. Steven wybrał krzesło a Jamie rozłożył się na parapecie. Położyłam się do łóżka i zgasiłam światło. Przez kilka godzin próbowałam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i co moment przysypiałam, lecz nie na długo. Po kilku godzinach zachciało mi się pić. Popatrzyłam na telefon. No tak 2 w nocy. Wyszłam z łóżka i zeszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody. Po wypiciu jej miałam wrócić na górę lecz zobaczyłam ze ktoś siedzi w salonie. Był to Jamie. Siedział na kanapie i patrzył przed siebie. Podeszłam do niego i siadła obok. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Nie możesz zasnąć? – Zapytał cichym głosem.
- A ty? – Odwzajemniłam pytanie.
- Nie mogę. – Odpowiedział. Siedzieliśmy w milczeniu i co chwilę patrzyliśmy na siebie. Nagle stało się coś czego się nie spodziewałam. Pocałowaliśmy się. Na początku Jamie delikatnie położył usta na moich. Potem ja odwzajemniłam pocałunek. On objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Położyłam swoją rękę na jego karku drugą na ramieniu. Miałam wrażenie że czas wokół się zatrzymał. Nie było niczego oprócz jego ust, włosów, ramion. Był tylko on, tylko on się liczył. W końcu odsunął się ode mnie. Patrzył na mnie, wzrokiem pełnym smutku i miłości.
- Przepraszam. – Powiedział tylko i poszedł na górę zostawiając mnie samą w ciemnym pokoju. Nawet za nim nie popatrzyłam tylko dotknęłam swoich ust…
***
Dziewczyną dowożącą pizzę była Pati, moja koleżanka. Widziałam jej czarne włosy gdy zakładała kask i siadała na motor. Pojechała ciemną uliczką częściowo oświetloną przez blask ulicznych latarni. W większości domów światła były pogaszone. Na końcu uliczki, koło latarni wydawało mi się że stoi jakiś dziwny cień. Gdy Pati podjechała do latarni coś przebiegło koło niej i zwaliło ją z motoru. Potoczyła się po ulicy. To co wydawało mi się cieniem wcale nim nie było. Było to coś na kształt ludzkiego szkieletu, tyle że jego kości były pożółkłe. Stał z mieczem z kości nad Pati, która leżała na asfalcie. Ona krzyknęła a demon opuścił miecz.
***
Obudziłam się, w chwili gdy Megan weszła do pokoju z pizzą. Postawiła pudełko na szafce i podeszła do mnie.
- Co jest? – Zapytała. Nie odpowiedziałam tylko szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do drzwi. Po drodze zapięłam bluzę. Na zewnątrz wiało jesiennym chłodem. Zobaczyłam jak światła motoru Pati znikające za rokiem. Rozwinęłam skrzydła i wzniosłam się w powietrze. Całe szczęście Megan już wzięła się za przerabianie moich ubrań. Leciałam z niesamowitą szybkością. Już prawie doganiałam Pati gdy demon ją zaatakował. Wszystko wyglądało jak w śnie. Przyśpieszyłam. Pati krzyknęła a ja wyjęłam z kieszeni sztylet. Zamachnęłam się nim i rzuciłam w chwili gdy demon miał zadać cios. Pati zasłoniła twarz ramionami i przewróciła się na bok. Sztylet wbił się dokładnie w środek głowy demona. Ten zaryczał przeraźliwym krzykiem i kości się rozsypały a potem wyparowały. Wylądowałam i zwinęłam skrzydła. Obejrzałam się i zobaczyłam że Megan stoi tuż za mną i też jest w postaci człowieka. Obie podbiegłyśmy do Pati nadal leżącej na ulicy.
- Pati! – Krzyknęłam i dziewczyna na mnie popatrzyła. Miała przerażony wzrok. Jej kas leżał kilka metrów dalej i Megan po niego poszła.
- Co… Co to było? – Zapytała roztrzęsionym głosem.
- Co? Nic nie widziałam. – Skłamałam.
- To coś. Wyglądało jak szkielet.
- Spadłaś z motoru i uderzyłaś się w głowę, coś ci się przywidziało. – Powiedziała dziwnie spokojnym głosem Megan niosąc dziewczynie kask. Ona go wzięła i założyła. Podniosłam jej motor z ziemi. Pati do niego podeszła i siadła na siedzenie.
- Chyba wezmę do końca nocy wolne, nie czuję się najlepiej. – Powiedziała słabym głosem. -A wy właściwie skąd tu się wzięłyście?
- My… yyy… Usłyszałyśmy twój krzyk i przybiegłyśmy. – Wymyśliłam na szybko.
- Aha, dobra. Dzięki za pomoc i do zobaczenia jutro w szkole. – Powiedziała i odjechała w noc. Na ulicy zostałam tylko ja i Megan. Stałyśmy w świetle latarni i patrzyłyśmy na odjeżdżający motor Pati.
- Co to miało być? Drugi atak w tym dniu? – Zapytała Megan gdy Pati Była już wystarczająco daleko.
- Chciałaś powiedzieć trzeci. Najpierw na Lucasa potem u mnie a teraz na Pati. – Poprawiłam ją.
- Ale co Pati ma z tym wspólnego?
- Ona… ona była dziewczyną Lucasa! Zerwali jakiś tydzień temu!
- A ty? Chyba z nim nie chodziłaś.
- Nie. – Zaczęłam się zastanawiać. – Ale Jamie wspomniał że ze względu na moją moc demony będą chciały mieć mnie po swojej stronie.
- No nie! I niech zgadnę to też ci się przyśniło? – Megan miała rację. Pokiwałam głową. Zaczęłam iść w stronę domu i wyjęłam telefon. Po drodze zabrałam z ulicy sztylet i ukryłam go w kieszeni. Wybrałam nowo wprowadzony numer do Jamie’go. Odebrał już po drugim sygnale.
- Co jest? – Zapytał.
- Demon zaatakował dziewczynę, która przywiozła pizze. Ledwo ją uratowałam! To była dziewczyna Lucasa. I już wiem o tych śmierciach i one są bardzo powiązane z takim jednym chłopakiem. Ja…
- Już do was jedziemy. Wyjaśnisz mi na miejscu. – Jamie się rozłączył. Poczułam się trochę lepiej. On tu przyjedzie i Steven też.
- Do kogo dzwoniłaś? – Zapytała Megan. Właśnie byłyśmy w połowie drogi do domu.
- Do Jamie’go. Dał mi swój numer i kazał dzwonić jeśli coś się stanie. Powiedział ze on i Steven tu przyjadą.- Ona tylko pokiwała głową. Pewnie też była zdenerwowana. Już nie byłam taka śpiąca. Wręcz przeciwnie, nigdy nie czułam się bardziej wypoczęta. A może gdy mam mieś wizję to chce mi się spać? Weszłyśmy do domu i poszłyśmy do mojego pokoju. Kilka minut później ktoś zapukał w okno. Był to Steven. Miał rozwinięte skrzydła i chciał wejść do pokoju. Otworzyłam okno a on przysiadł na parapet i złożył skrzydła. Następnie wgramolił się do środka. Po nim pojawił się Jamie, który zrobił to samo. Zamknęłam okno a on siadł na parapet i powiedział.
- Teraz mów dokładnie o wszystkim co się stało. - Gdy skończyłam oboje byli bardzo zdziwieni. Po chwili narady zdecydowali że zostają tu na noc. Świetnie, lepiej już być nie mogło! Trzech Aniołów Ciemności pilnujących mnie w trakcie snu bo może jakiś demon zechce mnie porwać lub zabić. Nie miałam już więcej materacy więc kazałam im się położyć gdziekolwiek. Steven wybrał krzesło a Jamie rozłożył się na parapecie. Położyłam się do łóżka i zgasiłam światło. Przez kilka godzin próbowałam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i co moment przysypiałam, lecz nie na długo. Po kilku godzinach zachciało mi się pić. Popatrzyłam na telefon. No tak 2 w nocy. Wyszłam z łóżka i zeszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody. Po wypiciu jej miałam wrócić na górę lecz zobaczyłam ze ktoś siedzi w salonie. Był to Jamie. Siedział na kanapie i patrzył przed siebie. Podeszłam do niego i siadła obok. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Nie możesz zasnąć? – Zapytał cichym głosem.
- A ty? – Odwzajemniłam pytanie.
- Nie mogę. – Odpowiedział. Siedzieliśmy w milczeniu i co chwilę patrzyliśmy na siebie. Nagle stało się coś czego się nie spodziewałam. Pocałowaliśmy się. Na początku Jamie delikatnie położył usta na moich. Potem ja odwzajemniłam pocałunek. On objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Położyłam swoją rękę na jego karku drugą na ramieniu. Miałam wrażenie że czas wokół się zatrzymał. Nie było niczego oprócz jego ust, włosów, ramion. Był tylko on, tylko on się liczył. W końcu odsunął się ode mnie. Patrzył na mnie, wzrokiem pełnym smutku i miłości.
- Przepraszam. – Powiedział tylko i poszedł na górę zostawiając mnie samą w ciemnym pokoju. Nawet za nim nie popatrzyłam tylko dotknęłam swoich ust…
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)